Piotr Pilewski, redaktor naczelny money.pl: "Jesteśmy silni, mamy też opracowany plan działania" – mówi w wywiadzie dla money.pl prezes Narodowego Banku Ukrainy pytany o to, jak finanse kraju są przygotowane na konsekwencje rosyjskiej agresji. Czy my – jako Polska – też jesteśmy silni?
Dr Henryka Bochniarz, Przewodnicząca Rady Głównej Konfederacji Lewiatan: Od strony tego, co się dzieje, jeśli chodzi o sferę gospodarczą czy legislacyjną, czy przygotowywane rozwiązania, to mamy niestety wielogłos. I na czas takiego zagrożenia nie jest to dobra strategia. Czy uda się to wyprostować? Nie wiem.
Z drugiej strony, jeśli ma to działać na zasadzie – jest zagrożenie, to nie mówmy o problemach, tak jak z Polskim Ładem, bo nie jest to istotne, to zaznaczam, że jest to istotne. Bo to właśnie buduje pozycję gospodarczą kraju. Musimy robić wszystko, żeby polityka gospodarcza była taka, abyśmy byli silni i gotowi na te wyzwania, które przychodzą z zewnątrz. Czy nam się to podoba, czy nie.
Czytaj też: Ukraina ma jasny plan, jak uchronić się przed krachem. Szef banku centralnego: jesteśmy silni [TYLKO U NAS]
Mówi Pani, że musimy robić, ale pytanie, czy robiliśmy wcześniej, bo Rosjanie zabezpieczyli na ten czas ponad 600 miliardów dolarów, prezes Banku Ukrainy mówi w wywiadzie o reformach, które wprowadzane były przez minione lata. Czy dobrze rozumiem, że jako kraj jesteśmy pod kątem ekonomicznym gorzej przygotowani na eskalację konfliktu aniżeli Ukraina, czy sama Rosja?
Niestety tak jest. Z jednej strony, gdy patrzymy na dane statystyczne, to możemy powiedzieć, że nie jest źle – może poza inflacją, która bardzo szybko rośnie. Natomiast wzrost gospodarczy za IV kwartał i prognozy dot. niskiego bezrobocia pokazują, że jest całkiem nieźle. Jednak gdy popatrzymy właśnie na inflację, na szybszy wzrost importu aniżeli eksportu, na politykę NBP, na rozwiązania związane z Polskim Ładem, które wniosły i każdego dnia dalej będą wnosiły tyle niestabilności, to trudno być optymistą.
Faktem jest, że Ukraina konsekwentnie przygotowywała się na ten trudny czas – podobnie jak zresztą Rosja. A my na pewno nie możemy powiedzieć, że widząc, co się dzieje wokół nas, że mamy zasoby, instytucje, organizacje wewnątrz kraju, które pozwalają nam myśleć o tych zagrożeniach trochę spokojniej.
Unia Europejska, Stany Zjednoczone, Japonia, Australia nałożyły sankcje na Rosję. Niemcy wstrzymali Nord Stream 2. Na konferencji prasowej wicepremier Jarosław Kaczyński mówił, że "będziemy robić wszystko, co jest możliwe, żeby ograniczyć kontakty handlowe, oczywiście w ten sposób, aby nie wywołało to jakichś gwałtownych zmian w Polsce". Była Pani minister przemysłu i handlu. Co jest możliwe i jakie mogą być tego konsekwencje?
Trzeba pamiętać, że w stosunku, chociażby do tego, co działo się przed transformacją, czy w jej początkowych latach, gdzie rynek Związku Radzieckiego czy krajów tego bloku, były dla nas absolutnie kluczowe, dzisiaj to jest margines w naszych relacjach gospodarczych z Rosją. Ciągle mamy problem, jeśli chodzi o dostawy surowców, ale tutaj trzeba przyznać, że Polska jest krajem, który powinien być wzorem dla innych państw UE, jeśli chodzi o konsekwentne uciekanie od zależności energetycznych. Niezależnie od tego nasza zależność od dostaw ropy i gazu jest duża. To jeden z takich elementów, który w ramach współpracy z UE warto rozwiązać.
Inaczej traktuje się partnera, który występuje w imieniu 500 mln konsumentów, a inaczej poszczególne kraje. I to mogłaby być ogromna siła Unii Europejskiej, jeśli chodzi o strategiczną politykę uniezależnienia się od dostaw od jednego kraju, w tym przypadku Rosji.
