Już za trzy tygodnie Rada Unii Europejskiej ma podpisać umowę handlową z Kanadą. Zwolennicy umowy CETA, do której zalicza się nasz rząd, wyliczają miliardy euro, jakie przyniesie wymiana towarów po zniesieniu barier. Z kolei przeciwnicy ostrzegają przed negatywnymi konsekwencjami dla rynku pracy czy zniszczeniem polskiego rolnictwa. Grozi nam m.in. zalew towarów o wątpliwej jakości, w tym żywności genetycznie modyfikowanej.
We wtorek obraduje rząd. Wśród tematów podejmowanych przez ministrów jest umowa handlowa między Unią Europejską i Kanadą, czyli tzw. CETA. Ministerstwo rozwoju przygotowało informacje na temat spodziewanego bilansu korzyści i kosztów tego porozumienia dla Polski oraz skutków politycznych ewentualnego niepodpisania umowy.
Z dotychczasowych informacji, jakie pojawiały się w mediach, wynika, że rynek kanadyjski jest na 12. miejscu wśród najważniejszych rynków dla UE, za to Unia jest dla Kanady drugim najważniejszym partnerem handlowym - trafia tu niemal 10 proc. kanadyjskiego eksportu. We wspólnym unijno-kanadyjskim studium, korzyści gospodarcze z umowy handlowej UE-Kanada oszacowano na ponad 11 mld euro w przypadku 500-milionowej UE i około 8 mld euro dla 35-milionowej Kanady.
Głębszą analizę przeprowadziła fundacja Akcja Demokracja, jawnie sprzeciwiająca się umowie. - Ze studiów wpływu CETA na zatrudnienie i wzrost gospodarczy widać, że właśnie nasz kraj znajduje się w grupie krajów, które na umowie wyjdą najgorzej, tzn. będą miały wysoki udział w 200 tys. utraconych miejsc pracy. Nie wiemy, w jakim stopniu dotknie nas spadek płac, ale badania mówią, że od 316 do 1331 euro wyniesie on w skali roku w UE - wskazuje Maria Świetlik z Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. - A nawet te 1350 zł to dla przeciętnych mieszkańców Polski bardzo dużo, a dla 1,3 miliona osób zarabiających płacę minimalną to tak, jakby zabrano im jedną pensję rocznie.
Z ostatnich oficjalnych komunikatów ministerstwa rozwoju, kierowanego przez Mateusza Morawieckiego, wynika, że co do zasady umowa ma poparcie. CETA ma zostać podpisana przez Radę Unii Europejskiej już za trzy tygodnie, czyli 18 października, a więc jeszcze przed przyjęciem przez parlamenty krajowe państw członkowskich. Początkowo będzie miała charakter tymczasowy.
Na razie nie wiadomo dokładnie, które części umowy obejmie "tymczasowe wprowadzenie". - Możemy teraz tylko spekulować, ale wygląda na to, że już w przyszłym roku rozpocznie się proces znoszenia ceł na import żywności z Kanady, bo ta część handlowa umowy miała wejść jako pierwsza - tłumaczy Maria Świetlik.
CETA zniszczy rolnictwo?
Krytycy umowy wskazują, że może mieć ona katastrofalny wpływ na europejskie rolnictwo i rynek żywności. Eliminacja 90 proc. barier na produkty rolne może grozić zalewem tańszych i gorszej jakości produktów zza oceanu.
Najgłośniej sprzeciwiają się umowie rolnicy. "CETA spowoduje zniszczenie rolnictwa w Polsce i w Europie, a co za tym idzie ogromne negatywne skutki ekonomiczne dla Polski. Bezpieczeństwo żywnościowe i obronne są głównym obowiązkiem państwa" - apeluje zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych (KRIR).
Samorząd rolniczy zwraca uwagę na to, że kanadyjski model rolnictwa to głównie gospodarstwa wysokotowarowe, przemysłowe, który znacznie różni się od modelu europejskiego, gdzie dominują gospodarstwa rodzinne.
- Wejście w życie CETA doprowadzi do zanikania małych gospodarstw rodzinnych, co najdotkliwiej odczują państwa, w których gospodarstwa rodzinne stanowią podstawę rolnictwa. Znacznie różnią się także koszty energii - bardzo ważnego czynnika przy produkcji rolnej, które w Kanadzie są o wiele niższe - wskazuje prezes Krajowej Rady Izb Rolniczych Wiktor Szmulewicz, który podpisał się pod apelem do posłów o niepodpisywanie umowy.
KRIR zwraca też uwagę na inny ważny aspekt - Kanada jest jednym z trzech największych na świecie producentów żywności zmodyfikowanej genetycznie. Nie jest też wymagane obowiązkowe oznakowanie pozwalające na rozpoznanie takiej żywności, które obowiązuje w UE. W Polskę szczególnie może uderzyć sprzedaż tego typu jabłek, a wiadomo, że jesteśmy największym ich dostawcą w regionie. Do tego Kanadyjczycy zezwalają na dodawanie do żywności różnych środków barwiących, których stosowanie jest u nas ograniczone, a w niektórych państwach zakazane.
