O sprawie informuje "Gazeta Wyborcza", która rozmawiała z rzecznikiem finansowym Mariuszem Goleckim. Wskazał on wachlarz możliwości, z których korzystają firmy ubezpieczeniowe, by ograniczyć wysokość wypłat odszkodowań lub też w ogóle ich nie wypłacać.
Duży wpływ na to, czy rolnicy zobaczą jakiekolwiek odszkodowanie, ma tzw. franszyza integralna. Jest to określona w umowie ubezpieczenia wartość strat w plonach. Dopiero po jej przekroczeniu ubezpieczyciel decyduje się na wypłatę polisy. Rzecznik finansowy wskazuje, że to przy tym mechanizmie dochodzi do największych nadużyć na niekorzyść rolników.
Problematyczna jest również metodyka ustalania szkody. Do jej określenia ubezpieczyciele stosują w niektórych przypadkach błędną fazę rozwojową roślin. Zdarza się też, że do ustalenia szkody stosują inną - niższą niż rynkowa - cenę owoców, co naturalnie prowadzi do obniżenia wysokości wypłaty polisy.
Dochodzi też do sytuacji, że ubezpieczyciele celowo opóźniają oględziny uszkodzeń. Rolnik wtedy jest postawiony w trudnej sytuacji, bo albo musi zrezygnować z odszkodowania i skupić się na uprawie zastępczej, albo czekać na ekspertów i liczyć się z tym, że nie zdąży z uprawą zastępczą.
Rolnicy skarżą się również na ubezpieczenia budynków; w ich ocenie ubezpieczenia są mniejsze od oczekiwanych kwot. Każdy właściciel gospodarstwa rolnego powyżej 1 ha ma obowiązek ubezpieczyć budynki.
Sprawdź: Będzie dodatkowy zasiłek opiekuńczy - w określonej sytuacji. Premier: szkoła musi nauczać zdalnie
Dziennik przypomina, że rolnicze ubezpieczenia są dotowane z budżetu państwa. W tym roku rolnicy mogą liczyć na dotację w wysokości 65 proc. na ubezpieczenie niektórych upraw i zwierząt. Łącznie na ten cel z budżetu płynie 500 mln złotych.