Brytyjska premier Theresa May przedstawiła pod koniec czerwca rządową propozycję w tej sprawie. Kwestia ta jest stawiana przez liderów unijnych jako jedna z najważniejszych i pierwsza w kolejności do załatwienia. Dla Polski ma ona kluczowe znaczenie ze względu na blisko milionową społeczność Polaków mieszkających na Wyspach.
Dwa tygodnie po położeniu na stole propozycji ws. praw obywateli liderzy głównych frakcji politycznych wraz z czołowymi eurodeputowanymi, którzy zajmują się Brexitem, ostro ją skrytykowali. "Proponowanie, że Europejczycy dostaną status 'obywateli państw trzecich' w Wielkiej Brytanii z mniejszymi prawami niż mają Brytyjczycy w całej UE to niewypał" - napisali w liście opublikowanym w kilku europejskich gazetach.
Europosłowie ocenili, że koncepcja, jaką przedstawił Londyn, nie tylko nie spełnia ambicji, by sprawy obywateli w kontekście negocjacji brexitowych były na pierwszym miejscu, ale rzuca dalszy cień niepewności ws. życia milionów Europejczyków.
W piśmie wskazano na różnice pomiędzy propozycjami Downing Street a tymi wypracowanymi przez 27 państw członkowskich i zespół negocjacyjny Komisji Europejskiej pod przywództwem Michela Barniera. "W propozycji UE obywatele Wielkiej Brytanii i Europejczycy zachowują te same prawa i ten sam poziom ochrony, który mają obecnie w ramach prawa europejskiego. Wszystkie prawa nabyte przed datą wyjścia mają być bezpośrednio egzekwowane, przy pełnej ochronie, pełnej wzajemności i równym traktowaniu. Stanowisko to jest proste i jasne, ponieważ jest uczciwe" - wskazują sygnatariusze.
Nierówne prawa
Parlament Europejski nie kryje przy tym rozczarowania odpowiedzią, otrzymaną z drugiej strony kanału La Manche. "To był zimny prysznic. Rząd brytyjski proponuje, żeby dzień po Brexicie Europejczycy otrzymali status 'obywateli państw trzecich. Mieliby mniej praw w Wielkiej Brytanii niż oferujemy brytyjskim obywatelom w UE" - konstatują eurodeputowani.
I wymieniają, że obywatele unijnej "27" nie tylko straciliby prawo do głosowania w wyborach lokalnych, ale też ich przyszli członkowie rodzin musieliby spełnić wymogi dotyczące minimalnego dochodu (jeśli się ich nie spełnia, można być deportowanym). PE zwraca też uwagę, że status "pobrexitowych" dzieci nie jest jasny. "Brytyjska propozycja stwarza realne zagrożenie stworzenia obywateli drugiej kategorii" - czytamy.
Poza brakiem wzajemności - kontynuują deputowani - wydaje się, że Wielka Brytania chce zostać mistrzem w biurokracji. Autorzy listu wytykają w tym kontekście, że zgodnie z propozycją Londynu, każdy członek rodziny, włączając w to dzieci, będzie musiał wypełnić aplikację, aby otrzymać uregulowany status. Dodatkowo, ci którzy nie będą spełniać wymogu pięcioletniej rezydentury pod koniec okresu przejściowego, będą musieli złożyć dwa wnioski - pierwszy o pozostanie i drugi o uregulowanie statusu - dodano w liście.
Wciąż mnóstwo niewiadomych
Liderzy frakcji zwracają uwagę, że biurokrację można wprawdzie pokonać, ale prawdziwy niepokój budzi fakt, że ponad rok po decyzji o Brexicie dalej jest bardzo dużo niepewności. Wskazali w tym kontekście konkretne pytania. Np., czy europejscy studenci będą musieli płacić więcej, nawet jeśli aplikują na rok akademicki 2019-2020? Czy kwalifikacje lekarzy będą uznawane w Wielkiej Brytanii? Dlaczego pracownicy transgraniczni, którzy pracują w Wielkiej Brytanii, ale żyją w innym kraju UE, nie zostali w ogóle wspomniani? I dlaczego brytyjski rząd po prostu nie potwierdził, że data graniczna, od której będą obowiązywały nowe zasady dla wszystkich Europejczyków, nie będzie wcześniejsza niż sam Brexit?
Parlament Europejski zwrócił też uwagę, że Europejski Trybunał Sprawiedliwości powinien odgrywać rolę w razie sporów sądowych dotyczących praw obywateli UE w Zjednoczonym Królestwie.
"Na początku 2019 r. europosłowie będą wyrażali końcową opinię dotyczącą porozumienia ws. Brexitu. Ramy negocjacyjne kończą się 30 marca 2019 r. Nie poprzemy przedłużenia tego ostatecznego terminu, bo to oznaczałoby, że Wielka Brytania musiałaby przeprowadzić wybory do PE w maju 2019 r. Taka sytuacja jest po prostu nie do pomyślenia" - podkreślili sygnatariusze.
Nie podpiszą niczego, co będzie niekorzystne dla obywateli państw UE
Dodali przy tym, że wspólną misją państw UE jest poszerzanie praw obywateli, a nie ich ograniczanie. "Parlament Europejski zastrzega sobie prawo do odrzucenia jakiegokolwiek porozumienia, które traktuje obywateli UE, niezależnie od ich narodowości, mniej korzystnie niż obecnie" - napisali europosłowie.
List podpisali szefowie Europejskiej Partii Ludowej w PE Manfred Weber, przewodniczący grupy Postępowego Sojuszu Socjalistów i Demokratów Gianni Pittella, lider liberałów Guy Verhofstadt, szefowie Zielonych Ska Keller i Philippe Lamberts i skrajnej lewicy GUE Gabi Zimmer, a także członkowie grupy zajmującej się Brexitem w PE Elmar Brok, Roberto Gualtieri i Danuta Huebner.
Komisja Europejska nie chciała w poniedziałek skomentować inicjatywy europarlamentu. - KE będzie omawiała wszystkie kwestie dotyczące art. 50 na podstawie aktualizacji, jaką w środę przedstawi kolegium nasz główny negocjator Michel Barnier - powiedział na codziennej konferencji prasowej rzecznik KE Margaritis Schinas.
Z Brukseli Krzysztof Strzępka