Dwa miesiące epidemii wystarczyło, by Polskę opuścił co 10. obcokrajowiec. W marcu i kwietniu ruch na granicach był o wiele większy. Efekt? Z ponad 2 mln obcokrajowców, którzy przebywali w Polsce na początku epidemii, dziś pozostało niespełna 1,9 mln. To wciąż dużo, ale różnica wystarczy, by wielu pracodawców miało problem z obsadą. Mniejsze zainteresowanie pracą widzą już np. rolnicy.
Jak wynika z analiz Głównego Urzędu Statystycznego, z naszego kraju wyjechało 223 tys. przyjezdnych zza granicy. Od początku marca do końca kwietnia (ostatnie aktualne dane) do domu wróciło około 160 tys. Ukraińców.
Stanowili aż 70 proc. wyjeżdżających. Z danych GUS wynika jednak, że wciąż w Polsce pozostało ponad milion osób z takim obywatelstwem. Według szacunków Ukraińców nad Wisłą jest w tej chwili około 1,1 mln. Było niemal 1,3 mln.
Zobacz także: Tarcza finansowa będzie przedłużona?
Powrót do domu wybrało też 33 tys. Białorusinów oraz 9,5 tys. Rosjan. Tych pierwszych wciąż w Polsce żyje i pracuje około 70 tys. W przypadku Rosjan ich liczba spadła z 37 tys. do 27,5 tys.
Do domu wrócili również Brytyjczycy - ich było 8,1 tys. Co ciekawe, na kolejnych miejscach są Mołdawianie, Izraelczycy, Irlandczycy, Turcy, Serbowie oraz obywatele Stanów Zjednoczonych.
W przypadku obywateli Ukrainy ruch na granicy do około 13 marca nasilał się̨. To oznacza, że więcej osób przyjeżdżało niż wyjeżdżało. Natomiast po 13 marca, kiedy premier Mateusz Morawiecki i minister zdrowia Łukasz Szumowski ogłaszali pierwsze ograniczenia, sytuacja się zmieniła.
W szczególności po 15 marca widać znaczny odpływ obcokrajowców. Jak wskazują dane GUS, to właśnie od tego momentu następował zdecydowany wzrost liczby cudzoziemców wyjeżdżających z Polski.
Co ciekawe, największy spadek populacji obcokrajowców nie dotyka wcale Ukraińców w Polsce. Ich jest najwięcej, ale wyjechało około 11 proc. Więcej ubyło za to Białorusinów (aż 32,2 proc.) oraz Rosjan (aż 25,7 proc.).
Główny Urząd Statystyczny opracował raport na temat cudzoziemców na podstawie danych z rejestrów administracyjnych oraz informacji dotyczących przyjazdów i wyjazdów cudzoziemców do i z Polski. Informacje zostały pozyskane np. z baz Straży Granicznej. Co ciekawe, GUS opracowanie nazywa badaniem eksperymentalnym. To pierwszy raz, gdy urzędnicy analizowali sytuację wjazdów i wyjazdów do kraju.
Zobacz także: Najbogatsi biznesmeni branży medycznej. Potrafili przekuć koronawirusa w pokaźne zyski
GUS przeanalizował również dane z systemów Zakładu Ubezpieczeń Społecznych. A te potwierdzają spadek liczby pracujących w Polsce Ukraińców. Co ciekawe, z danych ZUS wynika, że w czasie epidemii składki zaczęło odprowadzać w Polsce więcej Gruzinów oraz obywateli Filipin. Oni nie tylko nie wyjeżdżali, ale albo zmieniali formę zatrudnienia, albo rozpoczynali właśnie pracę.
- Różnica z perspektywy pracodawców może być o wiele większa, bo nie chodzi tylko o tych pracowników, którzy wyjechali, ale również o tych, którzy w ogóle nie przyjechali - tłumaczył w programie "Money. To się liczy" Krzysztof Inglot, prezes firmy Personnel Service. Jego zdaniem dziura na rynku pracy - w przypadku pracowników z Ukrainy - może wynosić od 200 do 300 tys.
Jak opowiadał, ze 100 pracowników, którzy powinni w ostatnich tygodniach wjeżdżać do Polski, przyjeżdżało dziesięć razy mniej. Odpływ pracowników dotknie najmocniej te sektory, które z nich często korzystały. To między innymi branża budowlana i rolnictwo.
- Zdecydowana większość pracodawców, która korzystała ze wsparcia obcokrajowców tłumaczyła, że w Polsce nie mogła znaleźć pracownika. Albo nie chciał pracować w danej branży, albo już dawno wybrał pracę w Niemczech. Tak zrobiła na przykład spora część budowlańców. Życie może ich przycisnąć, mówiąc kolokwialnie. Już dziś widzimy na rekrutacjach w branży spożywczej więcej pracowników z Polski - dodawał Inglot.
I na taki obrót spraw liczą też np. rolnicy. Mają nadzieję, że gorsza sytuacja na rynku pracy sprawi, że i Polacy wrócą do pracy na polu. Przynajmniej w okresie wakacyjnym.
- Jeszcze kilkanaście lat temu bezrobotni w okresie letnim często wspomagali rolnictwo, dorabiali sobie - opowiada Łukasz Czech, rolnik i założyciel firmy doradczej AgroWe. - Pamiętam, gdy ludzie sami chodzili od gospodarstwa do gospodarstwa i oferowali pracę. Od ponad 10 lat to zjawisko praktycznie wygasło, być może 2020 rok będzie pierwszym, kiedy to właśnie wróci - mówi. O tym, jak rolnictwo radzi sobie w kryzysem można przeczytać tutaj.