Ostateczny tekst dyrektywy o pracownikach delegowanych został w środę przyjęty przez ambasadorów państw członkowskich przy UE, pomimo sprzeciwu Polski i Węgier. Według polskich władz dyrektywa jest bardzo niekorzystna dla działających za granicą polskich firm.
Zanim wejdzie w życie, dyrektywa musi jeszcze zostać przyjęta przez Parlament Europejski. Poparcie dla projektu wyraziła zdecydowana większość krajów członkowskich. Przeciw była tylko Polska i Węgry, natomiast Wielka Brytania, Litwa, Łotwa i Chorwacja wstrzymały się od głosu.
Tekst dyrektywy wynegocjowała z Parlamentem Europejskim reprezentująca kraje członkowskie bułgarska prezydencja. Według Komisji Europejskiej dyrektywa urzeczywistni unijną zasadę równego wynagrodzenia za tę samą pracę w tym samym miejscu pracy.
Okres delegowania został ustalony na 12 miesięcy, ale w określonych przypadkach będzie można o przedłużyć o pół roku. Po wygaśnięciu okresu delegowania pracownik delegowany zostanie objęty prawem pracy kraju przyjmującego.
W praktyce oznacza to przede wszystkim konieczność dostosowania się do przepisów o płacy minimalnej. W ten sposób działające np. na rynku niemieckim czy francuskim polskie firmy utracą przewagę konkurencyjną wobec lokalnych podmiotów.
Według polskiego rządu dyrektywa o pracownikach delegowanych jest wyrazem protekcjonizmu gospodarczego bogatych krajów Europy Zachodniej.