Europosłowie mają powód do zadowolenia - Europejski Trybunał Sprawiedliwości w Luksemburgu orzekł właśnie, że nie muszą ujawniać swoich wydatków na podróże, hotele, restauracje i na asystentów. Tym samym w dalszym ciągu ogromne pieniądze na cele szeroko rozumianego „codziennego funkcjonowania” będą przepływały bez żadnej zewnętrznej kontroli.
Decyzja ta podtrzymuje pewien paradoks - podczas gdy parlamentarzyści państw członkowskich muszą się rozliczać z każdej złotówki, w Brukseli transparentności nikt nie wymaga.
Były europoseł Marek Migalski w książce "Parlament Antyeuropejski" opisał nawet 10 najpopularniejszych sztuczek, jakie pozwalają wykorzystywać system brukselskich przywilejów. Najbardziej cwani politycy na samych dojazdach mogli zarobić przez 5 lat nawet 1,5 mln zł stosując bardzo prosty zabieg – zamiast przylatywać na posiedzenia w Brukseli i Strasburgu, przyjeżdżali prywatnym samochodem, inkasując 49 eurocentów za każdy przejechany kilometr.
ETS: informacja godziłaby w dobro europarlamentarzystów
W pewnym momencie organizacje obywatelskie i dziennikarze powiedzieli "stop" i zażądali, by europosłowie zostali zobowiązani do rozliczania się z publicznych, jak by nie było, pieniędzy.
- Złożyliśmy skargę do Trybunału Sprawiedliwości UE. Jesteśmy przekonani, że mamy prawo wiedzieć, na co posłowie Parlamentu Europejskiego wydają publiczne pieniądze – powiedziała w rozmowie z Wirtualną Polską słoweńska dziennikarka Anuška Delić. Władze UE wstępnie odmówiły jej już ujawnienia szczegółów dotyczących wydatków z 2015 roku. Decydująca będzie decyzja Trybunału, ale europejscy prawnicy ocenili już, że ujawnienie takich informacji "utrudniłoby europosłom pracę" i "naraziło ich na krytykę".
Dzisiejsze rozstrzygnięcie nie pozostawia wątpliwości: pieniądze nadal pozostawać będą w "swobodnym zarządzie" parlamentarzystów europejskich.
W jaki sposób ETS uzasadnił swoją decyzję? Powołał się m.in. na potrzebę ochrony prywatności parlamentarzystów. "Instytucje muszą odmówić dostępu do dokumentu, którego ujawnienie podważyłoby ochronę prywatności i integralności osoby" – czytamy w uzasadnieniu.
Ochrona danych osobowych to świętość, a wszystkie dokumenty, których jawności domagali się wnioskodawcy, zawierają dane osobowe europarlamentarzystów.
- Sam fakt, że dane te dotyczą osób publicznych, nie oznacza, iż nie mogą być one traktowane jako dane osobowe” – wyjaśnił ETS.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl