Jednym z głośniejszych w całej Europie przykładów na stosowanie i konsekwencje dla klientów geoblokowania, był skandal z biletami do Disneylandu pod Paryżem. Tamtejsza mekka dla całych rodzin szukających rozrywki segregowała klientów w zależności od kraju pochodzenia.
Efekt tego był taki, że system wykorzystujący geobloking proponował różne ceny. Decydujący był adres klienta, a różnice bardzo znaczące. Francuska rodzina za kompletny bilet z wszelkimi atrakcjami płaciła średnio 865 euro, niemiecka 1272 euro, zaś włoska 1339 euro. Ceny ujednolicono dopiero po interwencji Komisji Europejskiej.
Teraz Bruksela mówi takim praktykom zdecydowane nie! Zakaz geoblokowania w handlu internetowym oznacza, że internauci będą mogli bez ograniczeń korzystać z zasobów sieci na terenie Wspólnoty.
Sukces Róży Thun
Powoduje też, że usługodawcy i handlowcy nie będą mogli odmówić sprzedaży swoich produktów klientom z innych krajów. Co więcej usługi kupione w polskim serwisie VOD będą też dostępne, kiedy wyjedziemy np. na wakacje.
Głównym negocjatorem w tej sprawie jest polska europosłanka Róża Thun, która o swoim sukcesie poinformowała na Twitterze:
Thun w nagraniu dla Parlamentu Europejskiego sprzed kilku dni przekonywała, że problem ten musi zniknąć. - Warunki robienia zakupów w internecie będą coraz bardziej zbliżone do warunków robienia zakupów w rzeczywistym świecie. Nikt nie może być dyskryminowany w sieci - mówiła eurodeputowana.
Jak już pisaliśmy w money.pl Europejskie Centrum Konsumenckie w sprawie takiego nierównego traktowania klientów w zależności od kraju, otrzymywało w ostatnich lata znaczną liczbę skarg od Polaków. Nie chodziło w nich tylko i wyłącznie o zakupy.
Znamiennym jest przypadek wypożyczalni samochodów w Wielkiej Brytanii, która przy zamawianiu usługi z Polski albo innego kraju Europy Wschodniej proponowała inne(wyższe) ceny niż dla mieszkańców Wysp.
Do ECK trafiła też sprawa polskiego klienta duńskiego e-sklepu. Nasz rodak chciał skorzystać ze znaczącego rabatu na interesujący go naszyjnik. Złożył zamówienie w ramach tej promocji, ale po wyborze Polski w miejscu dostawy, promocja przestała być aktywna.
Miał chronić prawa autorskie
O tym, że problem jest istotną przeszkodą w równym dostępie i traktowaniu w sieci przekonują też badania. Według raportu Polityki Insight sprzed roku geoblokowanie wykorzystywane jest w nawet 63 proc. europejskich sklepów internetowych.
Co więcej 48 proc. przebadanych Polaków przynajmniej raz spotkał się z odmową dostarczeni towaru do naszego kraju. Jako, ze przy stosowaniu tego mechanizmu nie zawsze chodzi o zakupy, innych form tej dyskryminacji doznało nawet 75 proc. konsumentów z Polski.
Warto bowiem wiedzieć, że cały mechanizm geoblokowania wprowadzono właśnie z myślą o ochronie prawa autorskiego. Jednak stosowany jako wytrych bardzo często służył interesom sklepów internetowych i dystrybutorów. Często cena produktów jest wyższa, np. przy zakupach w niemieckim sklepie z terytorium Polski.
Technicznie rzecz polega na wykrywaniu przez sklep czy serwis internetowy zagranicznego naszego IP. Wtedy albo tracimy możliwość korzystania z usług, albo możemy z nich korzystać na innych warunkach lub za inną cenę.
Może się o tym przekonać każdy zarejestrowany użytkownik polskiego serwisu VOD (np. Ipla, Netflix), który traci dostęp do opłaconych treści tylko dlatego, że jest na wakacjach w Grecji.
Długi bój o równość
W UE od dawna trwała dyskusja na temat tego rodzaju praktyk. Eksperci zwracali uwagę, że ten nieuzasadniony geobloking kłóci się z ideą wspólnego rynku cyfrowego, który powinien być w równym stopniu dostępny dla wszystkich mieszkańców Wspólnoty.
Komisja Europejska proponowała już w maju 2016 r. szereg rozwiązań prowadzących do zniesienia ograniczeń w sprzedaży online. Teraz już wszystko sprzedawcy nie będą mogli odmówić sprzedaży towaru klientom z zagranicy.
Przedsiębiorca nie będzie mógł także zawyżać cen towarów w zależności od tego, na jaki rynek je sprzedaje. Oznacza to, że konsumenci zagraniczni będą płacić za produkt taką samą kwotę, jak klienci krajowi.
Zabronione zostanie także automatyczne przekierowywanie klientów na inne strony sklepu, chyba że konsument wyrazi zgodę na skorzystanie z innego serwisu. Sklepy nie będą także mogły dyskryminować kart płatniczych wydanych w innym kraju UE.
Towar z dostawą, ale...
Do tej pory wielu przedsiębiorców tłumaczyło swoją niechęć do sprzedaży towaru za granicę tym, że nie znają prawa danego kraju. Teraz przedsiębiorcy zgodnie z nowymi przepisami będą musieli sprzedawać towary w tzw. sposób pasywny, czyli zgodnie z zasadami obowiązującymi w ich kraju.
Oznacza to, że sklep nie będzie miał obowiązku dostarczenia towaru do kraju, do którego normalnie go nie wysyła. To zatem kupujący musi zorganizować sobie dostawę. W nowym podejściu chodzi po prostu o to, żeby sprzedawca nie mógł odmówić sprzedaży towaru.