Kapitan statku _ Costa Concordia _, który rozbił się w piątek o skały u wybrzeży Toskanii, został kilkakrotnie poproszony przez Straż Przybrzeżną o powrót na pokład, gdy trwała tam jeszcze ewakuacja, ale nie posłuchał tych apeli - podała agencja Ansa.
Na zdjęciu ewakuacja ludzi z wycieczkowca (zdjęcie zrobione przez jednego z pasażerów)
Przebywający w areszcie kapitan Francesco Schettino, zatrzymany na wniosek prokuratury, łamiąc wszelkie zasady opuścił statek po północy, a więc dwie godziny po wypadku, gdy trwała tam ewakuacja 4200 osób. Zakończyła się ona o godzinie 6 rano wczoraj.
Według Ansy, powołującej się na wiarygodne źródła, Straż Przybrzeżna bezskutecznie apelowała do kapitana, by powrócił na pokład i pomógł w akcji ratunkowej.
Jeśli informacja ta potwierdzi się, podkreślają obserwatorzy, będzie to dodatkowa okoliczność obciążająca dla kapitana, któremu prokuratura zarzuca nieumyślne spowodowanie śmierci ludzi i porzucenie statku. Prokuratura twierdzi, że bezpośrednią przyczyną wypadku był błąd kapitana, który obrał kurs w kierunku wyspy Giglio. Dlatego ogromny statek osiadł na mieliźnie i wpadł na skałę.
O katastrofach statków czytaj w Money.pl | |
---|---|
Nowe ofiary katastrofy luksusowego wycieczkowca W kadłubie statku, który rozbił się u wybrzeży Toskanii mogą być jeszcze ludzie. | |
Dwa miesiące na mieliźnie. Znów wyciek Kontenerowiec na początku października wpadł na rafę koralową u wybrzeża Nowej Zelandii. | |
Zatonął statek. 169 osób uratowanych Statek zatonął na Wołdze około 12 czasu polskiego. Obecnie trwa akcja ratunkowa. |