W ciągu najbliższych 15 lat brytyjska gospodarka straciłaby na wyjściu z Unii około 313 mld euro - szacują badacze z Instytutu Bertelsmanna. Najgorzej wyszłyby na tym sektor finansowy, handel i energetyka. Na Brexicie straciliby głównie Brytyjczycy, zaś dla ich partnerów ekonomicznych z innych krajów nie byłby to koniec świata. Sprawa jest jednak poważna, a na rozpoczynającym się w czwartek szczycie unijnym Bruksela po raz kolejny będzie namawiała Londyn do pozostania we Wspólnocie.
Referendum w sprawie dalszego członkostwa Wielkiej Brytanii w strukturach UE, zgodnie z zapowiedziami premiera Davida Camerona, ma zostać przeprowadzone "najpóźniej do końca 2017 roku". Wyborcy odpowiedzą na pytanie, czy chcieliby, by ich kraj pozostał we Wspólnocie, czy też ją opuścił.Jak wynika z ostatnich sondaży ośrodka ICM odsetek popierających wystąpienie Zjednoczonego Królestwa z Unii Europejskiej wynosi obecnie 42 proc.
Za pozostaniem Wielkiej Brytanii w UE opowiada się z kolei 41 proc. respondentów. Cytowany przez Polską Agencję Prasową ICM podkreśla, że po wykluczeniu osób niezdecydowanych, wyniki badania wynoszą 50:50. Wcześniejszy sondaż ICM wskazywał, że 52 proc. Brytyjczyków popierało pozostanie kraju w UE, a 48 proc. chciało tzw. Brexitu.
- Oczywiście, że Brexit jest możliwy, ale moim zdaniem mało prawdopodobny – ocenia w rozmowie z money.pl prof. Stanisław Gomułka, główny ekonomista BCC. – Taki ruch to oczywiste straty zarówno dla Wielkiej Brytanii, jak i dla Unii. Ale nie łudźmy się, nawet gdyby to tego doszło, katastrofy nie będzie – uspokaja.
Traci przede wszystkim Królestwo
Pytanie o znaczenie ewentualnego wystąpienia Wielkiej Brytanii z UE wciąż prześladuje analityków. Scenariuszy, podobnie jak opinii, jest wiele. Ekonomiści zgodni są jednak co do jednego – taki akt oznacza koszty. Zagadką pozostaje tylko kwestia: jakie i po czyjej stronie.
Niemieccy eksperci z Fundacji Bertelsmanna, współpracującej z monachijskim Instytutem Ifo, którzy w kwietniu ubiegłego roku przygotowali raport na ten temat, oszacowali, że w ciągu najbliższych piętnastu lat brytyjska gospodarka straciłaby około 313 mld euro, które wypracowałaby pozostając we Wspólnocie i korzystając z unijnych przywilejów.
Dla pozostałych krajów Wspólnoty konsekwencje będą natomiast stosunkowo nieduże. Autorzy raportu twierdzą, że inne kraje Unii tylko w niewielkim stopniu odczułyby gospodarczo tzw. Brexit. Dla przykładu - w Niemczech PKB zmniejszyłby się zaledwie o 0,1 proc., a w najgorszym wypadku o 0,3 proc.
- Straty Wielkiej Brytanii szacowałbym na jeden do dwóch procent PKB. To nie ekonomiczne skutki Brexitu będą dla Królestwa najbardziej dotkliwe. Opuszczenie UE to przede wszystkim utrata pozycji politycznej i wpływów w kształtowaniu polityki europejskiej – tłumaczy prof. Gomułka, który przez 35 lat wykładał na katedrze ekonomii London School of Economics.
Mimo tej opinii, przyznaje, że wymierne straty już wstępnie liczy biznes, a głównie sektor finansowy, gdyż Wielka Brytania wciąż uznawana jest za jedno ze światowych finansowych. To właśnie przedsiębiorcy są najsilniejszym głosem za pozostaniem Londynu w strukturach europejskich.
