O ile przed niemiecką Arrivą jeszcze długa i wyboista droga nim będzie mogła wozić pasażerów po polskich torach na trasach dalekobieżnych, to Czesi są już niemal na stacji docelowej. Przedstawiciele naszych południowych sąsiadów odnaleźli się w gąszczu polskich przepisów, dzięki czemu Leo Express być może już za miesiąc pojedzie z Krakowa do Pragi.
- Mam nadzieję, że to kwestia tygodni i w wakacje ten pociąg pojedzie. My spełniliśmy wszystko, czego od nas wymagano, a nie było tego mało - mówi w rozmowie z money.pl dyrektor zarządzający Leo Express Poland Peter Jančovič.
Jak zatem wygląda procedura, którą trzeba przejść, by móc wozić pasażerów po polskich torach i którą przeszła czeska firma? Najpierw konieczne jest otrzymanie statusu zatwierdzonego przez Polskę przewoźnika. Później uzyskać zgodę prezesa Urzędu Transportu Kolejowego na to, by jeździć po konkretnej trasie.
LeoExpress uzyskał taką 12 października 2017 r. i przynajmniej teoretycznie od 10 grudnia minionego roku może prowadzić pociągi z Krakowa do Pragi i z powrotem. Żeby jednak mogło się tak stać, konieczne jest stwierdzenie przez szereg instytucji, że tabor jest bezpieczny. W międzyczasie PKP PLK musi wpisać połączenie do rozkładu jazdy.
I właśnie zatwierdzenie taboru zajmuje najwięcej czasu. Leo Express kupił do obsługi połączenia Flirty produkowane przez Stadlera. Choć pociągi tej klasy jeżdżą po polskich torach, to proces, który doprowadzi do zatwierdzenia tych konkretnych, trwa już niemal dwa lata. I to w sytuacji, gdy pociągi czeskiego przewoźnika mają sześć lat, co w porównaniu ze średnim wiekiem taboru na polskich torach - prawie 25 lat - stawia je w czołówce najnowszych.
- Przez ostatnie półtora roku wprowadzaliśmy zmiany techniczne, by pociągi spełniały normy stawiane nam w Polsce. Wcześniej przez pół roku je projektowaliśmy. Łącznie to prawie dwa lata - wyjaśnia Jančovič. To nie dziwi, bo nasze normy są jednymi z najbardziej rygorystycznych w Europie. Częściowo można uznać je nawet za sprzeczne z normami czeskimi czy słowackimi, do których tabor Leo Express musi także się stosować.
Ostatecznie kolejne instytucje odpowiedzialne za stwierdzanie faktu, że pociąg nie będzie zagrażał bezpieczeństwu, potwierdziły go. Dzięki temu jeszcze w kwietniu do Urzędu Transportu Kolejowego wpłynął wniosek o dopuszczenie tych pojazdów do użytkowania. By zobrazować skalę wyzwania warto przytoczyć porównanie, które usłyszeliśmy od jednego z branżowych ekspertów: dokumentacja techniczna całej lokomotywy po wydrukowaniu zajęłaby mniej więcej jeden pokój.
O tym, że właśnie przepisy blokują rozwój prywatnych przewoźników osobowych na polskich torach, pisaliśmy już m.in. w przypadku Arrivy. Potwierdza to Peter Jančovič, który zapewnia, że nie spotkał się z celowymi próbami blokowania rozwoju firmy ze strony urzędników.
- Nikt celowo nie robił nam problemów i nie powodował, byśmy mieli pod górkę. Ale utrzymywane są normy, przez które prywatnym przewoźnikom jest bardzo trudno wejść na polski rynek. Nawet gdy mają nowoczesny tabor - dodaje.
Gdy na horyzoncie majaczy już sylwetka prywatnego pociągu pędzącego po polskich torach na trasie dalekobieżnej, czas na gwałtowne hamowanie. Nawet gdy pociągi Leo Express będą dopuszczone, PKP PLK wpisze połączenie do rozkładu, to i tak będzie można nim jeździć tylko "weekendowo".
Wszystko za sprawą ograniczonej przepustowości trasy z Krakowa do Katowic i dalej do granicy czeskiej. Jest bowiem modernizowana. Z tego samego powodu podróż będzie trwać około siedmiu godzin. Zgodnie z decyzją prezes UTK, która jednak nie jest wiążąca, pociągi z Krakowa do Pragi mają odchodzić o 4:44. Do stolicy Czech mają docierać o 11:39. W przeciwną stronę podróż ma rozpoczynać się o 16:10 i kończyć o 23:10.
- Gdy prace się skończą, chcemy uruchomić połączenie codzienne - zapewnia nas Jančovič. Podkreśla także, że spółka chce, by pociąg Kraków-Praga był przede wszystkim alternatywą dla samochodu. Już dziś firma wozi pasażerów na tej trasie, ale ze stolicy Małopolski do Bohumina - pierwszej stacji za południową granicą - autobusem. Dopiero dalej podróżni wsiadają w pociąg i pędzą przez Ostravę do Pragi.
Nie da się ukryć, że połączenie będzie stanowić również konkurencję dla PKP Intercity. Państwowy przewoźnik za podróż z Krakowa do Pragi kasuje 54 euro. Czesi chcą wozić pasażerów nieco taniej.
- Stosujemy, jak linie lotnicze, ceny dynamiczne. To oznacza, że zaczynają się od 19 zł, gdy kupujemy bilety z wyprzedzeniem, a później one rosną zależnie od popytu. Zakładamy, że średnia cena będzie kształtować się w okolicach 60-80 zł. Jak za 500 kilometrów podróży to niezła cena, ale w "hitowych" okresach na pewno będzie wyższa - podkreśla dyrektor Leo Express Polska.