Co to oznacza dla blisko miliona naszych rodaków na Wyspach? Setki tysięcy mogą być zmuszone do wyjazdu, a ci, którzy zostaną mogą stracić prawo do wszystkich świadczeń.
W poniedziałek 13 marca odrzucone poprawki do ustawy, dającej premier Theresie May pozwolenie do rozpoczęcia procedury Brexitu, dotyczyły dwóch istotnych kwestii. Po pierwsze - chodziło o gwarancję utrzymania praw, które obecnie posiadają emigranci z UE w Wielkiej Brytanii.
Po drugie - wymogu akceptacji przez obie izby brytyjskiego parlamentu warunków opuszczenia UE. Obie zostały odrzucone. Gabinet pani premier otrzymał pełne prawo do swobodnego określania warunków, na jakich Wielka Brytania opuści europejską rodzinę.
Pięć lat albo dłużej
Czy automatycznie oznacza to poważne kłopoty dla mieszkających tam Polaków? Niewykluczone, ale warto zauważyć, że nie wszystkich dotyczyć będą w równym stopniu. Wszystko zależy od tego, jak długo tam mieszkają.
Zgodnie z brytyjskim prawem po pięciu latach legalnego przebywania uzyskuje się prawo stałego pobytu. Taki status pozwala na zupełnie swobodną pracę i życie w tym kraju bez żadnych czasowych ograniczeń i dodatkowych wymagań.
Z danych brytyjskiego urzędu podatkowego wynika, że 400 tys. Polaków w Wielkiej Brytanii jest tam jednak krócej niż pięć lat. - Im towarzyszyć będzie najgorsza niepewność. W sprawie ich przyszłości ciągle jednak możemy tylko spekulować. Nie wiadomo dziś, jak zmieni się ich status. Zapowiedzi premier May o gwarancjach dla emigrantów z UE są niejednoznaczne i podważone przez parlament - mówi Andrzej Kubisiak z Work Service.
W najgorszym z możliwych scenariuszy nasi rodacy bez pięcioletniej obecności na Wyspach mogą zostać postawieni pod ścianą. Będą musieli ubiegać się o czasowe pozwolenia na pracę oraz pobyt i za każdym razem ich przyszłość będzie zależeć od decyzji urzędnika.
Nie trudno zatem wyobrazić sobie, jak trudne będzie w tych warunkach dalsze życie. Wszystkie plany mogą wziąć w łeb, kiedy tylko prawo pobytu bądź pracy nie zostanie przedłużone. Jednak warto pamiętać, że poniedziałkowa decyzja brytyjskiego parlamentu nie oznacza odebrania praw emigrantom z UE. Oznacza tylko, że May nie musi ich gwarantować na starcie rozmów.
- Najbardziej czarny scenariusz zakłada, że nie dostaną pozwolenia na pracę i dalszy pobyt. Nawet ci, którzy otrzymają pozwolenia, pozbawieni zostaną wszelkich świadczeń socjalnych. To opcja zwana nuklearną. Mniej drastyczna przewiduje, że stracą większość benefitów, np. na dzieci, jak planuje się to zrobić w Niemczech - mówi Patryk Toporowski z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych.
Nawet 4 tys. złotych benefitów
Jak wiele jest do stracenia? Zasiłki, które otrzymują bezrobotni na Wyspach, są dość znaczne, ale mogą na nie liczyć tylko ci, którzy są bez pracy lub pracują mniej niż 16 godzin tygodniowo i przepracowali już łącznie 12 miesięcy. Obecnie jest to 56,80 funta tygodniowo (czyli blisko 280 zł) dla osób w wieku 16-24 lat i 71,70 funta tygodniowo (czyli 353 zł) dla bezrobotnych powyżej 24. roku życia.
Warto też pamiętać, że na Wyspach obok systemu składek na emerytury czy zasiłków, funkcjonuje darmowa opieka zdrowotna finansowana z podatków, która przysługuje mieszkającym tam Polakom.
Jak już pisaliśmy w WP money,w Wielkiej Brytanii każdy rodzic bez względu na zarobki i to już od pierwszego dziecka dostaje 80 funtów miesięcznie (ponad 400 zł) na dziecko. Mieszkający tam Polacy przyznają, że w niektórych przypadkach z dodatkami za mieszkanie, słabo płatną pracę i całość benefitów może zamknąć się w sumie tysiąca funtów ( ponad 4 tys. zł).
Jednak wartość wsparcia socjalnego cały czas w Wielkiej Brytanii spada. Według tamtejszego Instytutu Studiów Podatkowych rządowa decyzja zamrożeniu benefitów i ulg podatkowych do 2020 r. może poważnie wpłynąć na wiele rodzin, które nie będą mogły nadążyć za ciągłym wzrostem cen. Dotyczyć to ma 11 milionów tamtejszych gospodarstw domowych.
Z raportu PWC "Ulgi podatkowe i świadczenia rodzinne w UE w 2016”, który przedstawia między innymi łączne wsparcie dla rodziny w poszczególnych państwach, wynikało, że mieszkający tam Polacy mogą liczyć średnio na 2300 euro rocznie na rodzinę (2520 euro w 2016 r.).
