Unia Europejska i Kanada oficjalnie otwierają w czwartek nowy rozdział współpracy, znosząc i obniżając cła na wiele towarów. Co zmienia umowa, która przez wiele lat wyprowadzała na ulice tłumy protestujących?
Specjalna umowa liberalizująca handel między Unią a Kanadą negocjowana była przez ostatnie osiem lat. Jej los przez lata był niepewny. Działo się tak głównie za sprawą licznych protestów jej przeciwników i często przerywanym rokowaniom w tej sprawie.
Dziś jednak, w ocenie przedstawicieli naszego rządu, jej ostateczny kształt pozwala mieć nadzieję, że możemy na niej tylko zyskać.
- Oszacowaliśmy, że w ciągu pięciu lat w związku z efektem handlowym wdrożenia umowy CETA możemy zyskać w eksporcie do Kanady z Polski dodatkowo ok. 450 mln dol. - powiedział w czwartek wywiadzie z PAP wiceminister rozwoju Tadeusz Kościński. - Będziemy bacznie obserwować, jak przez pierwszych sześć miesięcy przedsiębiorcy wykorzystują nowe możliwości - dodał.
Z kolei Bruksela szacuje, że przedsiębiorstwa z UE oszczędzą blisko 500 milionów euro rocznie. Suma ta wynika z wartości ceł eksportowych, jakie były nakładane na europejskie towary wysyłane do Kanady. CETA to jednak nie tylko liberalizacja handlu. Umowa otwiera również firmom z obu stron Oceanu drogę do startu w przetargach. Szerzej otwiera również rynek usług.
Co to oznacza dla Kowalskiego?
W ocenie Marcina Wojtalika, eksperta Instytutu Globalnej Odpowiedzialności, skutki wejścia w życie porozumienia przez długi czas trudno będzie dostrzec.
- Krótkoterminowo wpływ na polskiego konsumenta będzie minimalny. Kanada nie jest tak potężna jak USA. Produkty kupowane w Polsce bardzo rzadko importowane są z tego kraju. Zatem nie spodziewam się żadnych znaczących obniżek cen w jakimkolwiek segmencie produktów - mówi Wojtalik.
W jego ocenie inaczej może to wyglądać w dłuższej perspektywie i niekoniecznie dotyczyć będzie cen w sklepach, ale jakości produktów. Szczególnie negatywny wpływ może mieć zapisana w umowie obustronna współpraca w zakresie regulacji prawnych.
- Umowa powołuje do życia nowe wspólne ciało oceniające regulacje. Ten swoisty wspólny komitet będzie negocjować ewentualne zmiany regulacji dotyczących np. dopuszczalności produktów modyfikowanych genetycznie czy innych, dotyczących rozwiniętej w Kanadzie biotechnologii - mówi Wojtalik.
To jak to jest z tym GMO?
W umowie zapisano, że proces dopuszczania produktów biotechnologiczny powinien był sprawny. Rzecz jednak w tym, że w unijnych regulacjach priorytetem jest bezpieczeństwo żywności, a nie sprawność dopuszczania nowych produktów.
Według wiceministra Tadeusza Kościńskiego wcześniejsze straszenie GMO nie miało i nie ma jednak żadnych podstaw. - Obawy budziła żywność GMO oraz możliwość przedostania się na nasz rynek mięsa z hormonami. Ale fakty są takie, że CETA na nic takiego nie pozwala. Nie obniżamy standardów. Normy dotyczące GMO, zakazu stosowania hormonów w żywności zostają i żadna umowa tego nie zmieni - zapewniał PAP wiceminister rozwoju.
Z tą oceną Wojtalik wprawdzie się zgadza, lle wskazuje na niebezpieczną lukę. Rzeczywiście umowa nie zezwala na import produktów, które nie spełniają norm dla GMO w UE. Problem w tym, że niektóre modyfikowane genetycznie produkty nie podlegają w Kanadzie oznaczaniu.
- To furtka, za sprawą której mogą one być eksportowane do UE i Polski. Na pytanie, jak weryfikować będziemy takie produkty, nie usłyszałem dobrej odpowiedzi. Znakomitym przykładałem jest tutaj kanadyjski łosoś modyfikowany genetycznie. Zgodnie z tamtejszym prawem nie trafił on do katalogu żywności GMO - mówi ekspert IGO.
Rynek pracy też zagrożony?
