Ciało Wasyla Czorneja odnaleziono 130 km od zakładu produkującego trumny, w którym dorabiał. Właścicielka firmy usłyszała zarzuty nieudzielenia pomocy oraz nieumyślnego spowodowania śmierci. Historia opisana przez "Gazetę Wyborczą" jest szokująca, ale równocześnie stanowi dramatyczny przykład tego, jak kończy się traktowanie praw pracowników jako zła koniecznego.
Sprawa przypomina jednak, że to dramatyczny przykład problemu, o którym głośno dyskutuje się jedynie w momentach, gdy media informują o kolejnych skandalach - czy to o "rolniku" porzucającym pracownicę z udarem na przystanku, 38-latce rodzącej dziecko w fabryce czy pracodawcy, który próbował blokować rozcięcie maszyny, co mogło pozwolić na uratowanie zakleszczonej ręki pracownicy.
Na każdą taką historię przypada jednak niezliczona liczba codziennych dramatów Ukraińców, którzy przyjechali do Polski "za pracą". W rozmowie z money.pl przewodniczący Międzyzakładowego Związku Zawodowego Pracowników Ukraińskich w Polsce Yuriy Karyagin przyznaje, że każdego dnia do prowadzonego przez niego punktu konsultacyjno-informacyjnego trafia nawet 20 osób oszukanych przez pracodawców. Jednym tchem wylicza dwa problemy, z którymi spotyka się najczęściej - niewypłacanie pieniędzy i zatrudnianie bez umowy. Do tego dochodzą drogie mieszkania i właśnie "umywanie rąk" w razie wypadku. Jak w przypadku Wasyla Czorneja, który zasłabł, ale zamiast wezwać pogotowie, właścicielka firmy odesłała załogę do domów.
Sprawa szokuje tym bardziej, że 36-latek w Polsce pracował legalnie w branży budowlanej, więc posiadał prawo do opieki medycznej. Przy trumnach jedynie "dorabiał". Wezwanie karetki mogłoby jednak ujawnić praktykę zatrudniania na czarno, która i tak wyszła na jaw po jego śmierci. W efekcie sprawą zajmują się zarówno organy ścigania, jak i Okręgowy Inspektorat Pracy w Poznaniu.
Jak wynika z danych Państwowej Inspekcji Pracy przesłanych money.pl, praca "na czarno" jest wyjątkowo częstym zjawiskiem. Od początku 2019 r. inspektorzy przeprowadzili niemal 8 tys. kontroli. W 18,4 proc. przypadków ujawnili zatrudnianie cudzoziemców bez umów. Najczęściej pracowników z Ukrainy, których w Polsce w szczycie sezonu jest nawet 2 mln. Najczęściej nielegalnie zatrudniano w budownictwie, usługach administrowaniu, handlu, naprawach oraz "działalności wspierającej", czyli agencjach pracy tymczasowej.
A wszystko to w kraju, z którego według oficjalnych danych wyemigrowało ponad 2,5 mln osób, a kolejne grupy co roku decydują się na wyjazdy sezonowe. W kraju, którego rząd uznał za kluczowe zapewnienie praw polskim emigrantom w razie brexitu. W końcu w kraju, którego obywatele w pierwszych latach po wejściu do Unii Europejskiej wielokrotnie trafiali do "obozów pracy" w starych krajach unijnych, a przypadki złego traktowania do dziś są opisywane na czołówkach gazet. Jak choćby historia agencji pracy, która zamiast łóżek pracownikom tymczasowym z Polski zaoferowała palety w magazynie.
Zdaniem Yuriya Karyagina, źródeł patologii na rynku pracy cudzoziemców nie należy szukać jedynie w Polsce. O części firm pośredniczących w zatrudnianiu obcokrajowców wprost mówi: "mafia". - To firmy zarówno ukraińskie, jak i polskie. Przywożą ludzi nielegalnie, biorą od nich pieniądze, a później ich zostawiają samym sobie - wskazuje.
- Razem z OPZZ i ukraińskimi związkami zawodowymi staramy się, by wszyscy pracowali legalnie. Każdemu, kto do mnie trafia lub dzwoni, mówię jedno: pracuj legalnie. To wygodne dla pracowników i wygodne dla Polski. Pracownikom daje choćby prawo do opieki medycznej, Polsce podatki, które płacą. Dlatego apeluję do Ukraińców: pracujcie legalnie, nie dajcie wciągać się w żadne "szacher-macher" - podkreśla w rozmowie z money.pl Karyagin.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl