Kolejarze są jak maratończyk stojący na starcie, podczas gdy inni zawodnicy przebiegli już połowę dystansu. To sportowe porównanie odnosi się do tempa, w jakim kolej wydaje unijne fundusze. Unijna perspektywa jest właśnie na półmetku. Jeśli nasz "maratończyk" natychmiast ruszy sprintem, to może tego wyścigu nie przegra. Szanse są jednak marne.
Dlaczego akurat maratończyk? Bo realizowanie inwestycji współfinansowanych z funduszy unijnych to zadanie dla długodystansowca. W grę wchodzą naprawdę duże pieniądze, ale na ich wydanie i rozliczenie jest kilka lat. W przypadku pieniędzy na inwestycje kolejowe mówimy o 10,2 mld euro, które trzeba pozyskać w latach 2014-2020. Później są jeszcze trzy lata na dokończenie inwestycji i wysłanie faktur do Brukseli.
W przypadku polskich kolejarzy przygody z pieniędzmi unijnymi mogą budzić też skojarzenie z biegiem przez płotki. O ile drogowcy gładko zdobywają unijne dotacje, a później równie gładko je wydają i rozliczają, to kolejarze wiecznie mają z nimi jakieś kłopoty. Tak było w poprzedniej unijnej perspektywie, tak jest i teraz.
Tak kolej wykorzystuje pieniądze z Unii
Popatrzmy na liczby. 10,2 mld euro unijnych pieniędzy na koleje jest rozlokowane w kilku programach. Prawie połowa, bo 5 mld euro jest w programie Infrastruktura i Środowisko (POIiŚ), 3,5 mln euro znalazło się w instrumencie finansowym Łącząc Europę (CEF), 1,4 mld euro w programach regionalnych i 300 mln euro w programie Polska Wschodnia.
Na jakim etapie jest pozyskiwanie tych pieniędzy po trzech latach od startu perspektywy? Jak wynika z danych resortu rozwoju, w ramach programu Infrastruktura i Środowisko podpisano umowy na 6,2 mld zł z unijnej puli, czyli na mniej niż jedną trzecią pieniędzy. W programie Polska Wschodnia podpisana została jedna umowa o wartości 508,8 mln zł, z czego 432,5 mln zł to dofinansowanie z Unii.
W programach regionalnych według stanu na koniec stycznia br. podpisano 10 umów o dofinansowanie projektów na łączną kwotę prawie 2,14 mld zł, z czego 1,44 mld zł to dotacje z UE. Czyli mniej niż jedna czwarta dostępnych pieniędzy. Warto też zauważyć, że z tych dziesięciu umów tylko jedna dotyczy remontu torów. Pozostałe są na dofinansowanie kupna nowego taboru.
Najlepiej na tym tle wygląda rozdysponowanie pieniędzy z CEF - kolejarze pozyskali 3,14 mld euro.
Kolejarze otwierają front
Z ulicy Targowej w Warszawie, gdzie mieści się centrala PKP PLK, spółki odpowiadającej za infrastrukturę kolejową dobiegają uspokajające głosy. Prezes Ireneusz Merchel na pytanie WP money, czy kolejarze zdążą z wydaniem unijnych pieniędzy zanim perspektywa dobiegnie końca i przepadną, nie ma wątpliwości. - Zdecydowanie tak, zdążymy. Nie jesteśmy naiwnymi optymistami, ale optymistami i realistami - twierdzi.
- Do końca tego roku będziemy mieli zakontraktowane 50 proc. Krajowego Programu Kolejowego, czyli będą podpisane umowy i będzie można otwierać front robót - dodaje.
Z godnie z programem, na który powołuje się prezes, wartość projektów zaplanowana do realizacji w latach 2014-2020 przy udziale środków UE wynosi netto 53,3 mld zł, z czego unijne pieniądze netto to 38,4 mld zł.
Do końca 2016 roku PKP PLK zawarły 23 umowy o dofinansowanie na kwotę 18,7 mld zł, z czego 14,6 mld zł to pieniądze unijne. Słabiutko wygląda refundacja, czyli pieniądze, które już zostały rozliczone i zwrócone z Brukseli. Na razie jest to niewiele ponad 1 mld zł,.
W zeszłym roku PKP PLK wydała na inwestycje 4,1 mld zł. W tym planuje wydać 5,5 mld zł. To niewiele, jeśli weźmiemy pod uwagę całą skalę planów.
Połowa dystansu
Zdaniem eksperta rynku transportowego i prezes Fundacji ProKolej Jakuba Majewskiego, sytuacja w inwestycjach nie jest trudna. Jest bardzo trudna. - Inwestycje są albo na etapie ogłaszania przetargów, albo ewentualnie składania ofert. A złożenie ofert, wybór zwycięzcy i wbicie pierwszej łopaty dzieli kilka miesięcy, bo trzeba przejść przez odwołania innych uczestników przetargu, podpisać umowę i przekazać plac budowy. Dodatkowo inwestycje realizowane w trybie „projektuj i buduj” poprzedza jeszcze etap projektowania i kompletowania decyzji administracyjnych. Nie należy się więc spodziewać radykalnej poprawy statystyk. Na początku będą spływać faktury od projektantów, skalą przypominające raczej zakupy papieru i tuszu niż mostów i rozjazdów tłumaczy w rozmowie z WP money.
Wracając do porównania z biegami. Kolej zapowiada duże przyspieszenie w inwestycjach. W podobnym tonie wypowiada się rząd. - Nawet gdyby inwestycje ruszyły z kopyta, to i tak na finiszu czeka nas spiętrzenie robót, z którym zderzą się firmy wykonawcze. A na koniec kolejarze, za pięć dwunasta będą te prace odbierać, żeby nie stracić dotacji. I nie starczy czasu na weryfikację jakości czy poprawki, bo najważniejsza będzie data na fakturze - podsumowuje Jakub Majewski..