Polacy opuszczają Wyspy w obawie przed Brexitem. Dopiero teraz Brytyjczycy zaczynają rozumieć, jak wiele mogą na tym stracić. Zdaniem ekspertów na zmianę trendu jest już za późno.
Jak pisze "Rzeczpospolita", rok temu Michael Gove, lider kampanii na rzecz brexitu, miał usta pełne haseł o potrzebie powstrzymania imigracji. Teraz zmienił zdanie. - Po wyjściu z Unii nie możemy odciąć naszej gospodarki od potrzebnych jej pracowników - oświadczył.
To jednak już się dzieje. I to na wielu frontach. W czwartek alarm podnieśli brytyjscy producenci owoców. Po raz pierwszy u progu sezonu zbiorów nie stawiła się połowa pracowników z Europy Wschodniej. Wcześniej szpitale ostrzegły, że liczba pielęgniarek z Polski i innych państw naszego regionu ubiegających się o pracę w Wielkiej Brytanii spadła o 90 proc.
- Pracowników z Polski zaczyna brakować w budownictwie, przemyśle, usługach - mówi "Rzeczpospolitej" Jonatahan Portes, profesor ekonomii na King's College w Londynie.
Uniwersytet w Oksfordzie opublikował w tym tygodniu raport, który pokazuje gwałtowny spadek liczby Polaków występujących o narodowy numer ubezpieczeniowy (NIN), warunek podjęcia pracy. O ile w I kwartale ub. r. było ich 40 tys., o tyle w I kwartale br. już tylko 26 tys., najmniej od kiedy nasz kraj wstąpił do Unii.
- Trzeba założyć, że równocześnie znacznie wzrosła liczba Polaków wyjeżdżających ze Zjednoczonego Królestwa, choć nie mamy tu jeszcze dokładnych danych. A to oznacza, że liczba polskich emigrantów żyjących w Wielkiej Brytanii już zaczęła się kurczyć - mówi "Rz" Robert McNeil, rzecznik Instytutu Migracji Uniwersytetu w Oksfordzie.
ZOBACZ: Brexit. Co to oznacza dla Polaków?
Jak jednak pisaliśmy w money.pl w danych makro nie widać jeszcze negatywnych skutków brexitu. Przez ostatni rok, wbrew opiniom analityków wieszczącym finansowy armageddon, brytyjska gospodarka radzi sobie dobrze. Optymizmem może napawać też sytuacja na giełdzie, która po wzroście w rok o prawie 20 proc., bije rekordy.
Największym przegranym jest jedynie funt, który znacząco osłabił się w stosunku do innych walut. Dla samych Brytyjczyków spadki na funcie oznaczają m.in. presję na ceny towarów sprowadzanych zza granicy. Ogółem widać bardzo duży skok cen w Wielkiej Brytanii. Inflacja jeszcze rok temu była na poziomie 0,5 proc., a teraz sięga 3 proc. Tak szybkich podwyżek nie było od połowy 2013 roku.
Inflacja nie jest lubiana przez konsumentów, ale na gospodarkę działa napędzająco. Jak pokazują ostatnie dane, PKB Wielkiej Brytanii rośnie w tempie 2 proc. wobec 1,6 proc. na początku 2016 roku. Takie same statystyki mają Stany Zjednoczone. Minimalnie gorsze wyniki ma cała strefa euro ogółem, z czego jej największa gospodarka, czyli Niemcy rosną o 1,7 proc. w skali roku, a Francja o 1 proc. W tyle zostaje też m.in. Szwajcaria, Belgia czy Włochy.