Od 25 dni Rosjanie "denazyfikują i demilitaryzują" ukraińskie: drogi, mosty, szpitale, przedszkola, żłobki, domy starców, elektrownie, bloki mieszkalne, gospodarstwa rolne oraz prywatne firmy.
Premier Ukrainy Denys Szmyhal poinformował w ubiegłym tygodniu opinię publiczną, że Rosjanie puścili z dymem majątek wart ok. 565 mld dolarów. Połowa firm w kraju nie działa lub działa na bardzo spowolnionych obrotach.
Z Ukrainy wyjechało już blisko 3 mln ludzi, w tym połowa z samego Kijowa, a wpływy z podatków nie pokrywają bieżących wydatków państwa.
Życie wraca do miast
Tymczasem tam, gdzie to jest możliwe, życie toczy się, jakby agresora w kraju nie było. Powoli wraca do miast w obwodach zachodnich i centralnych.
Poza sklepami spożywczymi i aptekami otwierane są tam nawet restauracje. Ukraińskie władze apelują do średniego i małego biznesu, by się otworzył, jeśli tylko okoliczności na to pozwalają. Od 14 marca w czternastu obwodach przywrócono nauczanie w szkołach.
- Po pierwszym szoku wojennym wszyscy teraz starają się w miarę normalnie funkcjonować. Ukraińskie uczelnie z terenów, na których jest spokojniej, dostały polecenie, żeby działać w możliwie najszerszym zakresie. Także dzieci chodzą do szkół. Firmy IT normalnie pracują. Część ludzi jest w wojsku, ale pozostali normalnie pracują – relacjonuje prof. Krzysztof Obłój, teoretyk zarządzania z Akademii Leona Koźmińskiego.
Prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski w swoim piątkowym orędziu do narodu zapowiedział, że rząd przywraca kraj i gospodarkę do życia.
Starsi ludzie dostają emerytury, a pracownicy sektora publicznego – wynagrodzenia. Banki mają odmrozić obywatelom całkowicie depozyty, tak, by mieli dostęp do całości swoich środków.
Każdy przedsiębiorca będzie mógł też uzyskać pożyczkę z zerowym oprocentowaniem. Program wsparcia dla firm będzie obowiązywał w czasie wojny oraz przez jeden miesiąc po jej zakończeniu. Skąd Ukraina weźmie na to wszystko pieniądze?
Gospodarka jest w ruinie, ale nie morale
Na znacznym obszarze kraju firmom funkcjonować nie pozwalają zarówno działania zbrojne, jak i regularne alarmy przeciwlotnicze. Dotyczy to też ważnych ośrodków przemysłowych jak Charków czy Dniepr. Przedsiębiorstwa produkują, nie dostarczają dóbr, więc nie płacą podatków. O 15 proc. spadły wpływy z ceł, gdyż porty czarnomorskie, przez które odbywa się eksport Ukrainy, są przez rosyjską armię zablokowane.
Międzynarodowy Fundusz Walutowy (MFW) ocenia, że w wyniku wojny PKB Ukrainy skurczy się w tym roku o co najmniej 10 proc., a jeśli wojna przeciągnie się - recesja może sięgnąć nawet 25-35 proc. Tak, jak było to w przypadku wojny w Syrii czy Iraku.
Jednak Ukraińcy bronią swojej gospodarki i odpowiadają analitykom z MFW, że gospodarek wojennych nie mierzy się w ten sposób. - Patrzenie na PKB w czasie wojny jest niewłaściwe. Wartość podana przez MFW nie niesie dla nas żadnego fundamentalnego obciążenia. PKB liczy się według formuły, która obowiązuje w czasie pokoju – napisał na swoim Facebooku prezes Kijowskiej Szkoły Głównej Handlowej i były minister gospodarki Tymofiy Milovanov.
Dodał, że ukraińska gospodarka jest teraz zupełnie inna. - Wiele firm się restrukturyzuje, pensje maleją. Musimy spojrzeć, jaka jest rzeczywista stopa bezrobocia w kraju, ile osób ma pracę, jak firmy się dostosowują do potrzeb wojny, jak dalece można je przystosować do zamówień, usług i produktów potrzebnych w czasie wojny, w jakim stopniu jest możliwe dostarczenie składników, aby łańcuchy żywnościowe działały – wyliczał Milovanov.
Opinię Milovanova podziela również Piotr Soroczyński, główny ekonomista Krajowej Izby Gospodarczej oraz były wiceminister finansów. - Pytania o PKB Ukrainy, ile wyprodukują, ile kupią, jest w czasie wojny dużą niewiadomą, a poza tym takie wyliczenia nie mają większego sensu – uważa ekonomista i dodaje: - Ukraińcy są w szczególnej sytuacji. Na części ich terytorium trwają działania wojenne na potężną skalę. To jest może nie więcej niż 10-15 proc. powierzchni ich kraju, tyle że tam wytwarza się 30-40 proc. PKB.
Zdaniem Soroczyńskiego ludzie na Ukrainie myślą teraz głównie o tym, jak przeżyć, a nie czy zdołają planowo produkować. A po drugie Rosjanie nie zakończyli jeszcze swojej misji wyniszczania tego kraju. Nie tylko nie ma jak produkować, ale również jak tych dóbr światu dostarczać.
