W Atenach i Salonikach średnia wartość nieruchomości spadła w czasie kryzysu prawie o połowę. W niektórych ateńskich dzielnicach, gdzie są duże skupiska imigrantów, można kupić mieszkanie nawet za cztery tysiące euro albo dom w dobrym stanie za 10 - 20 tysięcy euro.
Nie ma chętnych na zakup nieruchomości ani wśród osób prywatnych, ani firm, które walczą o przetrwanie. Na rynku brakuje gotówki, utrzymuje się wysokie bezrobocie oraz niepewność co do sytuacji ekonomicznej Grecji i przyszłych dochodów jej mieszkańców.
Zdaniem ekspertów, wszystkie te czynniki nie pozwalają na ożywienie rynku, które miało nastąpić w tym roku. Tysiące zadłużonych mieszkań ma zostać wystawionych na licytację, a portfele Greków pustoszeją też z powodu nadmiernego opodatkowania i wysokich składek ubezpieczeniowych.
W styczniu zadłużenie Greków wobec państwa przekroczyło 94 miliardy euro. To więcej niż łączna wartość ostatniego pakietu kredytowego dla tego kraju. Zdaniem specjalistów, dług będzie się powiększać.
Większa część zadłużenia wobec państwa powstała w ostatnich siedmiu latach, czyli w czasie kryzysu w Grecji. Tylko w ubiegłym roku dług wzrósł o ponad dwanaście i pół miliarda euro, z czego większość to niezapłacone podatki. Dłużnikami są w sumie ponad 4 miliony mieszkańców kraju.
Grecja jest jednym z najdroższych krajów Europy jeśli chodzi o cenę benzyny i oleju opałowego. W najtrudniejszej sytuacji znaleźli się właściciele stacji benzynowych na północy Grecji, które bankrutują jedna po drugiej.
Coraz więcej Greków otrzymuje część wypłaty w bonach. Szacuje się, że dotyczy to ponad 200 tysięcy zatrudnionych. Coraz częściej nowo zatrudnione osoby w prywatnym sektorze o najniższej pensji otrzymują zapłatę w całości w talonach. Zarówno pracodawcy, jak i pracownicy płacą wówczas niższe podatki, jest to też sposób na radzenie sobie z brakiem gotówki na rynku.