Zawirowania na rynkach finansowych
Jak zauważa Bloomberg, Brexit będzie odpowiedzialny za silne zawirowanie na rynkach finansowych zarówno na Wyspach, jak i w Unii. Część banków już zapowiedziało opuszczenie Wielkiej Brytanii, gdy ta zdecyduje o wystąpieniu ze struktur unijnych. Bank HSBC ostrzegł, że wraz realizacją czarnego scenariusza przeniesie tysiąc bankierów do Francji. Przeprowadzkę zapowiadają też Deutsche Bank i JP Morgan.
Problemy bankierów to jednak również kłopoty dla całej gospodarki, której 8 proc. PKB wypracowuje sektor finansowy. Jak wskazuje Forsal, bankowość zapewnia także 3,4 proc. całego rynku pracy. Analizy Deutsche Banku wykazują, że w ten sposób akcje brytyjskich firm mogą stracić na wartości nawet 15 proc, a przedsiębiorstw zorientowanych na działalność na Wyspach Brytyjskich - nawet 26 proc.
Najczarniejszy scenariusz snuje jednak Citibank, który twierdzi, że opuszczenie struktur unijnych spowoduje utratę 35 tys. miejsc pracy w najbliższych 15 latach.
To między innymi dlatego Goldman Sachs wydaje majątek na prowadzenie kampanii informacyjnej, mającą na celu przekonanie Brytyjczyków do pozostania we wspólnocie europejskiej. Według jego wyliczeń w przeciwnym wypadku brytyjska waluta straci aż 20 proc. wartości, a dalsze konsekwencje mogą wpędzić gospodarkę Królestwa w recesję i skurczenia wzrostu gospodarczego o 2 proc.
Czarna dziura w handlu
Straty poniesie również handel, bo Wielka Brytania będzie musiała liczyć się z tym, że może opuścić wspólny rynek, a co za tym idzie musiałaby płacić więcej za handel z Europą. Jak wyliczył Euler Hermes, światowy lider w ubezpieczeniach należności handlowych, opuszczenie UE przez Zjednoczone Królestwo bez ustanowienia nowej Umowy o wolnym handlu (Free Trade Agreement – FTA) może doprowadzić do czarnej dziury w eksporcie o wartości 30 mld funtów w ciągu najbliższych trzech lat.
Euler Hermes podaje, że potencjalnie utracone mogą być bezpośrednie inwestycje zagraniczne o wartości nawet do 210 mld funtów. Jeśli natomiast Wielka Brytania nie opuści Unii Europejskiej, prognozy dla brytyjskiego eksportu przewidują jego wzrost nawet o 26 mld do 2019 roku.
Ponieważ 55 proc. importu pochodzi z UE, przewiduje się, że Brexit bez ustanowienia nowej umowy FTA uderzy w marże zysku spółek brytyjskich poprzez spadek wartości funta oraz wprowadzenie nowych taryf importowych, mających na celu zwiększenie produkcji lokalnej, zarówno w UE jak też przez Zjednoczone Królestwo – czytamy w raporcie.
Jak przekonuje prof. Gomułka, nawet gdyby doszło do wykluczenia Wysp ze wspólnego rynku, Wielka Brytania powróciłaby do wymiany handlowej ze Wspólnotą Brytyjską (czyli krajami takimi jak Kanada i Australia), z którą kontrakty musiała zerwać w momencie akcesu do UE. Na to jednak potrzeba czasu.
- Moim zdaniem nawet po ewentualnym Brexicie nie dojdzie do całkowitego zerwania Wielkiej Brytanii z Unią. Brytyjczycy mieliby podobny status jak dziś Norwegia czy Szwajcaria, a wtedy te straty byłyby dużo niższe – przekonuje w rozmowie z money.pl Stanisław Gomułka. Oba te kraje pozostają ważnymi elementami europejskiego rynku - i to bez członkostwa w UE. Norwegia jako dostawca surowców, a Szwajcaria jako kluczowy kraj tranzytowy.
Analiza ekonomiczna autorstwa Euler Hermes wskazuje jednak, że nawet przy ustanowieniu nowej Umowy o wolnym handlu (FTA) z jednolitym rynkiem unijnym i przy zachowaniu wszystkich partnerów handlowych, wzrost brytyjskiego eksportu zmniejszy się o połowę.
Droższa energia na Wyspach?
