Brytyjski premier David Cameron ostrzegał w poniedziałek, że Brexit może zagrozić pokojowi w Europie. Wkrótce po premierze wystąpił również były konserwatywny burmistrz Londynu Boris Johnson, który podzielił argumenty za pozostaniem w Unii, na gospodarcze, obronne i emocjonalne, po czym przystąpił do ich burzenia.
Były burmistrz Londynu podkreślił, że wolny rynek nakłada na swoich członków tyle ograniczeń, że Unia wzrasta wolniej niż reszta świata i utrudnia, a nie ułatwia rozwój swoim członkom. W kwestii jej globalnej siły negocjacyjnej stwierdził: Unia zawarła umowy handlowe z Autonomią Palestyńską, San Marino i innymi. Brawo. Ale nie zdołała zawrzeć umów z Australią, Nową Zelandią, Chinami, Indiami i Ameryką.
Reagując na ostrzeżenia Camerona, Boris Johnson powiedział, że nie spodziewa się po Brexicie wybuchu III Wojny Światowej. Odrzucił też jako fałszywy argument, że zwolennicy Brexitu są antyeuropejscy.
Jak mówił, czyta powieści po francusku, hiszpańsku i jest nawet w stanie odśpiewać po niemiecku "Odę do radości". - Znacie to... Jestem dzieckiem Europy, jestem liberalnym kosmopolitą, moja rodzina to genetyczny ekwiwalent sił pokojowych ONZ - przekonywał Boris Johnson.