Modyfikowana żywność nie jest jedyną kontrowersyjną kwestią wokół CETA. Jak już pisaliśmy w money.pl, umowa od początku wzbudzała duże emocje. Obawy dotyczyły i nadal dotyczą też obniżenia standardów produkcji żywności, norm w zakresie ochrony środowiska i rynku pracy.
Amerykańskie badania wykorzystujące model prognozowania ekonomicznego dla umowy CETA przedstawiały mało optymistyczne wnioski. Zgodnie z nimi skutkiem podpisania tego porozumienia może być utrata nawet 200 tys. miejsc pracy w Europie.
Od początku przeciw CETA protestowali rolnicy, którzy obawiają się konkurowania z producentami z potężnego kanadyjskiego rynku. Rolnicy szczególną uwagę zwracali na wykorzystywane w Kanadzie modyfikowane pasze, które pozwalają na znacznie szybszy przyrost masy ciała hodowanych tam zwierząt. To oczywiście zmniejsza koszty produkcji, a w Polsce i UE takie pasze są niedozwolone.
O swoich obawach dużo mówili też najwięksi polscy producenci żywności. O zalewie produktów znacznie tańszych, ale produkowanych w gorszych standardach, mówił dla money.pl prezes Indykpolu Piotr Kulikowski. Wprawdzie rozmowa dotyczyła umowy z USA czyli TTIP, ale jak przekonuje Wojtalik, CETA może być tu niebezpiecznym pomostem.
Amerykanie wykorzystają CETA?
- Duże koncerny amerykańskie rzeczywiście mogą wykorzystać tę furtkę, a jak powszechnie wiadomo, kreatywność tych naprawdę dużych graczy jest przeogromna - mówi ekspert Instytutu Globalnej Odpowiedzialności. Mechanizm ten może polegać na prostym transferze żywności z USA do kanadyjskich spółek, które potem będą je reeksportować.
Pewnym pocieszeniem dla producentów żywności może być jednak fakt, że zniesienie ceł nie obejmuje pewnych towarów i usług eksportowanych do Polski. Jak zapewnia wiceminister Kościński, chodzi tu o grupę towarów wrażliwych dla gospodarki naszego kraju.
Produkty te nadal będą podlegać cłom przez okres siedmiu lat, choć na import niektórych z nich zostały otwarte bezcłowe kontyngenty. Najbardziej wrażliwe towary, jak mięso drobiowe, zostały całkowicie wyłączone z liberalizacji.
Oczywiście eksperci ekonomiczni zawsze widzieli też w CETA szansę dla biznesu eksportującego na tamten rynek. Podobnie rzecz postrzega niekwestionowany lider wśród polskich producentów bakalii - firma Bakalland.
Polskie firmy ruszą na podbój Kanady?
W wywiadzie dla money.pl prezes tej firmy Marek Moczulski mówił o szansach związanych z CETA. Już teraz spółka obecna jest na wielu egzotycznych rynkach: w RPA, Hongkongu czy Tajwanie. Kuszące dla Bakallandu są też możliwości związane z importem, bo firma jest drugim w Polsce importerem żurawiny z USA i Kanady.
Analizując ewentualne plusy i minusy związane z CETA, warto też pamiętać, że na razie wchodzi w życie tylko handlowa część tego porozumienia. Budząca więcej kontrowersji część związana z inwestycjami wejdzie w życie dopiero po jej ratyfikacji przez wszystkie kraje UE. Kiedy polski Sejm się tym zajmie?
Jak przekonuje Tadeusz Kościński, jeszcze przed samą ratyfikacją nasz rząd będzie chciał przekonać się, jak w praktyce działa porozumienie w części handlowej. - Spodziewamy się w związku z tym korzyści, wynikających z eliminacji barier celnych. Obecnie mamy nadwyżkę obrotów z Kanadą w wysokości ok. 0,4 mld euro. A zatem potencjalnie ta nadwyżka będzie jeszcze większa - mówi wiceminister.
Do czasu rozpoczęcia prac nad ratyfikacją drugiej części mają być też ostatecznie wyjaśnione wątpliwości związane z międzynarodowym arbitrażem, który ma rozsądzać spory pomiędzy inwestorami, a poszczególnymi państwami.
Oprotestowany z każdej strony ISDS został zastąpiony przez nowy mechanizm, tzw. ICS. Jednak, zdaniem ekspertów, to raczej kosmetyczna zmiana. Wciąż daje on większe prawa i przywileje inwestorom zagranicznym, których jednocześnie odmawia się firmom krajowym.