Brexit oznaczałby dla polskiego rządu utratę najważniejszego unijnego partnera - ocenia europeista doktor Piotr Wawrzyk. W Wielkiej Brytanii rozpoczęła się kampania przed referendum w sprawie ewentualnego wystąpienia tego kraju z Unii Europejskiej.
Według słów wykładowcy Uniwersytetu Warszawskiego, Brexit miałby dla Polski konsekwencje polityczne, społeczne i gospodarcze. Dla obecnego rządu byłaby to strata najważniejszego partnera spośród dużych państw Unii, dla obywateli oznaczałoby to mniejsze możliwości podjęcia pracy na Wyspach, prawdopodobnie zmniejszyła by się też wymiana handlowa.
Wyjście Wielkiej Brytanii, jako jednej z wiodących europejskich gospodarek, oznaczałoby też - według Wawrzyka - zmniejszenie potencjału ekonomicznego całej Unii Europejskiej.
Osłabieniu uległaby też siła polityczna Unii, zarówno w wymiarze transatlantyckim, gdzie Londyn pełni funkcję "pomostu" pomiędzy UE a USA, jak i na forum Rady Bezpieczeństwa ONZ, gdzie Wielka Brytania posiada prawa stałego członka. Zmalałaby także siła oddziaływania Unii na partnerów zewnętrznych. Zdaniem Wawrzyka na odłączeniu się Wielkiej Brytanii straciliby wszyscy, poza wrogami Unii Europejskiej.
Doktor Katarzyna Pisarska z Europejskiej Akademii Dyplomacji mówi, że Brexit miałby takie same konsekwencje dla Polski, co dla Unii - doszłoby do destabilizacji gospodarczo-finansowej całego kontynentu. - Inwestorzy już przygotowują się na ewentualne przenoszenie aktywów poza Wielką Brytanię, co spowoduje zachwiania rynków finansowych odczuwalne także w Polsce - mówi europeistka. Jej zdaniem efektem może być uderzenie w polskie PKB i ogólna niestabilność unijnych rynków.
Katarzyna Pisarska dodaje, że Brexit może być też bolesnym ciosem dla obecnego polskiego rządu, stawiającego na głębokie partnerstwo z eurosceptyczną Wielką Brytanią - jej wyjście z Unii oznaczałoby stratę partnera.
Europeistka zwraca także uwagę na kwestie społeczne - w Wielkiej Brytanii znajduje się wielu Polaków i pod znakiem zapytania byłyby pobierane przez nich obecnie zasiłki.
Najnowszy sondaż opinii brytyjskich wyborców daje jednakowe, 39-procentowe poparcie obu opcjom. Głosowanie odbędzie się 23 czerwca.