W sobotę Stany Zjednoczone ogłosiły nowe cła na towary z Kanady, Meksyku i Chin. Mają one wejść we wtorek 4 lutego, choć nie jeśli chodzi o Meksyk. W przypadku tego kraju w poniedziałek Trump poinformował, że odroczył decyzję o miesiąc.
Na sobotnią zapowiedź nowych ceł nerwowo zareagowali inwestorzy w Europie - o czym świadczą giełdowe spadki najważniejszych producentów m.in. samochodów. Możliwe bowiem, że w przyszłości Donald Trump zdecyduje się na objęcie cłami również produktów pochodzących z UE. Podczas poprzedniej kadencji tak właśnie zrobił - uderzając w unijny eksport pojazdów do USA.
Ekspert PISM: Samo nałożenie ceł nie przyniesie efektu
Jakie jeszcze branże mogą czuć się zagrożone? Czy Wspólnota ma się czym bronić? Piotr Dzierżanowski, analityk ds. międzynarodowych stosunków gospodarczych z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, podkreśla w rozmowie z money.pl, że na razie cła mają zostać wprowadzone na Kanadę i Chiny (i być może za miesiąc na Meksyk, o ile w tym czasie kraje te nie dojdą do porozumienia), a w przypadku UE żadnej decyzji jeszcze nie ma - są tylko groźby.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ekspert przyznaje jednak, że nakładanie ceł przez USA - biorąc pod uwagę obecną sytuację Stanów Zjednoczonych - nie jest tak bezsensowne, jak przez wiele lat uważali ekonomiści. Wskazuje jednak, że bez innych rozwiązań nie będą skuteczne.
Nałożenie ceł mogłoby mieć pewien sens dla zmniejszenia deficytów handlowych, na których Donald Trump się koncentruje, jeśli byłoby odpowiednio sformatowane i towarzyszyłyby mu właściwe instrumenty polityki wewnętrznej. A także zmiany w zakresie przepływów kapitału. Samo nałożenie ceł, zwłaszcza tak szerokich, tego efektu po prostu nie przyniesie - ocenia Dzierżanowski.
Cła bardziej narzędziem politycznego nacisku niż gospodarczym
Ekspert PISM podkreśla, że brak towarzyszących działań w krajowej polityce gospodarczej sugeruje polityczny charakter wprowadzonych ceł. - Na decyzje USA należy patrzeć przede wszystkim jako na instrument polityczny. To pokazuje, że USA podchodzi do nadchodzących negocjacji w dziedzinie handlu międzynarodowego serio - tłumaczy analityk.
Ekspert PISM zwraca uwagę na skalę wymiany handlowej między UE a USA.
Faktycznie Stany Zjednoczone mają spory deficyt z Unią Europejską, szczególnie w dziedzinie handlu towarami. Według danych z 2023 roku deficyt w handlu towarami wynosił 200 miliardów dolarów, przy jednoczesnej nadwyżce 70 miliardów po stronie USA w dziedzinie handlu usługami. Łączny deficyt handlowy USA wynosił około 130 miliardów dolarów - wylicza.
Niemcy w centrum uwagi. Polska może otrzymać cios rykoszetem
Zdaniem analityka PISM działania ze strony USA były do przewidzenia. - Z punktu widzenia sposobu patrzenia na handel międzynarodowy, który przyjął Donald Trump, czyli koncentracji na dwustronnych deficytach, jakieś działania w mniemaniu USA są potrzebne. Dlatego można się ich było spodziewać - podkreśla Dzierżanowski.
Zwraca też uwagę, że Unia Europejska niewątpliwie straci na wprowadzeniu ceł, o ile te rzeczywiście zostaną nałożone. - Cła są nieoptymalne, zwłaszcza że relacja ze Stanami Zjednoczonymi, choć nie zawsze bardzo łatwa, jest relacją bardzo bliską. Północny Atlantyk to rejon najgęstszych powiązań gospodarczych, nie tylko w handlu towarami i usługami, ale również np. w dziedzinie inwestycji. Nie można więc liczyć, że strony nie stracą na wprowadzeniu ceł - argumentuje ekspert.
Analityk PISM wskazuje na szczególną rolę Niemiec w tej sytuacji.
Patrząc głębiej na dane dotyczące nadwyżek handlowych ze Stanami, wyraźnie widać dominację Niemiec, szczególnie w sektorze motoryzacyjnym - zauważa.
