Śmierć jednego pacjenta to w ostatnim czasie jedyna szansa na leczenie nowego chorego. A to ze względu na brak wolnych miejsc i brak wolnego sprzętu w niektórych placówkach. W wielu miejscach w Polsce sytuacja w szpitalach jest krytyczna. Udowodnił to m.in. aktywista Jan Śpiewak, publikując zdjęcie sprzed jednej z lecznic. A na nim karetka mija się z karawanem pogrzebowym. Tuż przed drzwiami placówki.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że w całym kraju zajęte jest 8 na 10 respiratorów przygotowanych dla pacjentów. Statystyka ogólna nie pokazuje jednak rzeczywistości w niektórych regionach. I dlatego raz po raz pacjenci są przewożeni do innych szpitali, gdzie są wolne łóżka i sprzęt. Epidemia trwa. I widać ją również w statystykach zgonów wśród Polaków.
W pierwszym tygodniu tego roku zmarło 11,5 tys. osób. O 3 tys. więcej niż standardowo o tej porze roku. To tak, jakby w ciągu tygodnia zniknął cały Uniejów, Ćmielów, Krasnobród lub Biała Rawska (bo to miejscowości z liczbą mieszkańców w okolicach 3 tys.). Każdy z kolejnych 13 tygodni tego roku przyniósł zwiększoną liczbę zgonów w Polsce - średnio o 31 proc. w porównaniu do tego samego okresu 12 miesięcy wcześniej.
W ostatnim czasie urzędy stanu cywilnego wydają o ponad 50 proc. więcej aktów zgonu niż zwykle. Od 22 do 28 marca urzędy wydały dokładnie o 51 proc. więcej dokumentów potwierdzających śmierć niż w tym samym okresie rok wcześniej. Zamiast standardowych 8 tys., było ich 12,5 tys. Od 29 marca do 5 kwietnia (czyli w 13. tygodniu tego roku) w państwowym Rejestrze Stanu Cywilnego pojawiło się 13,6 tys. aktów zgonu.
Ostatni raz tak wielu Polaków umarło w październiku ubiegłego roku. W ostatniej dekadzie tylko cztery razy urzędy wydawały większą liczbę aktów zgonu niż 13,5 tys. I warto to podkreślić - na 550 tygodni stało się to zaledwie cztery razy. W tym właśnie ostatnim czasie. Jak wskazuje w rozmowie z money.pl prof. Piotr Szukalski, ekspert demografii z Uniwersytetu Łódzkiego, w czasach, gdy w Polsce nie było żadnej wojny, żadnego konfliktu zbrojnego, nigdy nie umierało tak wielu Polaków.
Jak wynika z analizy money.pl, w ciągu czterech pierwszych miesięcy tego roku - bez względu na przyczynę - umarło 142 tys. Polaków. To o 33,7 tys. więcej niż rok wcześniej. To tak, jakby z mapy Polski zniknęły takie miasta jak Iława, Nowy Targ, Cieszyn lub Kraśnik. A wraz z tymi miejscami wszyscy ich mieszkańcy.
Ilu z nich to ofiary pandemii? Od początku roku Ministerstwo Zdrowia poinformowało o niespełna 26 tys. ofiar koronawirusa - osobach, które zmarły przez COVID-19 i choroby współistniejące. A to oznacza, że epidemia zabiła w sumie o blisko 8 tys. osób więcej niż wynika z codziennych danych epidemicznych.
Koronawirus zabija bezpośrednio - przez wirusa i chorobę, którą wywołuje, ale też pośrednio - przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy lub niemożliwy dostęp do lekarzy, mniej badań specjalistycznych i diagnostyki nowotworów lub po prostu przez strach przed medykami i wizytami w szpitalach.
Jak wskazuje prof. Szukalski, coraz częściej do listy przyczyn nadmiarowych zgonów powinniśmy dodawać również skutki niemal 12 miesięcy zamknięcia. To w wielu przypadkach oznaczało drastyczną zmianę sposobu życia. A ta może powodować dodatkowe choroby i w efekcie - krótsze życie.
Poniżej prezentujemy dane dotyczące umieralności Polaków w poszczególnych tygodniach roku. Są tutaj dane dotyczące ostatniej dekady oraz średniej z tego okresu. Zwykle każdy tydzień przynosi od 7 do 8 tys. wystawionych aktów zgonu.
Jak wynika z analizy money.pl, od 36 tygodni w Polsce tydzień w tydzień umiera rekordowo dużo Polaków. O wiele więcej niż w ostatnich latach. Od tego czasu nie było ani jednego okresu, gdy umieralność w Polsce wróciłaby do normy z ostatniej dekady. I nie było też ani jednego tygodnia, by była ona zbliżona.
To właśnie statystyki zgonów najlepiej pokazują skalę epidemii w danym kraju. Powód jest prosty. W żadnym stopniu nie zależą od liczby przeprowadzonych testów.