To, co Pani proponuje, to perspektywa długoterminowa wymagająca, chociażby inwestycji w infrastrukturę. A w krótszej Rosja buduje poczucie strachu poprzez prognozy drastycznych wzrostów cen ropy.
Wiele zależy od tego, jak się będzie rozgrywała sytuacja, jeśli chodzi o agresję Rosji. Według różnych scenariuszy to nie jest koniec, tylko raczej początek. Nie ma takiej możliwości, by ceny paliw i surowców nie poszły jeszcze do góry. My z kryzysu wywołanego pandemią wchodzimy w kolejny, a nie odbudowaliśmy jeszcze zapasów.
Myślę jednak, że to, iż zostaliśmy "przećwiczeni" przez pandemię, jak wspólnie działać, jak powinny zachować się instytucje i jak wymieniać informacje, może być teraz wykorzystane do tego, by zminimalizować skutki kryzysu.
Mimo wszystko musimy się przygotować na to, że ceny ropy pójdą w górę, inflacja będzie wyższa, niż przewidywano. Trzeba się zastanowić, jaką politykę kreować, żeby maksymalnie zapewnić bezpieczeństwo ludziom, że nie poszły za tym wzrost bezrobocia i zawirowania na rynku.
Z tego punktu widzenia to, co teraz robi prezydent Zełenski i prezes Szewczenko, to próba uspokojenia nastrojów. Bo mają świadomość, że jeżeli ludzie uznają, że faktycznie idzie wojna, to ruszą do bankomatów, sklepów i na stacje benzynowe. To dla gospodarki ukraińskiej będzie ogromny problem.
My też powinniśmy im pomóc i zastanowić się, jak funkcjonować razem. Zwłaszcza że to jest kraj, od którego my jesteśmy bardzo zależni. Bez Ukraińców, którzy u nas pracują, w ogóle nie moglibyśmy funkcjonować. Trzeba się liczyć z tym, że to, co tam się stanie, będzie miało ogromny wpływ na Polskę. Jeżeli dojdzie do agresji i ucieczki ludzi, to mówimy o tysiącach osób.
Mówi Pani o uchodźcach w sytuacji zbrojnego konfliktu, ale z drugiej strony Ukraina nie wyklucza powszechnej mobilizacji wojskowej. Co to będzie oznaczało dla polskiego rynku pracy?
Myślę, że te zagrożenia dla Polski są największe. My się zawsze cieszyliśmy, że Ukraińcy akurat u nas znaleźli dla siebie miejsce. To są tysiące ludzi, bez których nasza gospodarka nie będzie mogła funkcjonować.
Powinniśmy się zastanowić, co zrobić, żeby faktycznie tej Ukrainie pomóc. Nie tylko deklaracjami, ale faktycznym działaniem. Żeby oni czuli, że mogą na nas liczyć. Na razie nie wiem, czy mają takie przekonanie.
Obiecałem, że wrócimy na koniec do tematu Polskiego Ładu. W wielu miejscach jest nieprecyzyjny, wymaga poprawek. Stanowisko stracił minister finansów, ta funkcja nadal jest nieobsadzona, pełni ją w tej chwili premier Mateusz Morawiecki. Jarosław Kaczyński w jednym z wywiadów mówił, że kilka osób dostało propozycję, ale wolały pozostać w miejscu, w którym są teraz. O czym to świadczy?
To świadczy o tym, że ludzie obserwują to, co się dzieje i wiedzą, że branie tej pozycji w takiej sytuacji nie daje szansy na zrobienie czegokolwiek. Moim zdaniem Polski Ład jest nie do naprawy. Za jakiś czas się z tym złem oswoimy i zostaną z nim poszczególne osoby, które będą się przepychały z ZUS-em, urzędami skarbowymi i zostaną z tym same.
To jest ustawa, która została stworzona przeciwko ludziom. My codziennie odkrywamy jakieś nowe przepisy, co chwilę kolejny, idiotyczny zapis, który nie wiadomo, jak interpretować.
Jarosław Kaczyński, gdyby rzeczywiście by strategiem i miał odwagę, przyznałby, że należy te przepisy zawiesić na rok, usiąść i napisać jeszcze raz. Bo teraz mamy bałagan podatkowy, w którym nikt nie jest w stanie się zorientować. A my naprawdę potrzebujemy nowego systemu podatkowego, który byłby odpowiedzią na czasy, w jakich żyjemy.