Na to, by obywatelom wypłacać raz w miesiącu "pensję" zdecydowały się władze Finlandii. Jak na razie to tylko eksperyment ograniczony do 2000 bezrobotnych obywateli w wieku od 25 do 58 lat. Na ich konta wpływa 560 euro miesięcznie. Grupę kontrolną stanowią pozostali bezrobotni, którzy nie mieli pracy, w momencie wprowadzenia programu. To, co zrobić z pomysłem bezwarunkowego dochodu podstawowego, bo o nim mowa, zależeć będzie od wyników eksperymentu oraz woli politycznej.
Ambasador Finlandii w Polsce Hanna Lehtinen podczas VIII edycji Kongresu Innowacyjnej Gospodarki wielokrotnie podkreślała, że rozwiązanie fińskie jest niemal niemożliwe do przeniesienia poza Skandynawię. Zaznaczyła także, że eksperymentalnie wprowadzony pomysł zdobył, w jej przekonaniu, zbyt duże zainteresowanie mediów.
Demoralizacja? Raczej nie
Wielu krytyków, gdy słyszy o bezwarunkowym dochodzie podstawowym, natychmiast atakuje go stwierdzeniem, iż zdemoralizuje społeczeństwo. Warto zaznaczyć, że podczas debaty przeprowadzonej w ramach KIG, obie strony reprezentowane przez Macieja Szlindera (Polska Sieć Dochodu Podstawowego) oraz Sebastiana Stodolaka ("Dziennik Gazeta Prawna”) zgodnie odrzuciły tę tezę.
Wynikało to m.in. z sytuacji Polski, gdzie nawet najbardziej radykalni zwolennicy pomysłu nie postulują wypłacania znaczących kwot obywatelom. W debacie pojawiły się dwie kwoty – 550 zł jako równowartość oszacowanego przez GUS minimum biologicznego oraz około 1000 zł zbliżone do minimum socjalnego.
Koszt? Wyższy niż wydatki budżetowe
Potencjalnie wprowadzenie tej drugiej kwoty, jako pozwalającej na odczuwalną poprawę jakości życia obywateli, jak łatwo policzyć kosztowałoby więcej niż aktualne wydatki budżetu państwa.
- Pierwszym dochodem podstawowym była chyba manna z nieba opisana w Biblii. W życiu jest inaczej i niestety nie dysponujemy mocami boskimi, by rozdawać coś z niczego. Nie dysponujemy zasobami, by wprowadzić takie rozwiązanie – mówił Stodolak. Jak tłumaczył, wprowadzenie "pensji" w wysokości 550 zł stanowiłoby koszt dla budżetu w wysokości 250-280 mld zł.
- Ograniczenie finansowe jest głównym z problemem we wszystkich krajach świata. Nie wykluczam, że Norwegia, która przez przypadek ma złoża ropy, jest w stanie rozdawać dywidendę każdemu obywatelowi – dodał.
Jest rozwiązanie?
Propagujący pomysł BDP Maciej Szlinder wyjaśnił, że reprezentowana przez niego organizacja przygotowała analizy pokazujące, iż przyznanie przez państwo obywatelom tysiąca złotych miesięcznie przy ograniczeniu programu do osób między 18. a 65. rokiem życia, to koszt 280 mld zł. Pieniądze te mają pochodzić m.in. z oszczędności opartych o likwidację aktualnie obowiązującego systemu pomocy społecznej i całej administracji narosłej wokół niego.
Ten ostatni punkt to także powód, dla którego w Finlandii rozpoczęto eksperyment. W tym miejscu należy jednak wskazać, że Finowie wydają niemal trzecią część budżetu na wszelkiego rodzaju świadczenia socjalne.
- To uproszczenie bardzo skomplikowanego systemu. Mamy nawet 10 źródeł różnych świadczeń. Zakładamy, że w przypadku Finlandii, rozwiązanie może obniżyć w efekcie całość wydatków socjalnych – przekonywała ambasador skandynawskiego państwa.
Nowe podatki
Maciej Szlinder przyznał, że pieniądze na BDP powinny pochodzić z podwyżki podatków, którą uznał za "niezbędną z powodów cywilizacyjnych". Wskazał, że obliczenia mówią m.in. o 49,5 proc. podatku liniowego, a także nowych podatkach wprowadzanych z powodu solidaryzmu społecznego.
To m.in. podatek ekologiczny. W jego ocenie wprowadzenie systemu "pensji” obywatelom powinno być rozważane wspólnie m.in. z reformą systemu emerytalnego zakładającą tzw. emerytury obywatelskiego "popierane przez wszystkie środowiska od Centrum im. Adama Smitha po Partię Razem”.
