Znalezienie wolnego miejsca na parkingu przed marketami budowlanymi w czwartkowy wieczór graniczyło z cudem. Powód? Polacy ruszyli na zakupy, by zdążyć przed zamknięciem sklepów, które nastąpi w sobotę. Z sygnałów, które otrzymaliśmy od naszych czytelników wynika, że markety budowlane w Warszawie przeżywały oblężenie.
Przy wjeździe do Leroy Merlin w warszawskich Skoroszach po godz. 18 worzyły się korki. Kierowcy stali w kolejce, by w ogóle wjechać na parking.
W Szczecinie natomiast usłyszeliśmy zapewnienie, że "dantejskich scen jeszcze nie ma". - Parking jednak jest pełny, kolejki też się zaczynają - słyszymy.
Obsługa klientów odbywa się płynnie - zapewniają sprzedawcy, ale sami przyznają, że ruch jest większy. "Klienci, którzy mają rozgrzebany remont, wolą kupić niezbędne produkty na zapas, by się potem niepotrzebnie nie stresować" - słyszymy.
Nieco lepiej prezentuje się sytuacja w Obi na warszawskim Ursynowie, gdzie dużych kolejek jeszcze nie ma. Jednak sklep wydłużył godziny funkcjonowania. Na stronie Obi na Ursynowie jest informacja, że sklep działa do godziny 21. Przed samym wejściem jednak jest wywieszona informacja, że market wydłuża działanie do godziny 22.
Jeden z naszych rozmówców zawitał do sklepu, by odebrać towar zamówiony wcześniej w sieci. Zapytał pracownika, co by było, gdyby mógł się stawić w sklepie dopiero w sobotę? Ten nie był w stanie mu odpowiedzieć. O tym, czy odbiór zamówionych produktów w sieci w trakcie tzw. twardego lockdownu będzie możliwy, przekonamy się dopiero po publikacji rozporządzenia.
Od najbliższej soboty wchodzi lockdown w znacznie ostrzejszym wymiarze, niż do tej pory. Całkowicie zamknięte będą sklepy meblowe i budowlane o powierzchni powyżej 2 tys. m kw. Decyzję skrytykowała już Polska Izba Handlu.
Wszystko przez rosnącą liczbę zachorowań na COVID-19. W czwartek odnotowano ponad 34. tys. nowych przypadków zakażeń koronawirusem SARS-CoV-2.
Czytaj więcej: Konferencja premiera Morawieckiego. Rząd zaostrza lockdown. "Zbliżamy się do granicy wydolności"
- Polska znajduje się w najtrudniejszym momencie pandemii od 13 miesięcy. Napór trzeciej fali koronawirusa jest bardzo silny, na tę chwilę mamy zajętych ponad 70 proc. łóżek i ponad 70 proc. łóżek respiratorowych. Zbliżamy się do granic wydolności służby zdrowia, jesteśmy o krok od przekroczenia liczby, która uniemożliwi leczyć pacjentów, zrobimy wszystko, by do tego nie doszło - tłumaczył na czwartkowej konferencji prasowej premier Mateusz Morawiecki.