Odwrotna tendencja w tym zakresie jest w naszym kraju. Podczas podsumowania za 2015 r. Polska zajęła 24 miejsce na 28 badanych państw z sumą 530 euro. W najnowszym raporcie przesunęliśmy się na 13 pozycję z 1883 euro rocznie.
Polacy na Wyspach chcą pracować
- Suma benefitów zmniejsza się już od co najmniej kilku lat. Wszyscy, łącznie z obywatelami Wielkiej Brytanii, to odczują. Znaczące ciecia ich wartości dla imigrantów są pewne. Brexit ma sprawić, że Wielka Brytania będzie bardziej konkurencyjna, niż UE, a to najłatwiej osiągnąć przez ciecie kosztów - mówi Toporowski, który dodaje, że ich ograniczanie zagwarantuje Theresa May, która jest znaną przeciwniczką obejmowania pełną opieką państwa imigrantów.
Drugi z naszych rozmówców generalnie sprzeciwia się takiemu rozłożeniu akcentów. Jego zdaniem to nie benefity są atrakcyjne dla Polaków na Wyspach. - Cięcia benefitów w mojej ocenie nie będą tak istotne. Te setki tysięcy, które rzekomo mają wrócić do Polski, mogą to zrobić bardziej ze względu na zmiany w prawie i wzrost antyemigracyjnych nastrojów niż mniejsze zasiłki - mówi Kubisiak.
W jego ocenie do świadczeń socjalnych i zasiłków przywiązujemy zbyt dużą wagę. Nie jest to bez znaczenia, ale nie jest głównym czynnikiem, przesądzającym o decyzjach emigrantów. - To krzywdzący stereotyp. Polacy wcale nie jadą tam dla benefitów, ale po to, by pracować. Jesteśmy tam dużo bardziej aktywni zawodowo niż w kraju - dodaje ekspert Work Service, z której danych wynika, że aż 80 proc. Polaków mieszkających na Wyspach jest aktywnych zawodowo (56,3 w Polsce dane GUS).
Cały czas warto też pamiętać, że nie wszystko jest przesądzone. Wprawdzie, jak przypominają eksperci, z chwilą, kiedy Wielka Brytania oficjalnie rozpocznie proces Brexitu (najprawdopodobniej z końcem marca), automatycznie prawa imigracyjne zostaną ograniczone dla tych, którzy będą chcieli przyjechać na Wyspy.
Wszystko dlatego żeby, jak to określił ostro brytyjski parlamentarzysta Iain Duncan Smith, w czasie dwóch lat negocjacji nie przyjechało tam „pół Rumunii i Bułgarii”, by skorzystać z ostatniej okazji. Znacznie dłużej jednak potrwa ustalanie statusu imigrantów z UE, którzy są tam mniej niż pięć lat.
Zawody bezpieczne
Według Toporowskiego, bardzo prawdopodobne są też prawne rozwiązania, które w bardzo przemyślany sposób pozwolą Brytyjczykom regulować rynek pracy. - Nieoficjalnie mówi się na Wyspach o stworzeniu kategorii zawodów pożądanych i takich, na które nie zostaną wystawiane pozwolenia na pracę dla imigrantów. Bezpiecznie mogą czuć się pracujący w służbie zdrowia, na uczelniach i dobrze wykwalifikowani specjaliści IT i od finansów - mówi ekspert PISM.
Brytyjskie urzędy nie będą jednak już tak skłonne do wystawiania zezwoleń na pracę przy prostych zajęciach. Tam mają znaleźć zatrudnienie już przebywający na wyspach od co najmniej pięciu lat i oczywiście poddani królowej.
- Bardzo prawdopodobne, że pozwolenia na pracę w charakterze magazyniera czy kierowcy przykładowo zostaną ograniczone tak, by nie zachęcać do pozostawania w kraju i przyjazdu nowych imigrantów - dodaje Toporowski.
Warto jednak pamiętać, że w krajach UE mieszka też milion Brytyjczyków. W negocjacjach Londyn będzie musiał o tym pamiętać, bo odebranie praw emigrantom ze wspólnoty będzie skutkować odebraniem ich Brytyjczykom na zasadach wzajemności.
- Bez większego znaczenia pozostaje fakt, że w Polsce nie ma ich zbyt wielu, bo negocjacje toczyć się będą między UE a Wielką Brytanią. Dlatego rząd Theresy May nie będzie mógł posunąć się tu zbyt daleko - mówi Kubisiak.
Patryk Toporowski też widzi tu pewną szansę. - Wielu Brytyjczyków na emeryturach żyje sobie wygodnie w Hiszpanii czy Francji i korzysta z praw obywateli Unii. Oni i pracujący w UE, nie byliby zadowoleni, gdyby nagle dostali odmowę przedłużenia prawa pobytu. Z tym rząd May musi się liczyć - mówi ekspert PISM.