Republikańska partia Sinn Féin zdobyła najwięcej mandatów w historycznych wyborach w Irlandii Północnej - pisze BBC. Ugrupowanie po raz pierwszy uzyskało ok. 29 proc. głosów (choć liczenie głosów nie zostało jeszcze zakończone), zdobywając 27 mandatów. To oznacza, że wyprzedziła ona dotychczas rządzącą Demokratyczną Partię Unionistyczną (DUP), którą poparło 21,3 proc Irlandczyków. Na trzecim miejscu znalazł się centrowy Sojusz (Alliance) z wynikiem 13,5 proc. głosów. Ogólna frekwencja sięgnęła 63,6 proc.
Takie wyniki oznaczają niemały przełom w polityce terytorium zależnego od Wielkiej Brytanii. Bowiem jednym z głównych postulatów Sinn Fein jest rozwód z Londynem i zjednoczenie z Republiką Irlandii, obecnie członkiem UE. Dzięki temu po brexicie Wspólnota zyskałaby nowe ziemie. Brytyjskie media nazywają to, co dzieje się obecnie w Belfaście, politycznym trzęsieniem ziemi i zastanawiają się, jak odniesie się do tych zmian premier Boris Johnson.
Sinn Féin wygrywa w Irlandii Północnej
Sinn Féin to partia działająca w Irlandii i Irlandii Północnej. Przez wiele lat jej historii dochodziło do różnych rozłamów i bojkotów politycznych usankcjonowanych władz w Belfaście. Teraz po wielu latach czekają ją chwile chwały. Liderką partii na północy jest charyzmatyczna Michelle O'Neill.
Na południu partia Sinn Féin skupiła się na katastrofie mieszkaniowej. W ciągu ostatniej dekady domy w Irlandii drożały trzy razy szybciej niż przeciętna pensja. Partia postawiła więc na podwojenie wydatków na budowę nowych tanich mieszkań, opodatkowanie bogatych Irlandczyków oraz obniżenie kosztów opieki nad dziećmi, co przyniosło jej mnóstwo nowych głosów młodych ludzi.
Jej północna odnoga przejęła część z tych pomysłów, jednak na pierwszy plan wysuwa się postulat zjednoczenia obu krajów.
Zjednoczenie Irlandii przed nami?
Kilka dni temu Michelle O'Neill zaapelowała do rządu w Dublinie o rozpoczęcie przygotowań do referendum na wyspie ws. połączenia się z Republiką Irlandii. W rozmowie z agencją Reuters, zaznaczyła, że nie jest "zafiksowana na datach", ale wskazała, że głosowanie nad wyjściem z Wielkiej Brytanii mogłoby się odbyć w ciągu najbliższych paru lat.
Dalsza część artykułu znajduje się pod materiałem wideo
Droga do referendum jednak nie będzie prosta. Przypomnijmy, że zgodnie z zapisami Porozumienia Wielkopiątkowego z 1998 r., które w dużej mierze zakończyło dziesięciolecia przemocy między katolickimi nacjonalistami dążącymi do połączenia się z Irlandią i protestanckimi unionistami chcącymi pozostać częścią Wielkiej Brytanii, rząd brytyjski może zarządzić referendum w sprawie zjednoczenia Irlandii, jeśli wyraźnie będą na taka wolę wskazywać nastroje wśród większości społeczeństwa.
- Myślę, że rząd Irlandii powinien skupić się na planowaniu zmian konstytucyjnych. Musimy prowadzić zdrową rozmowę na temat tego, jak będzie wyglądać nasza wyspiarska służba zdrowia, jak będzie wyglądać edukacja i jak będzie wyglądać gospodarka – zaznaczała Michelle O'Neill.
Sondaże opinii publicznej sugerują, że połączenie obu krajów jest kwestią lat, jak nie dekad. Ostatnie badanie w tej sprawie z kwietnia 2022 r. wskazuje, że na razie jedynie co trzeci Irlandczyk z północy jest zainteresowany zjednoczeniem. Za stwierdzeniem: "Głosowałbym za połączeniem Irlandii w ciągu najbliższych 15-20 lat" opowiedziało się 35,8 proc. pytanych. Przeciwko było 45 proc.
Irlandzkie media podkreślają, że te proporcje zmieniają się na korzyść nacjonalistów. Co ciekawe, co piąty Irlandczyk głosowałby za scaleniem krajów, nawet gdyby musiał płacić za niektóre usługi medyczne, które teraz są darmowe w ramach brytyjskiego NFZ.
Problemem jest także podejście do protokołu północnoirlandzkiego, na mocy którego Belfast pozostał po brexicie w jednolitym unijnym rynku w zakresie obrotu towarami, ale jak się okazało w praktyce, mocno utrudnił handel między Irlandią Północną a pozostałą częścią Zjednoczonego Królestwa. Wszystkie partie unionistyczne domagają się, by brytyjski rząd go wypowiedział.
Połączenie Irlandii to byłby dla Zielonej Wyspy przewrót kopernikański
Niemniej, połączenie północy i południa byłoby niezwykle ciekawym zjawiskiem ze względów makroekonomicznych. Niestety, nie ma jednoznacznych porównań gospodarczych między dwoma społeczeństwami. Republika Irlandii jest zazwyczaj porównywana do średniej unijnej, z kolei Irlandia Północna do innych członków Królestwa, jak Szkocja czy Walia.
Jedne z najnowszych badań na temat standardów życia, przeprowadzone przez Adele Bergin i Seamusa McGuinnessa z dublińskiego Economic and Social Research Institute, wskazują, że południe pod względem PKB wypada o 50 proc. lepiej niż północ. Miarę zaburza jednak obecność międzynarodowych korporacji w Republice, które ze względów podatkowych przenoszą tam swoje główne siedziby i sztucznie, na papierze pompują wzrost gospodarczy tego kraju.
Najczęściej stosowanym wskaźnikiem, używanym przez OECD do pomiaru poziomu życia, jest dochód rozporządzalny gospodarstw domowych. Pod tym kątem dowiadujemy się, że na podstawie danych z 2017 r. całkowity dochód rozporządzalny był o 4600 dol. (3840 euro) wyższy w Republice w porównaniu z Irlandią Północną, co oznacza 12-procentową różnicę już po uwzględnieniu inflacji.
Nie brakuje jednak głosów, mówiących , że to północ jest bogatsza. Ostatnio w felietonie dla "Financial Times" naukowiec z Cambridge University, Graham Gudgin, przekonywał, że poziom życia w Irlandii Północnej jest o 20 proc. wyższy niż w Republice. Jego słowa jednak został poddane ogólnej krytyce.
Dla północy problemem był np. brexit. Jak pisaliśmy w money.pl ponad rok temu, w regionie panował brak mrożonego mięsa, świeżych owoców i warzyw. Wszystko przez ówczesne bariery między Wyspami a kontynentem.
Damian Szymański, dziennikarz money.pl