Pacjent zmarł w karetce, a pomocy w szpitalu się nie doczekał. Ambulans przez kilka godzin stał na podjeździe szpitala w Mławie, bo miejsca dla chorego nie było. W placówce akurat były zajęte oba miejsca ratunkowe - na jednym trwała reanimacja, drugie też było niedostępne.
- System ochrony zdrowia trzyma się na ofiarności ludzi. Na ratownikach medycznych, na pielęgniarkach, na lekarzach. Robią o wiele więcej, niż się da, ale to i tak za mało. Sytuacja nie wygląda dobrze, w niektórych szpitalach dochodzi do dramatycznych scen - mówi Paweł Reszka, dziennikarz i autor książki "Stan krytyczny". O problemach służby zdrowia opowiadał w programie "Newsroom" w Wirtualnej Polsce.
To nie są jednostkowe historie. Polska służba zdrowia ma gigantyczny problem. I to nie tylko z pacjentami z koronawirusem. I widać to niestety po statystykach zgonów.
Jak wynika z analizy money.pl, od 36 tygodnia 2020 roku (czyli od 31 sierpnia) do dziś urzędy stanu cywilnego wystawiły ponad 125 tys. aktów zgonu. W ubiegłym roku w tym samym czasie było to 91 tys. aktów zgonu. Nadwyżka wynosi więc już 34 tys.
Z danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że z powodu COVID-19 i chorób współistniejących - w tym samym czasie - zmarło 11,5 tys. osób. Co to oznacza? Ukrytych ofiar wirusa jest już dwa razy więcej niż oficjalnych zgonów. Oficjalnie wirus zabił wspominane 11,5 tys. osób. Epidemia zabiła dodatkowe 22,5 tys.
W codziennych raportach restartu zdrowia ich nie ma. Na wykresach pokazywanych przez premiera Mateusza Morawieckiego i ministra zdrowia Adama Niedzielskiego również ich nie znajdziemy.
Dane leżące w Rejestrze Stanu Cywilnego pokazują, że to właśnie epidemia jako taka zabija o wiele więcej Polaków, niż nam się wydaje. I pośrednio (np. przez skupioną na jednym temacie służbę zdrowia, trudniejszy dostęp do lekarzy lub po prostu strach przed medykami), i bezpośrednio (przez wirusa i chorobę, którą wywołuje).
Przyczyny zgonu nie są określone w danych - ale trudno sytuacji nie wiązać z trwającą właśnie walką z wirusem. Jednocześnie warto zaznaczyć, że nie każdy dodatkowy zgon to wina koronawirusa w organizmie. Wina epidemii jest jednak bezsprzeczna. I tak, część z dodatkowych ofiar miała niewykrytego wirusa. Ile osób? Tego z danych już nie wyczytamy.
Główny Urząd Statystyczny o przyczynach zgonu dzisiejszych umierających Polaków będzie informował za… dwa lata. Takie opóźnienie mają statystyki prezentowane przez GUS. Pod koniec 2022 roku będziemy znali liczbę np. nadmiarowych zawałów lub niewyleczonych nowotworów.
Jak wynika z analizy money.pl, w listopadzie umarło ponad 38 tys. Polaków. Zwykle tyle aktów zgonu urzędy stanu cywilnego wystawiały w ciągu całego miesiąca. Tym razem jednak wystarczyło 20 dni (to ostatnie aktualne dane, za piątek 20.11). Zwykle w tym momencie roku - w tygodniach od 45 do 47 - umierało 22 tys. osób.
Z oficjalnych danych Ministerstwa Zdrowia wynika, że od początku miesiąca koronawirus zabił 8,2 tys. osób. Kolejne 8 tys. ofiar nie miało potwierdzonego wirusa.
Na bazie dostępnych informacji możemy już powiedzieć, że w Polsce umiera o wiele więcej dodatkowych osób niż w innych europejskich krajach. Tzw. nadmierna umieralność jest jedną z najwyższych w Europie.
I wystarczy porównać ostatnie aktualne dane dla całej Europy. I tak np. w 44 tygodniu roku (czyli od 26 października do 1 listopada) we Francji umarło 13,9 tys. osób. W Hiszpanii? Niespełna 10 tys. osób. W Wielkiej Brytanii? 12,5 tys. osób.
Czytaj także: Koronawirus w Polsce. Żółta strefa tuż po świętach?
A w Polsce w tym samym czasie ofiar było 14,7 tys. A przecież warto pamiętać, że Polska jest o wiele mniejszym krajem niż Francja, Wielka Brytania czy Hiszpania. Jednocześnie trzeba dodać, że kolejne tygodnie w naszym kraju przyniosły wyższe rekordy umieralności. Nie można oczekiwać, że sytuacja - a co za tym idzie nasze miejsce w tym niechlubnym rankingu - się poprawia.
Poniższy wykres przedstawia nadwyżkę śmiertelności podczas pandemii jako procentową różnicę między liczbą zgonów w poszczególnych tygodniach 2020 roku a średnią liczbą zgonów w tym samym tygodniu w ciągu ostatnich pięciu lat (2015-2019).
Część europejskich krajów jeszcze nie przesłała do Eurostatu danych za pierwsze tygodnie listopada. Znamy za to dane z pierwszej fali epidemii. I tak w Hiszpanii wzrost śmiertelności w rekordowym momencie wynosił dodatkowe 154 proc. W Anglii i Walii było to 113 proc. W Belgii było to o 104 proc. więcej.
Polska podczas II fali epidemii w ostatnich dwóch tygodniach notuje za to wzrosty o ponad 100 proc. A to oznacza, że właśnie poznajemy prawdziwą siłę epidemii.
Warto pamiętać, że dane dot. tygodniowych zgonów publikuje również Główny Urząd Statystyczny. GUS publikuje je jednak ze znacznym opóźnieniem (sam Urząd ostrzega, że to okres od 4 do 6 tygodni). Ostatecznie jednak w Głównym Urzędzie Statystycznym znajdują się dokładnie te same dane, które spoczywają w państwowym rejestrze. To warto podkreślić, gdyż statystycy nie tak dawno publikowali swoje dane. Rzeczywistość jest jednak o wiele gorsza, niż wyglądają arkusze.