42-tysięczne miasto Erzin leży w dotkniętej trzęsieniem ziemi prowincji Hatay w południowej Turcji, mniej więcej w połowie drogi między miastami Adana i Gazantiep. Obie te miejscowości mocno ucierpiały wskutek trzęsienia. Po tym, jak wiele budynków poskładało się jak domki z kart, w kraju rozgorzała dyskusja na temat nieprzestrzegania standardów budowlanych, które powinny być stosowane w krajach narażonych na trzęsienia ziemi.
Jednak w Erzin uszkodzonych zostało zaledwie kilka domów i minarety meczetów. Skala zniszczeń okazała się tak niewielka, ponieważ większość budynków mieszkalnych liczy tu zaledwie cztery kondygnacje, a najwyższe spośród nich są pięciopiętrowe - podaje we wtorek portal tureckiej gazety "Hurriyet".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Potrzebna zmiana mentalności
- W żadnym wypadku nie pozwalałem na nielegalną budowę - tłumaczy burmistrz Erzin Okkes Elmasoglu, cytowany przez turecki portal. - Mimo to znaleźli się tacy, którzy próbowali. Początkowo nie byliśmy w stanie ich śledzić, ponieważ nie mieliśmy wystarczającej liczby personelu, ale później zgłosiliśmy te osoby do prokuratury i podjęliśmy decyzje o rozbiórce budynków wzniesionych z naruszeniem prawa - podkreśla.
Jak dodaje, w Turcji niezbędna jest "całkowita zmiana mentalności" w kwestii przestrzegania norm budowlanych. - Nasi obywatele nie powinni oczekiwać od państwa żadnego tolerowania samowoli budowlanych. Nie mogą też sami dopuszczać się takich działań. Należy podejmować zdecydowane kroki w celu wyburzania tego typu budynków, jeśli jest to konieczne. Potrzebujemy bardziej sprawnych mechanizmów kontroli - mówi samorządowiec.
Epicentrum trzęsienia ziemi o magnitudzie 7,8, które w nocy z 5 na 6 lutego nawiedziło południowo-wschodnią Turcję i północną Syrię, znajdowało się w tureckiej prowincji Kahramanmaras. Kataklizm spowodował ogromne zniszczenia na kilkusetkilometrowym odcinku od syryjskiego miasta Hama do tureckiego Diyarbakir. Potem nastąpiło jeszcze kilkadziesiąt słabszych wstrząsów.
Do wtorku liczba ofiar w obu krajach przekroczyła 37,6 tys. W Turcji zginęły 31 974 osoby, a w Syrii - 5814. Z południowej Turcji ewakuowano ponad 158 tysięcy osób, które straciły dach nad głową.
Mimo że eksperci oceniają, że szanse na odnalezienie żywych pod gruzami są obecnie bliskie zera, to we wtorek wciąż napływały doniesienia o kolejnych ocalałych osobach. Uratowani ludzie, m.in. dwaj nastoletni bracia, przeżyli, chociaż spędzili w zrujnowanych budynkach blisko 200 godzin.
Prezydent Turcji Recep Tayyip Erdogan zapewnił, że wszystkie osoby dopuszczające się kradzieży lub korupcji, np. winne nieprawidłowości w związku z budową bloków mieszkalnych niespełniających norm, zostaną surowo ukarane. Według zapowiedzi władz m.in. w tym celu na terenach dotkniętych kataklizmem wprowadzono stan wyjątkowy na trzy miesiące - przypomniała w poniedziałek telewizja Al-Dżazira.
Mało kto przestrzega norm
W nocy z soboty na niedzielę wiceprezydent Turcji Fuat Oktay powiedział, że wydano nakazy aresztowania 134 osób zaangażowanych w budowę budynków, które zawaliły się podczas trzęsienia ziemi. Chociaż Turcja ma na papierze przepisy budowlane, które spełniają standardy inżynierii sejsmicznej, rzadko są one stosowane - piszą tureckie media. Minister sprawiedliwości obiecał ukarać każdego odpowiedzialnego za złe wykonanie prac budowlanych, a prokuratorzy rozpoczęli zbieranie wśród gruzów dowodów, by zbadać materiały użyte przy wznoszeniu budynków.
W Turcji straty gospodarcze spowodowane zeszłotygodniowym trzęsieniem ziemi mogą wynieść ponad 80 mld dolarów, czyli około 10 proc. PKB - uważają cytowani przez agencję Reutera biznesmeni z Konfederacji Przedsiębiorstw i Biznesu Turkonfed.
Jeśli chcesz być na bieżąco z najnowszymi wydarzeniami ekonomicznymi i biznesowymi, skorzystaj z naszego Chatbota, klikając tutaj