- Nie stać nas na utratę dostępu do europejskiego rynku poprzez łączące nas interkonektory. Pozostanie częścią europejskiego rynku energii jest niewątpliwie kluczowe dla Wielkiej Brytanii – mówił prezes National Grid, operatora brytyjskiej sieci przesyłowej, cytowany przez Marcina Szczepańskiego z portalu wysokienapięcie.pl. Podobnego zdania są szefowie największych brytyjskich spółek energetycznych: Centrica, SSE czy Shell. Kłopoty branży mogą przełożyć się na wzrosty cen energii w prywatnych domach.
Jednak, jak przekonuje Szczepański, stanowisko branży energetycznej nie jest tylko uwarunkowane względami biznesowymi. W tej chwili bilans energetyczny Wielkiej Brytanii byłby niemożliwy do zrównoważenia bez importu prądu i gazu z kontynentu.
Nietrudno więc wyobrazić sobie, że odcięcie lub nawet ograniczenie dostaw energii pochodzącej z importu spowodować mogłoby trudne do oszacowania podwyżki cen energii. Wobec takiego zagrożenia żaden rząd nie może pozostać obojętny, jeśli zamierza pozostać u władzy na kolejne kadencje.
Profesor Gomułka jednak uspokaja. Straty tych firm nie koniecznie muszą okazać się tak dotkliwe dla portfeli większości Brytyjczyków. – Proszę pamiętać, że Wielka Brytania sporą część sektora energetycznego opiera na elektrowniach jądrowych. Wciąż bogate są zasoby gazu na Morzu Północnym, a na wypadek ich wyczerpania już myśli się o energii odnawialnej – argumentuje ekspert BCC.
Imigranci na Wyspach niezbędni
Spór między secesjonistami a unitami podgrzewa również problem imigrantów ekonomicznych. Podczas gdy dla pierwszych stanowią oni głównie obciążenie socjalne, dla drugich koło zamachowe gospodarki – o czym więcej pisaliśmy tutaj.
Przeciwnikom otwartego rynku pracy pomagają statystyki i robiące wrażenie sumy. Według ostatnich danych raportu Office For National Statistics z zasiłków dla bezrobotnych w Wielkiej Brytanii korzystało w 2014 roku 142 tysiące imigrantów. Najliczniejszą grupą są Polacy, bo stanowią aż 14,5 tys. pobierających świadczenia. Na drugim miejscu są Pakistańczycy wraz z Somalijczykami, których jest równo po 7 tysięcy.
Ogółem takich zasiłków dla członków rodzin imigrantów, które przebywają poza Wielką Brytanią, wypłacanych jest ponad 34 tys. Z tego 22 tys. stanowią zasiłki dla polskich rodzin.
Z drugiej jednak strony opiniotwórczy "The Spectator" grzmi, że bez polskich imigrantów brytyjska budowlanka i transport mogłyby sobie nie poradzić. Instytut Sobieskiego szacuje, że rocznie Polacy na Wyspach dokładają do tamtejszego PKB średnio 7 mld funtów.
Nie jest jednak tak, że w wyniku opuszczenia przez Wielką Brytanię struktur UE nagle zniknie cała emigracja zarobkowa obecna na Wyspach. A nawet gdyby, to nieobecność Polaków nie zniszczyłoby tamtejszej gospodarki, jak wieszczą niektórzy, ale mogłoby utrudnić wielu Brytyjczykom życie – przyznaje Janusz Kobeszko z Instytutu Sobieskiego opisującego korzyści dla brytyjskiej gospodarki wynikające z pracy naszych rodaków.
Podobnego zdania jest prof. Gomułka, który twierdzi, że Wielkiej Brytanii kolejni imigranci nie są potrzebni. – Sytuacja demograficzna Królestwa jest diametralnie różna od np. Niemiec. Ten kraj odnotowuje wzrost ludności przy stosunkowo niedużej powierzchni. Już mówi się o tym, że jest na dobrej drodze, aby stać się najludniejszym krajem Europy.
- Czy Wielkiej Brytanii opłaca się Brexit, muszą zdecydować sami Brytyjczycy. Ale w swojej historii Zjednoczone Królestwo wielokrotnie odżegnywało się od inicjatyw europejskich, a później znów o nie zabiegało – przypomina prof. Gomułka. – Jeśli nawet Londyn zdecyduje się wystąpić z Unii Europejskiej, to prędzej czy później wróci – podsumowuje.