Emmanuel Macron, zdeklarowany zwolennik Unii Europejskiej, został wybrany z silnym mandatem, który wzmocni jego pozycję w negocjacjach w sprawie Brexitu, dlatego brytyjski rząd musi mieć równie silny mandat i równie silną pozycję negocjacyjną - z takim przesłaniem do wyborców wystąpiła w poniedziałek Theresa May. Wybory w Wielkiej Brytanii są równo za miesiąc.
Zapowiedziana przez francuskiego prezydenta-elekta twarda postawa w negocjacjach w sprawie Brexitu, który kiedyś nazwał nawet "przestępstwem", nie jest dobrą wiadomością dla brytyjskiej premier - pisze agencja Bloomberg. Właśnie dlatego May dąży do spektakularnego zwycięstwa w przedterminowych wyborach parlamentarnych.
- Każdy głos na mnie i na mój zespół wzmocni moją pozycję w brexitowych negocjacjach - powiedziała premier May podczas spotkania wyborczego w północnym Londynie w poniedziałek.
Jean Pisani-Ferry, główny doradca ekonomiczny Macrona, oznajmił w poniedziałek, że jego szef będzie "twardy" wobec Wielkiej Brytanii, ale zapewnił, że nie będzie chciał jej ukarać oraz nie chce, by negocjacje zakończyły się bez zawarcia porozumienia.
Z pewnością rozmów przy negocjacyjnym stole nie ułatwiają dywagacje Emmanuela Macrona, że Wielkiej Brytanii może zostać wystawiony rachunek opiewający nawet na 80 mld euro. Przyszły prezydent wspominał też o możliwości przywrócenia kontroli celnych pomiędzy Francją a Wielką Brytanią, a także zachęcał bankowców do przeprowadzki z Londynu do Paryża.
Z drugiej strony, obóz Macrona zapewnia o chęci zachowania "szczególnych stosunków" z Wielką Brytanią. - Utrzymanie budowanego przez lata prosperity jest w interesie obu stron - twierdził Jean Pisani-Ferry.
Theresa May rozmawiała z Emmanuelem Macronem po jego wygranej i zapewniła go, że Wielka Brytania chce "silnego partnerstwa" z bezpieczną i dobrze prosperującą Unią Europejską po opuszczeniu Wspólnoty.