Jak donosi Reuters, dodatkowa pożyczka ma pomóc rządowi Theresy May przygotować się na negatywne skutki wyjścia Wielkiej Brytanii z Unii Europejskiej. - To nasze najważniejsze zadanie. Musimy się przystosować do tego, co czeka nas po wyjściu - powiedział Hammond.
W przeciwieństwie do swojego poprzednika George Osborne'a, który stracił stanowisko w lipcu, Hammond nie podchodzi aż tak restrykcyjnie do utrzymania w ryzach deficytu budżetowego. W ramach "przygotowania do nowej rzeczywistości" znalazł 23 mld funtów, które przeznaczy na inwestycje.
Pieniądze mają być przeznaczone na innowacje, rozwój infrastruktury technicznej i budownictwa. W ten sposób mają też powstać tysiące miejsc pracy, co pomoże głównie najbiedniejszej części społeczeństwa. To dla nich rząd wygospodarował wcześniej 1,4 mld funtów na podwyżkę płacy minimalnej i budownictwo mieszkaniowe.
Dodatkowa pięcioletnia pożyczka to nie jedyny problem, z którym musi sobie poradzić brytyjska gospodarka. Oprócz zwiększenia długu publicznego, optymizmem nie napawają również prognozy makroekonomiczne.
Jak twierdzą analitycy ze Zjednoczonego Królestwa, w przyszłym roku tamtejsza gospodarka urośnie o zaledwie 1,4 proc. a w 2018 roku - o 1,7 proc. To znacznie wolniej niż zakładały prognozy sprzed Brexitu. Wtedy tempo miało wynosić odpowiednio 2,2 i 2,1 proc. PKB.
Spadek i tak jest znacznie mniej dotkliwy niż zakładała Komisja Europejska. W lipcu analitycy unijni przewidywali, że Brexit może spowodować spowolnienie o 1-2 pkt. proc. Tymczasem spadek nie przekracza 0,8 pkt proc.
Hammond zakłada, że do 2020 roku deficyt budżetowy nie będzie przekraczał 2 proc. PKB. Zanim Brexit stał się faktem, brytyjscy politycy liczyli na nadwyżkę budżetową koniec dekady.
Jednak, jak pisze Reuters, gospodarka Wielkiej Brytanii nadspodziewanie dobrze poradziła sobie z szokiem po referendum. Tamtejsi ekonomiści spodziewali się znacznie większego trzęsienia ziemi.