To nie rząd pod kierownictwem Theresy May będzie ostatecznie decydował, czy zatwierdzić Brexit, ale parlament Wielkiej Brytanii. To nie tylko policzek dla premier, ale również sygnał, że decyzja o wystąpieniu Królestwa z Unii Europejskiej nie jest ostateczna. - Nastroje się zmieniają - podkreślają eksperci.
Parlament w Londynie, przy udziale niektórych posłów partii konserwatywnej, przegłosował w środę ważną poprawkę. Daje ona prawo do wiążącej decyzji przyjęcia lub odrzucenia umowy z Unią w sprawie Brexitu właśnie parlamentarzystom, a nie - jak do tej pory - jedynie rządowi Theresy May.
- To coś więcej niż sprawa pozycji pani premier, i tak osłabionej po powtórce wyborczej. To sygnał, że Wielka Brytania zaczyna wątpić w Brexit - twierdzi w rozmowie z money.pl Janusz Kobeszko, ekspert Instytutu Sobieskiego.
- Jedność została zachwiana w szeregach samej partii konserwatywnej. Theresa May i jej partia nie są już na fali. Premier traci pozycję, a decyzja parlamentu to ewidentny policzek dla samej szefowej rządu - dodaje Wojciech Jezusek, ekspert Uniwersal Info.
Jak przypomniał serwis next.gazeta.pl, unijny traktat nie ingeruje w to, jakim trybem zostanie podjęta decyzja o podpisaniu układu z Unią, sankcjonującego opuszczenie Wspólnoty. Jednak wzajemne porozumienie dotyczące wyjścia danego kraju z UE powiino wejść w życie w 2 lata od momentu rozpoczęcia negocjacji.
Po upływie tego terminu, występujący opuszcza Wspólnotę z umową o dalszych stosunkach lub bez niej. Jest i trzecie wyjście. Jest możliwość, przy obopólnej zgodzie, przedłużenia okresu negocjacji o kolejne lata.
Odwołać Brexit?
Oznacza to, że możliwy staje się scenariusz, w którym parlament zablokuje Brexit. Czyżby więc Wielka Brytania postanowiła zostawić sobie furtkę i opóźnić albo w ogóle odwołać wyjście ze Wspólnoty?
- To nie tylko furtka, to powolne wycofywanie się Wielkiej Brytanii z Brexitu. Ta mocna rewolta wewnątrz partii konserwatywnej sprawiła, że stery przejmuje brytyjski parlament. I to on zadecyduje o dalszych związkach Królestwa ze Wspólnotą Europejską - komentuje Janusz Kobeszko.
- To mocny sygnał dla całej Europy, że decyzja o Brexitcie nie jest ostateczna. Dla Unii to znak, że przy najbliższych negocjacjach będzie można bardziej twardo stawiać warunki – dodaje w rozmowie money.pl Wojciech Jezusek.
Koszty Brexitu rosną
Jak podkreśla Wojciech Jezusek, nastroje w Wielkiej Brytanii zaczynają się zmieniać. Kolejne informacje o kosztach, jakie niesie za sobą Brexit, powodują, że idea wystąpienia z Unii nie ma już takiego poparcia jak w 2016 roku.
Inflacja w Wielkiej Brytanii wzrosła w ciągu ostatniego roku szybciej niż w strefie euro i Stanach Zjednoczonych. Spowodowała ją dewaluacja funta, import towarów i wzrost cen. Brexit kosztuje przeciętne gospodarstwo domowe dodatkowe 404 funty rocznie - wynika z raportu London School of Economics and Political Science.
- Trzeba brać pod uwagę całościowe wycofanie się Wielkiej Brytanii z Brexitu - podkreśla Janusz Kobeszko. Jak zauważa, coraz więcej ekspertów potwierdza, że decyzja o wystąpieniu z UE była nieprzemyślana i generuje większe koszty niż początkowo sądzono.
- Wystąpienie ze wspólnego rynku, wspólnotowego kodeksu celnego, przerwa łańcuch dostaw "just in time". To uderzy w przedsiębiorców i ich firmy. Wielka Brytania już płaci cenę za Brexit, choć wciąż formalnie jest częścią UE. Utrata siły roboczej, odpływ instytucji finansowych z Londynu. Sama decyzja już spowodowała koszty, co widać po funcie - wylicza ekspert Instytutu Sobieskiego.