Włoski rząd ogłosił w poniedziałek, że poprosi parlament o zgodę na dorzucenie 20 mld euro płynności do systemu bankowego. Problem tylko w tym, że zadłużony chce ratować zadłużonego. W życiu na kredyt Włochy ustępują tylko Grecji.
Paolo Gentiloni, który zastąpił Matteo Renziego na fotelu premiera włoskiego rządu po nieudanym dla rządu referendum konstytucyjnym, musi teraz wziąć na barki najważniejszy problem trzeciej gospodarki strefy euro. To wartość niepracujących kredytów.
W poniedziałek na wieczornej konferencji prasowej premier ogłosił, że będzie prosił parlament o zgodę na gigantyczną pożyczkę dla banków w kwocie 20 mld euro.
Cały system obciążony jest już 360 mld euro problematycznych pożyczek, co spycha całą gospodarkę w dół, bo uniemożliwia jej kredytowanie w takim stopniu, jakiego potrzebuje. Tempo wzrostu PKB Włoch jest przez to w tym roku o połowę niższe niż całej Unii, a wynagrodzenia spadają.
Złe kredyty stanowią 18 proc. wszystkich udzielonych przez banki. Muszą przez to gromadzić kapitały, by zabezpieczyć swoją działalność i poprawić wskaźniki płynności. Z tego, między innymi, powodu największy włoski bank Unicredit musiał sprzedać pakiet akcji Bank Pekao.
Unicredit w ubiegłym tygodniu ogłosił plan gigantycznej emisji akcji o wartości 13 mld euro, czym bije krajowy rekord. Zwalnia też 14 tysięcy pracowników i zamyka 900 placówek.
Włochy są zresztą upchane placówkami bankowymi do granic możliwości. Mówi się nawet, że jest ich więcej niż pizzerii. Na każde 2 tysiące dorosłych obywateli, na koniec 2015 roku, przypadała tam jedna placówka, a wskaźniki ich efektywności są na niskim poziomie. Dla porównania, w Polsce jeden oddział obsługuje 3,3 tysiąca osób.
Najgorszy bank, zarazem najstarszy z działających na świecie, Monte dei Paschi di Siena, próbuje obecnie pozyskać od prywatnych inwestorów 4,5 mld euro. Ma na to czas do końca grudnia od Europejskiego Banku Centralnego, a oferta kończy się w najbliższą środę. W poprzedniej rundzie właściciele obligacji zgodzili się na zamianę papierów o wartości 1,02 mld euro na akcje banku.
Jeśli plan się teraz nie powiedzie, rząd ma być tratwą ratunkową i wpompować pieniądze. Pytanie tylko, czy będzie miał z czego?
Włochy są jednym z najbardziej zadłużonych krajów świata. Są winne wierzycielom 2,25 biliona euro, co stanowi 136 procent Produktu Krajowego Brutto. W Unii Europejskiej gorszy wskaźnik ma tylko Grecja (179 proc.), a poza UE: Japonia (230 proc.) i Zimbabwe (203 proc.). Teoretycznie dodatkowe 20 mld euro przy takiej skali zadłużenia wielkiej różnicy nie robi, jednak kraj o tej skali długu powinien go redukować, a nie zwiększać. Choćby był to tylko niecały procent dotychczasowego zadłużenia.
Ograniczeniem jest jeszcze prawo europejskie, które nakazuje, by przy wykorzystaniu pieniędzy podatników, straty banku były sfinansowane przez właścicieli obligacji, a w tym akurat przypadku zbyt wiele traciliby zwykli ludzie i dla rządu nie jest to łatwa decyzja. Władze rozważają tak zwaną zapobiegawczą rekapitalizację, która zmniejszyłaby straty właścicieli obligacji.