- Rosjanie są też w dwóch największych elektrowniach atomowych Ukrainy i nie wiadomo, czy po ich wyjściu stamtąd, obiekty te będą jeszcze w stanie wytwarzać energię elektryczną – podaje przykład Soroczyński.
Według ukraińskiego rządu już blisko milion osób w kraju nie ma prądu, a ok. 240 tys. - gazu. Węgla nie powinno w kraju zabraknąć, gdyż zapotrzebowanie na prąd i ciepło znacząco spadły.
Według Sławomira Matuszaka, analityka z Ośrodka Studiów Wschodnich, Rosjanie próbują wykorzystywać kryzys humanitarny na obszarach okupowanych i zmuszają miejscową ludność do współpracy, uzależniając swoją pomoc od zaakceptowania administracji okupacyjnej.
W zamian za kolaborację obiecują przywileje ekonomiczne, anulowanie długów oraz wsparcie dla biznesu i rolnictwa. Akcja przeciągania na stronę rosyjską ludności idzie jednak bardzo słabo, dowódcy rosyjscy nie są w stanie wywiązać się z tego zadania. Morale Ukraińców jest bowiem wciąż wysokie.
Cała produkcja dla wojska
Wiele małych i średnich firm już przestawiło się na wojenną produkcję. - Gospodarka wojenna musi spełniać dwa główne cele. Po pierwsze musi pomagać armii, a po drugie zapewnić funkcjonowanie tyłom – mówi w obszernym wywiadzie na ukraińskich mediów wiceprzewodniczący Narodowego Banku Ukrainy (NBU) Serhij Nikołajczuk, który w czasie pokoju odpowiadał za politykę monetarną.
Jego zdaniem w wielu branżach firmy przechodzą już na potrzeby militarne. Podaje przykład dużych zakładów motoryzacyjnych, które nie mogąc nic wyeksportować, całkowicie przestawiły się na produkcję jeży przeciwczołgowych, oraz branży transportowej, która pracuje dziś wyłącznie dla wojska i zajmuje się m.in. ewakuacją ludności.
- Jeśli chodzi o to, w jaki sposób państwo może pomóc przedsiębiorstwom wejść na wojskowe tory, możemy podać przykład naszego zakazu importu wszystkich artykułów z wyjątkiem artykułów krytycznych. Tym samym pokazujemy, że teraz gromadzone w kraju środki finansowe powinny być kierowane na rzeczy naprawdę ważne i potrzebne, a nie np. na luksusowe – podkreśla Nikołajczuk.
Wiceprzewodniczący NBU przyznaje, że ukraińska gospodarka została podłączona pod potężną kroplówkę. Do jej krwiobiegu dostarczane są znaczące kwoty, stąd stać ich na normalne funkcjonowanie.
Po pierwsze wydrukowano emisję obligacji wojennych na sumę 20 mld hrywien (685 mln dolarów), które 8 marca nabył Narodowy Bank Ukrainy (NBU).
Po drugie, czynnikiem stabilizującym gospodarkę jest umocnienie oficjalnego kursu hrywny w stosunku do dolara. Według Nikołajczuka ludność ukraińska nie ma potrzeb kupowania walut na czarnym rynku ani wywożenia dewiz za granicę. Kto tylko może, płaci kratami płatniczymi, tak by nie używać gotówki.
Kurs dolara w kantorach jest obecnie tylko niewiele wyższy niż kurs ustalony przez NBU i wynosi 32-34 hrywny za dolara w stosunku do 29,25 hrywny do dolara.
Kroplówka z gotówką
Do Ukrainy płynie też zagraniczna gotówka. Międzynarodowy Fundusz Walutowy przelał już 1,4 mld dol. Pierwsza transza pomocy – w kwocie 300 mln euro wpłynęła również z Unii Europejskiej i 311 mln dol. z Banku Światowego. Do końca tego tygodnia ma wpłynąć następna transza z Unii – kolejne 300 mln euro.
Tym samy rezerwy walutowe Ukrainy będą wyższe niż przed wojną. – Środki, które zgromadziliśmy, wystarczą na normalne funkcjonowanie kraju przez najbliższych kilka miesięcy – ocenia Nikołajczuk.
A co z pieniędzmi, które obiecał Ukrainie rząd amerykański ? W sumie mowa była o 13,6 mld dolarów. – Większość tej kwoty zostanie wydana na dozbrojenie naszej armii. Gotówki będzie bardzo niewiele – informuje przedstawiciel NBU.
Jak wynika z nieoficjalnych doniesień, Ukraina wiąże z Amerykanami duże nadzieje na wypadek, gdyby okazało się, że pomoc z Unii jest niewystarczająca.
Anatolij Amelin, współzałożyciel i dyrektor programów gospodarczych Ukraińskiego Instytutu Przyszłości zakomunikował kilka dni temu na swoim Facebooku, że Ukraina ma alternatywny plan, gdyby nie wypalił ukraiński plan Mashalla - wtedy zdecyduje się na dwustronną współpracę wojskową i gospodarczą z Waszyngtonem na podobnych zasadach, jakie wiążą USA z Koreą Południową.