- Na początku szło im bardzo sprawnie - opowiada pan Rafał, który wynajął ekipę do budowy domu pod Wrocławiem. - Jednak w pewnym momencie budowlańcy stwierdzili, że pogoda nie dopisuje. Zapewnili, że wrócą, jak się poprawi - mówi.
Początkowo Rafał im uwierzył, w końcu budowlańcy zostawili na miejscu i drogi sprzęt, i rusztowanie przy jednej ze ścian. - Po sprzęt szybko przyjechali, ale rusztowanie zostało. Nie przyjechali do dziś, choć minęło pół roku - opowiada mieszkaniec okolic Wrocławia.
Dzwonimy do ekipy, którą wynajął pan Rafał. - Najpierw popsuła się pogoda, potem mieliśmy inną robotę, ale teraz, w poniedziałek, wracamy do pana Rafała - wyjaśnia jej szef. Zapewnia jednak, że "nie wziął zaliczki, a jedynie rozliczył się za wykonaną już pracę".
Ekipa ucieka, budowa stoi
- Ile raz to już słyszałem, że wracają w poniedziałek... - rozkłada ręce na te wieści pan Rafał. I dodaje, że słyszał już "wszystkie możliwe wymówki". - Choroba, pogoda, śmierć bliskich, operacje, wszytko już było. Ile w tym prawdy? Nie mam pojęcia - mówi pan Rafał.
Inna historia. Okolice Warszawy. - Ekipa wzięła zaliczkę w wysokości 10 tys. zł. Potem jednak szybko uciekli. Budowany przeze mnie dom został na zimę bez dachu - opowiada pan Michał.
Zdenerwowany klient postanowił drążyć temat. Okazało się, że właściciel firmy trafił do aresztu domowego w związku ze śmiercią członka jego ekipy na innej budowie. - Syn tego człowieka przejął firmę, zapewniał, że ojciec jest w szpitalu. No ale dokończyć projektu nie zamierzał, a 10 tysięcy zł przepadło - opowiada pan Michał.
Ile jest takich przypadków? Zadaliśmy pytanie na jednej z największych grup na Facebooku, które skupiają ludzi zainteresowanych budową domów. Na zapytanie odpowiedziało ponad 120 osób. Spora część z nich opowiada, że znalazła się w podobnej sytuacji.
"Byłam w siódmym miesiącu ciąży z rozgrzebanym mieszkaniem, w którym miałam zamieszkać" - opowiada jedna z członkiń grupy. Mówi, że ekipa wróciła, ale tylko dlatego, że kobieta poszła do domu szefa firmy i przedstawiła sytuację jego żonie. "Pracownicy uciekli, jak tylko dostali zaliczki" - to inna opowieść z grupy.
Mariusz Kurzac, ekspert ds. nieruchomości z firmy Cenatorium przyznaje, że temat uciekających ekip jest mu znany. Tłumaczy to boomem na rynku nieruchomości.
- Wszyscy budują, wszyscy kupują, zapotrzebowanie na usługi budowlane jest ogromne. Zatem sporo ekip może z dnia na dzień dostać zlecenie za 30-40 proc. więcej pieniędzy - uważa Kurzac.
Jak dodaje, uciekanie ekip może być też spowodowane rosnącą liczbą małych firm, które powstają w branży. Często takie firmy zatrudniają obcokrajowców i szukają jak najbardziej intratnych zleceń. I są w stanie zmienić pracodawcę z dnia na dzień jeśli oczywiście jest w stanie więcej zapłacić.
Jak się przed tym bronić? Kurzac namawia, żeby zawsze podpisywać umowy. Jak dodaje, warto płacić po odbiorze konkretnego elementu, a nie z góry.
"Budowlaniec jak gwiazda rocka"
Nawet jednak przestrzeganie takich zasad nie musi nas chronić przed uciekającymi budowlańcami. - Rynek jest rozgrzany do czerwoności i na ekipę trzeba czekać już nawet rok, zwłaszcza w dużych miastach. Jeśli więc klient znajdzie ludzi, którzy robią "na lewo" i chcą dużą zaliczkę, to nierzadko decyduje się na takie warunki. Bo nie chce czekać kilkunastu miesięcy na rozpoczęcie budowy. Można to podejście jakoś rozumieć, ale efektem często są właśnie takie kłopoty - opowiada nam osoba z branży budowlanej.
- Popyt na budowlańców jest już taki, że ci zachowują się często jak gwiazdy rocka. Raz okazałem na rozmowie jednemu z nich swoje zniecierpliwienie. "Nie będzie pan mi tu prychać" - odpowiedział, i odwrócił się na pięcie - opowiada nam pan Michał spod Warszawy.