Wprowadzanie stopniowo
Polska Sieć Dochodu Podstawowego nie chce wprowadzać systemu natychmiast. Powołując się na pomysł socjalistycznego kandydata na prezydenta Francji Benoit Hammona, sugeruje konieczność rozszerzenia programu 500+ na wszystkie dzieci, wprowadzenie wspomnianych emerytur obywatelskich oraz wypłacanie BDP osobom w wieku 18-24 i 55-64, a przez 8-12 kolejnych lat po wprowadzeniu "spinanie” systemu grupami wiekowymi znajdującymi się między tymi przedziałami.
Takie rozwiązanie ostro atakował dziennikarz "DGP”, który wskazał, że wprowadzanie go w sposób ograniczony nie spełnia definicji bezwarunkowego dochodu podstawowego.
- On miał być z definicji bezwarunkowy i powszechny. W zaprezentowanej propozycji taki nie jest. Podatki będą rosły, niektórzy dostaną pieniądze za nic, ale to nie ma sensu - powiedział.
Nacjonalizacja i rozkręcenie gospodarki
Źródłem pieniędzy na BDP, w ocenie PSDP, mogłyby być także suwerenne fundusze majątkowe, czy nacjonalizowanie części akcji spółek wchodzących na giełdę. Po pewnym czasie od wprowadzenia systemowych rozwiązań, bezwarunkowy dochód podstawowy miałby uzyskać "samofinansowanie, dzięki skutkom makroekonomicznym”. W skrócie "rozkręceniu gospodarki".
Szlinder wielokrotnie podnosił problem osób uzyskujących zyski z tytułu posiadania własności, tzw. rentierów, co przywoływało bolszewickie postulaty wywłaszczania kapitalistów.
Zasługa, nie prawo
- Jesteśmy społeczeństwem zasługi. Żeby coś mieć, trzeba najpierw na to zapracować. Dochód jest taką zasługą, a nie prawem - mówił Stodolak, któremu pomysł ograniczania uzyskiwania rent z tytułu posiadania własności oraz podnoszenia podatków był bardzo nie w smak.
Dziennikarz przypomniał, że pomysł bezwarunkowego przekazywania obywatelom pieniędzy został odrzucony przez dojrzałe demokratycznie szwajcarskie społeczeństwo w drodze referendum. W Polsce, gdzie idea jest stosunkowo mało powszechna, poparcia społeczne dla niej jest najwyższe wśród 14 przebadanych europejskich narodów i kształtuje się na poziomie około 61 proc.
"Kulawy metodologicznie eksperyment"
Stodolak odrzucał także możliwość wprowadzania tak poważnej zmiany społecznej w oparciu o "kulawy metodologicznie eksperyment”. Za takie uznał sprawdzanie w kilku afrykańskich państwach i Finlandii oddziaływania "darmowych” pieniędzy przekazywanych obywatelom (w warunkach eksperyment ograniczonym grupom – red.).
Powodem dla którego pomysł BDP, który zrodził się w umysłach teoretyków już w XVIII w., a na poważnie zajęto się nim w latach '80, a na poważnie wdarł się do debaty przed kilku laty, jest ryzyko daleko idącej automatyzacji i robotyzacji. Trend ten może spowodować sytuację, w której liczba miejsc pracy dla ludzi stanie się niewystarczalna ze względu na fakt, iż zastąpić mogą nas maszyny, programy komputerowe i inne rozwiązania technologiczne.
Nie przez, ale dla automatyzacji
W ocenie Macieja Szlindera, bezwarunkowy dochód podstawowy powinien być wprowadzony nie ze względu na lęk przed procesem, ale po to, by go wesprzeć. - Ten dochód przyspieszy i wzmocni proces robotyzacji i automatyzacji. W wyniku jego wprowadzenie konieczne będzie podniesienie płac, a w przypadku, gdy będzie to nieopłacane, to pewne czynności zostaną zautomatyzowane - wyjaśnił.
BDP ma także wprowadzić w życie postulaty równości społecznej oraz zdjąć z osób najuboższych odium tych, którzy żyją na koszt innych. – Polityka dla ubogich, jaką są kolejne programy socjalne, to uboga polityka – stwierdził. Przekazywanie obywatelom pieniędzy ma wyeliminować także sytuacje, w których „nie opłaca się” podejmować pracy, ponieważ straci się prawo do świadczeń, a pensja będzie niewiele niższa.
Z teorią tą przez kilka lat mierzyli się Finowie, którzy musieli dokonać prawnego wybiegi celem obejścia konstytucji. Gwarantuje ona bowiem równość wszystkim obywatelom, a przyznanie go dowolnej grupie w sposób radykalny i niebudzący wątpliwości gwałci tę zasadę. Z problemem opodatkowania świadczeń fińscy politycy poradzili sobie podobnie. Eksperyment prowadzony jest z pominięciem urzędów podatkowych.