Giełda Bitmarket przypomina labirynt. Struktura spółek, które ją tworzą, jest tak zagmatwana, że nawet najbardziej wytrawny ekspert mógłby się pogubić. Platforma powstała w 2014 roku. Była zarządzana przez zarejestrowaną na Seszelach spółkę Bitmarket Limited Global. Z kolei operatorem giełdy (czyli podmiotem odpowiedzialnym za rachunki i portfele klientów) była firma Kvadratco Services Limited z siedzibą w Londynie.
Właścicielem domeny, pod którą działała giełda Bitmarket, została spółka Gyptrade OU z siedzibą w Tallinnie. Wpłatami i wypłatami klientów dalej natomiast zarządzała firma Kvadratco. Jest też firma Global1, również związana z Bitmarketem. Pod koniec roku 2017 do prezesów funduszu IQ Partners przyszli Marcin Aszkiełowicz i Tobiasz Niemiro, przedsiębiorcy z Warmii i Mazur, którzy były wspólnikami w Global1. To właśnie za jej pośrednictwem fundusz IQ najpierw odkupił domenę Bitmarket, a w przyszłości planował przejąć depozyty klientów. Ten "drugi etap" transakcji nigdy nie doszedł do skutku.
Poszkodowani użytkownicy giełdy Bitmarket (były na niej bitcoiny warte ponad sto milionów złotych)
twierdzą, że panowie Aszkiełowicz i Niemiro byli "mózgami" platformy. To oni też są obarczani odpowiedzialnością za tajemnicze zniknięcie internetowego kryptoparkietu. Z Marcinem Aszkiełowiczem nie ma kontaktu. Udało nam się natomiast porozmawiać Tobiaszem Niemiro.
44-letni Niemiro pochodzi z Olsztyna. Jest przedsiębiorcą i społecznikiem. Prezesem warmińsko-mazurskiego stowarzyszenia na rzecz bezpieczeństwa i wspólnikiem w wielu firmach z branży nieruchomości i żywnościowej. Niemiro ma udziały w sieci poradni dietetycznych MedFood. Akcjonariuszem tej firmy jest też Marcin Aszkiełowicz.
Nasz rozmówca twierdzi, że nie ma nic wspólnego z problemami Bitmarketu i sam czuje się ofiarą. - Byłem inwestorem finansowym, nigdy nie prowadziłem giełdy Bitmarket, nigdy nią nie zarządzałem. Traktowałem to przedsięwzięcie jako cel inwestycyjny, którym będą zarządzały i rozwiną go kompetentne osoby, następnie uda się z zyskiem cały holding sprzedać. Cel ten nie został osiągnięty. Nie odzyskałem zainwestowanych środków - tłumaczy.
Przypomnijmy, że według szacunków na platformie było kilkadziesiąt tysięcy rachunków, z czego pięć tysięcy było aktywnych. Wśród nich był także Niemiro: - Straciłem bardzo dużo, na dziś podliczyłem, że około 1,2 mln zł. Do tego miałem jakieś środki na giełdzie, ale nie wiem jak to będę mógł teraz udowodnić, skoro platforma nie działa.
Tobiasz Niemiro twierdzi, że w 2015 roku został udziałowcem spółki, do której m.in. należała giełda. Dwa lata później pozbył się udziałów: - Jako inwestor finansowy otrzymywałem w przeszłości niektóre informacje finansowe od osoby odpowiedzialnej za zarządzanie, ale były to tylko i wyłącznie zestawienia w Excelu, czy po prostu zestawienia finansowe, nie mające nic wspólnego z księgowością. Osoby zarządzające giełdą i spółką nie mogły sobie poradzić z prowadzeniem księgowości w rozumieniu przepisów o rachunkowości, to był jeden z głównych powodów mojego odejścia kilka lat temu z biznesu – zaznacza.
Nasz rozmówca podkreśla, że o problemach Bitmarketu dowiedział się tak, jak pozostali użytkownicy - z komunikatu na stronie. Na pytanie, czy giełda faktycznie utraciła płynność, odpowiada, że pozostawia to ocenie organów ścigania. Jest przekonany, że pieniądze użytkowników się znajdą: - Tak wielka kwota, którą podają media, o ile jest prawdziwa, nie mogła po prostu wyparować.
Niemiro potwierdza, że zna Marcina Aszkiełowicza i nie ma z nim kontaktu, nie wie, co się z nim teraz dzieje. Tłumaczy też, dlaczego pomimo frustracji i oskarżeń użytkowników platformy, nie zdecydował się na kontakt z nimi i wydanie oświadczenia: - Nie ponoszę żadnej odpowiedzialności za działalność i sytuację giełdy, nie mam wiedzy na temat powodów jej zamknięcia, poza wiedzą z komunikatu, który zamieściła giełda Bitmarket na swojej stronie.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl