Wielka Brytania od wielu lat pozostaje bezpieczną przystanią dla rosyjskiego kapitału - zarówno tego powiązanego z Kremlem, jak i kontrolowanego przez osoby, do których Władimir Putin nie pała nadmierną sympatią. Wystarczy wspomnieć, że właścicielem klubu piłkarskiego Chelsea Londyn jest Roman Abramowicz. Miliarder jest pewnym wyjątkiem. Informacje na jego temat są powszechnie znane.
Dużo większą grupą są ludzie trzymający się w cieniu. Według najnowszych szacunków brytyjskie obywatelstwo posiada około 500 rosyjskich miliarderów. Cena za paszport "Jej Królewskiej Mości" nie jest nadto wygórowana dla oligarszych portfeli. Wystarczy zainwestować w Zjednoczonym Królestwie milion funtów, by cieszyć się przywilejami obywatela kraju opuszczającego Unię Europejską.
Już wkrótce finansowe eldorado dla Rosjan może się skończyć. Od lutego na Wyspach obowiązuje prawo, które pozwala żądać od cudzoziemców udokumentowania majątku "wątpliwego pochodzenia", jeśli przekracza on 50 tys. funtów. W razie odmowy pieniądze w pełni legalnie są zatrzymywane.
Przed dwoma dniami sekretarz obrony Zjednoczonego Królestwa Gavin Williamson poinformował, że wydano pierwsze decyzje o zajęciu rosyjskich aktywów. To odpowiedź na atak z użyciem broni chemicznej w Salisbury.
Przejmowanie rosyjskich majątków to dopiero początek działań Londynu, które zatrzęsą finansami Rosji. Premier Theresa May potwierdziła, że trwają prace nad stworzeniem mechanizmu blokującego transakcje służące finansowaniu potrzeb rosyjskiego państwa. Tylko w lutym za pośrednictwem izb rozliczeniowych działających w londyńskim City sprzedano rosyjskie obligacje warte 4 mld dol. A wszystko zgodnie z prawem, które pozwala na obchodzenie unijnych sankcji.
Miliardy płyną przez Londyn
Jeśli sytuacja nie skończy się tylko na zapowiedziach, Kreml odczuje ją bardzo boleśnie. Jednym z filarów rosyjskiej gospodarki jest bowiem finansowanie potrzeb pieniędzmi "zagranicznych inwestorów". W wielu przypadkach pieniądze te pochodzą z... rosyjskiego budżetu, ale są wyprowadzane za granicę przez oligarchów.
Według byłego szefa rosyjskiego banku centralnego około 20 proc. wszystkich "wyciekających" z Rosji pieniędzy przepływa niezauważenie przez Londyn. Przed trzema laty sprawie przyjrzał się także Deutsche Bank. Wówczas kwotę szacowano na 1,5 mld dol. miesięcznie.
Część z nich odnajduje się w rajach podatkowych. Austriacki ekonomista Peter Havlik wyliczył, że skumulowana wartość inwestycji zagranicznych w Rosji wyniosła 360 mld euro. Około 5 proc. tej kwoty (18 mld euro - red.) zainwestowały firmy działające na terytoriach podlegających zwierzchnictwu królowej - wyspy Jersey oraz Brytyjskich Wysp Dziewiczych. Havlik nie ma wątpliwości, że to pieniądze wyprowadzone z Rosji przez oligarchów i reinwestowane w kraju rządzonym z Kremla.
"Największy biznes w Rosji"
- Pranie brudnych pieniędzy jest największym biznesem w Rosji. Okradasz budżet, masz w ręku pieniądze i coś z nimi musisz zrobić - wyjaśniał przed dwoma laty w rozmowie z "The Guardian" jeden z byłych rosyjskich bankierów.
W procederze nieświadomie uczestniczyły nawet największe państwowe brytyjskie banki. Przez HSBC czy RBS w ciągu trzech lat przepłynęło prawie 740 mln dol., co ujawniła prasa. Pieniądze trafiały do anonimowych firm zarejestrowanych w Glasgow, Edynburgu, Birmingham i Londynie. Fakt, że bardzo szybko znikały z rynku, nie powinien zaskakiwać.
Po takiej dawce informacji nie zaskakuje również to, że ponad 10 tys. budynków w najbardziej prestiżowej londyńskiej dzielnicy City of Westminster pozostaje w rękach anonimowych zagranicznych przedsiębiorstw. Wiadomo o nich tylko tyle, że należą do Rosjan, Chińczyków i obywateli państw Zatoki Perskiej.
Opinia publiczna apeluje do premier: Uderzaj!
"Zjednoczone Królestwo mogłoby wykorzystać taki stan rzecz, wziąć rosyjskie elity na swoim terytorium na cel i wstrząsnąć w ten sposób całą strukturą" - ocenia amerykański ośrodek analityczny Stratfor. W ocenie ekspertów Londyn może w ten sposób "siać zniszczenie" w rosyjskiej gospodarce.
O tak zdecydowane ruchy apeluje także opinia brytyjska opinia publiczna. Tygodnik "The Economist" wprost pisze, że Theresa May wraz z rządem powinna "podążyć śladem brudnych rosyjskich pieniędzy". Niezależnie od skutków, które dla Brytanii mogą być bolesne. Wyspiarski koncern paliwowy BP posiada bowiem 20 proc. udziałów w rosyjskim Rosniefcie, którym kieruje bliski współpracownik Władimira Putina Igor Sieczin (nie obejmują go nawet europejskie sankcje personalne - red.).
Na wstrząs, który przyszedłby po gospodarczym uderzeniu w Rosję, musiałoby przygotować się także londyńskie City zmagające się z efektami nadchodzącego Brexitu. Dla "The Economist" lęk przed tymi zdarzeniami jest "chybiony".
"Brytyjski opór przed działaniem doprowadzi do bezkarności. Dla Putina będzie wyglądać jak słabość, co może go skłonić do kolejnego ataku" - dowodzą dziennikarze.
Część ekspertów, która krytykuje pomysł blokowania rosyjskich pieniędzy na Wyspach, wskazuje, że jeśli Rosjanie nie skorzystają z rynku londyńskiego, skierują swój wzrok na Chiny. Po części mają rację. Moskwa może finansować swój dług, dzięki współpracy z Pekinem, jednak byłby to dla Kremla policzek. W końcu Chiny są jednym z najpoważniejszych i geograficznie najbliższych geopolitycznym rywalem dla państwa rządzonego przez Władimira Putina.