Zdaniem eksperta może to mieć istotne znaczenie dla polskiej gospodarki. - Trump niejednokrotnie wyszczególniał Niemcy jako kluczowy problem dla USA w obrębie Unii Europejskiej. Możemy więc spodziewać się jakiegoś uderzenia - pytanie, czy we wszystkie towary pochodzące z Unii, czy konkretnie w niemiecki przemysł samochodowy - analizuje Dzierżanowski. I podkreśla, że podniesienie cen niemieckich samochodów nawet o kilka procent obniży na nie popyt, co będzie problemem dla Polski. Jesteśmy bowiem dostawcą niemieckich i europejskich producentów samochodów.
Branża motoryzacyjna w Polsce, mimo dominacji zagranicznych koncernów, odgrywa istotną rolę w krajowym eksporcie. Polska specjalizuje się głównie w produkcji części i podzespołów, co stanowi około 4,9 proc. unijnego eksportu w tej kategorii. Szczególnie silną pozycję zajmujemy w produkcji akumulatorów do samochodów elektrycznych, gdzie należymy do europejskich liderów.
Główne rynki zbytu to fabryki samochodów w Niemczech, Czechach i Francji. Polski przemysł motoryzacyjny systematycznie zwiększa swoją rolę w bardziej zaawansowanych technologicznie segmentach rynku, co umacnia jego pozycję na arenie międzynarodowej.
- Pierwsze uderzenie prawdopodobnie będzie bardzo szerokie i bardzo proste, żeby pokazać zdecydowanie. Trudno jednak zgadywać, co się dzieje w administracji Trumpa. Mijają dopiero 2 tygodnie po inauguracji, a jej działania i sposób komunikacji są niestandardowe i odmienne od poprzednich administracji w USA - zauważa analityk.
UE ma czym odpowiedzieć?
Ekspert PISM wskazuje na możliwe reakcje ze strony partnerów handlowych USA. - Kanada już zadeklarowała silne środki odwetowe. Mimo że jest dużo mniejszą gospodarką niż Stany i jest bardziej od nich uzależniona, premier Trudeau oświadczył, że będą wprowadzali cła na towary pochodzące z USA. Prawdopodobnie to samo będzie starała się zrobić Europa - przewiduje.
Zdaniem analityka Unia Europejska ma dwie możliwe ścieżki działania. - W kwestii przekonywania Amerykanów do negocjacji, aby zmniejszyć deficyty, pojawiają się pomysły takie jak zakup większych ilości surowców energetycznych ze Stanów, zakupy uzbrojenia, możliwe jest zwiększenie zakupów produktów amerykańskich w ramach zamówień publicznych - wyjaśnia.
Analityk PISM zwraca uwagę na możliwość zaostrzenia konfliktu. - Jeśli nie uda się dogadać z Amerykanami, opcja konfliktowa nie może być wykluczona, biorąc pod uwagę tempo wprowadzenia ceł przeciwko trzem krajom (Meksykowi, Kanadzie i Chinom - przyp. red.). W takiej sytuacji Unia prawdopodobnie wprowadzi cła odwetowe, jak za poprzedniej kadencji Trumpa. Będą to zapewne cła wybierane tak, aby uderzyć w politycznie ważne regiony Stanów Zjednoczonych - ocenia.
Trump nie chce powtórzyć błędów pierwszej kadencji?
Pytamy też eksperta PISM, dlaczego Donald Trump działa tak szybko i stanowczo. - Co do stylu prowadzenia negocjacji - delikatniejsze sposoby za poprzedniej kadencji Trumpa nie zawsze przynosiły oczekiwane przez prezydenta efekty. Przykładowo, umowa handlowa z Chinami znana pod nazwą "pierwszej fazy" nie była w pełni realizowana, a obecną umowę z Kanadą i Meksykiem prawdopodobnie czeka renegocjacja - przypomina Piotr Dzierżanowski.
Zauważa też specyfikę działań obecnej administracji USA. - Trump patrzy na świat radykalnie, twierdząc, że Stany dostały bardzo "zły układ". I trzeba to szybko zmieniać. To będzie jego ostatnia kadencja. Radykalny styl negocjacji nie jest kwestią wieku, ale osobowości - już w książce "The Art of the Deal" sprzed niemal 40 lat prezentował podobne podejście - wyjaśnia.
Na zakończenie analityk PISM zwraca uwagę na szerszy kontekst amerykańskiej polityki handlowej. - W "Projekcie 2025" przygotowanym przez osoby związane z nową administracją, w rozdziale o handlu międzynarodowym wprost napisano, że w stosunku do Chin nie ma sensu negocjować, tylko należy podejmować ostre jednostronne rozwiązania. To przekonanie w Stanach Zjednoczonych jest szersze, nie wyraża go tylko sam prezydent, jest podzielane przez jego zaplecze - podsumowuje rozmówca money.pl.
Robert Kędzierski, dziennikarz money.pl