Czy Polska przyjmie na początek dodatkowych 5 tysięcy uchodźców z Włoch i Grecji? To - według unijnego źródła - jedna z możliwości brana pod uwagę w trakcie spotkania ambasadorów państw członkowskich w Brukseli.
Dyplomaci przygotowują naradę ministrów spraw wewnętrznych, która rozpocznie się o 14:30. Wcześniej nasz kraj zadeklarował przyjęcie dwóch tysięcy migrantów. Według wcześniejszych wyliczeń Komisji Europejskiej miałoby to być 12 tysięcy.
- Jest za wcześnie na mówienie o konkretnych liczbach - mówi wicepremier Tomasz Siemoniak. Polityk ubolewa też, że dyskusji o pomocy dla uchodźców towarzyszą emocje związane z kampanią wyborczą. Siemoniak przypomniał, że dwa tygodnie temu premier Ewa Kopacz zaprosiła liderów opozycji, by porozmawiać o uchodźcach. - Nie przyjęli tego zaproszenia i dzieje się to, co się dzieje - powiedział.
Dzisiejsza debata dotyczy propozycji Komisji Europejskiej podziału 120 tysięcy uchodźców z Włoch, Grecji i Węgier. Ten ostatni kraj oświadczył jednak, że nie chce brać udziału w unijnym mechanizmie, gdyż uznaje go za nieskuteczny.
Jeśli liczby przewidzianej dla Węgier - 54 tysięcy osób - na razie nie brać pod uwagę, to do podziału pozostaje 66 tysięcy migrantów, z których Polska miałaby przyjąć ponad 5 tysięcy.
Inne źródło, zbliżone do luksemburskiej prezydencji, podkreśla jednak, że debata cały czas dotyczy 120 tysięcy osób, a nie pomniejszonej ich liczby. Nie wiadomo, jeszcze co się stanie z grupą osób, które miały być przesiedlone z Węgier: czy liczba 54 tysięcy zostanie podzielona między Włochy i Grecję, czy zostanie utworzona "rezerwa" na wypadek, gdyby inny kraj członkowski zmagał się z dużym napływem migrantów.
Jeśli chodzi zaś o dobrowolność i obowiązkowość systemu, według nieoficjalnych informacji, wnioski unijnych dyplomatów zmierzają w kierunku dobrowolności - czyli rozwiązania, o które od początku zabiegała Polska i inne kraje Grupy Wyszehradzkiej.
Państwa te nie mają możliwości blokującej w razie, gdyby doszło do głosowania nad nowymi zasadami. Brak konsensusu w tych decyzjach mógłby jednak doprowadzić do dużych politycznych szkód i dalszych podziałów w Unii Europejskiej.