Ludzie często narzekają na jakość mięsa sprzedawanego w sklepach. Według rolników, CETA może tylko tę sytuację pogorszyć. W Kanadzie nadzór nad producentami mięsa jest znikomy, w przeciwieństwie do rynkowej presji na prowadzenie hodowli możliwie najniższym kosztem.
Przeciwnicy nie tylko w Polsce. Ministerstwo Rozwoju bagatelizuje obawy rolników
Resort, na którego czele stoi Mateusz Morawiecki, nie widzi jednak zagrożenia dla polskiego rolnictwa. - Najbardziej wrażliwe towary są wyłączone z liberalizacji lub objęte częściową liberalizacją w postaci kontyngentów taryfowych. Mamy dodatnie saldo w handlu towarami rolnymi z Kanadą i liczymy na to, że umowa pogłębi nasze relacje gospodarcze - wskazuje wiceminister Radosław Domagalski.
Ministerstwo Rozwoju przyznaje, że w znanych mu zapisach umowy jest kilka ryzykownych elementów. Wymienia głównie kwestię braku zagwarantowania udziału polskiego arbitra w powstającym "stałym sądzie inwestycyjnym" (ICS). Ma on zabezpieczać w wielu aspektach sytuację państwa w sporach z inwestorami.
- Będziemy zabiegać na wszystkich możliwych forach europejskich, aby docelowo jednym z arbitrów, którzy będą częścią sądu inwestycyjnego, był przedstawiciel strony polskiej - mówił wiceminister Domagalski. Dla Polski kluczowe jest rozszerzenie puli arbitrów dla UE z 5 do 28 osób, co gwarantuje każdemu państwu członkowskiemu prawo do wyznaczenia własnego człowieka.
Sprzeciw wobec porozumienia handlowego z Kanadą narasta nie tylko wśród polskiego społeczeństwa, ale jest też widoczny w niektórych krajach Unii, np. w Niemczech, Austrii czy Francji.
Na początku września szef austriackiego rządu Christian Kern zapowiedział, że podpisanie porozumienia w dotychczasowym kształcie "nie wchodzi w grę". Podobnie wypowiedział się, ale w odniesieniu do bliźniaczej umowy TTIP, francuski minister handlu Matthias Fekl, który wręcz żądał jej zerwania.
Niewiele wcześniej do niemieckiego Trybunału Konstytucyjnego wpłynęła skarga przeciwko CETA podpisana przez 100 tys. obywateli. Przeciw umowie opowiadają się także Bułgaria i Rumunia, ale głównie ze względu na to, że Kanada utrzymuje obowiązek wizowy wobec ich obywateli. Na "nie" zagłosował parlament Walonii w Belgii.
Czego boją się Europejczycy?
W ramach umowy CETA istnieje m.in. zapis, mówiący o tym, że państwo nie ma prawa wprowadzić regulacji ograniczających wielkość banku. - To przecież sposób na kolejny kryzys finansowy. Tu z kolei przepisy dotyczące rynków finansowych w Europie są znacznie bardziej liberalne niż regulacje kanadyjskie - tłumaczy Maria Świetlik. Zwraca też uwagę, że aż 75 proc. koncernów górniczych ma siedziby w Kanadzie, równocześnie standardy w zakresie ochrony środowiska i praw człowieka, i pracowniczych są tam niższe.
- Kanada jaką znamy, dbająca nade wszystko o środowisko i przyjazna ludziom pracy, już nie istnieje, a stało się to właśnie w ciągu ostatnich 20 lat na skutek umowy NAFTA - zaznacza Świetlik. - Niestety tego typu umowy handlowe mają to do siebie, że ujednolicając regulacje, równają w dół, a nie w górę. Możemy się więc spodziewać w Europie dalszych przywilejów dla korporacji i obniżania standardów ochrony naszych praw.
Podpisanie CETA przez Radę Europy planowane jest na 18 października. Trzy dni wcześniej w Warszawie odbędzie się protest jej przeciwników. W skład komitetu organizacyjnego demonstracji wchodzą m.in. Akcja Demokracja, OPZZ Rolników i Organizacji Rolniczych, Instytut Globalnej Odpowiedzialności, Instytut Spraw Obywatelskich oraz Strefa Zieleni. - Polski rząd wciąż ma szanse sprzeciwić się i wycofać się z błędnej decyzji w sprawie CETA - wskazuje Maria Świetlik, jedna z organizatorek protestu.
CETA (The Comprehensive Economic and Trade Agreement), oficjalnie zwana kompleksową umową gospodarczo-handlową, to wynegocjowane w 2014 roku porozumienie między Unią Europejską a Kanadą, które w założeniu ma znieść 98 proc. taryf pomiędzy stronami.