Brytyjski rząd odrzucił internetową petycję o przeprowadzenie drugiego referendum w sprawie Brexitu. Petycja zawierała wniosek, aby referendum powtórzyć, wyznaczając próg frekwencji 75 procent i wymóg większości 60 procent. 23 czerwca za wystąpieniem z Unii Europejskiej było 52, a przeciw 48 procent głosujących.
Zgodnie z prawem, jeśli petycja na portalu rządowym zgromadzi 100 tysięcy podpisów, powinna trafić pod obrady parlamentu. Ta petycja zgromadziła 4 miliony 100 tysięcy, a mimo to, rząd ją odrzucił.
Wynika to z ustawy, na mocy której rozpisano czerwcowe referendum. Nie zawierała ona żadnych warunków frekwencji, ani kwalifikowanej większości. Liczył się każdy oddany głos, a wygraną gwarantowała zwykła większość. Frekwencja i tak przekroczyła zresztą 70 procent.
Powodów, dla których petycję odrzucono w trybie administracyjnym, bez skierowania jej choćby do komisji parlamentarnej jest jednak więcej. Pośród ponad 4 milionów elektronicznych podpisów znalazły się dość egzotyczne: 40 tysięcy z Watykanu, dalsze dziesiątki tysięcy z Grenlandii i Korei Północnej, Wysp Falklandzkich, Bermudów, Chin i Wenezueli.
Parlament odsiał wstępnie 77 tysięcy podpisów, ale wkrótce pojawiły się doniesienia, że petycje przejął międzynarodowy syndykat hackerski używając specjalnych skryptów generujących automatycznie fałszywe adresy e-mailowe i podpisy.