Na ratowanie greckiej gospodarki unijni podatnicy wydali już 256 mld euro. To absolutny rekord, dotąd jeszcze żaden kraj nie dostał tak dużego wsparcia. Są to środki całkowicie stracone, ale nikt nie chce tego oficjalnie przyznać - twierdzą przepytani przez *Money.pl *eksperci.
[Aktualizacja 27.06.2015]
Ateński skarbiec świeci pustkami, a kraj stoi na krawędzi niewypłacalności. - Kontrolowane bankructwo i opuszczenie strefy euro to najlepsze wyjście - twierdzi prof. Stanisław Gomułka, a prof. Witold Orłowski zapewnia, że dłuższej perspektywie opłaci się to zarówno Grecji, jak i Europie. - Żadnej katastrofy nie będzie - podkreśla.
Eurogrupa powiedziała swoje stanowcze "NIE" Grecji i zdecydowała, że nie przekaże jej ponad 7 mld euro. Obecny program pomocowy dla Aten wygasa z dniem 30 czerwca. W zamian za odblokowanie kolejnej transzy w wysokości ponad 7,2 mld euro, Trojka (Komisja Europejska, Międzynarodowy Fundusz Walutowy i Europejski Bank Centralny) domagał się od Aten gruntownych reform strukturalnych. Lewicowy rząd Aleksisa Ciprasa nie zgadzał się jednak na radykalne reformy i cięcia, grożąc jednocześnie konsekwencjami Grexitu i widmem rozpadu całej strefy euro. - Ekipa premiera Ciprasa gra nieczysto i bardzo ryzykuje - twierdzi w rozmowie z *Money.pl *Rafał Antczak, ekonomista zasiadający w zarządzie Deloitte Business Consulting SA.
"Zadłuż się na milion, a będziesz miał problem. Zadłuż się na miliard, a problem będzie miał twój wierzyciel" - głosi krążące wśród ekonomistów powiedzenie, a Grecja wydaje się robić wszystko, aby się w nie wpisać.
- Greckie aktywa w postaci nieruchomości, jak i ruchomości, które są w państwowych rękach, pozwoliłyby spłacić 2/3 długu, ale Grecy wcale nie chcą się ich pozbywać. Podobnie jak nie chcą wprowadzać niepopularnych, ale koniecznych reform - twierdzi Antczak.
- Pieniądze, które kraj ten otrzymał przez minione pięć lat, pozwoliły Grekom przetrwać bez budowania konkurencyjności własnej gospodarki. To co robią, to jedynie gra na czas i kolejna próba wyłudzenia dalszych pożyczek, których nie są w stanie spłacić - podkreśla.
W czerwcu Grecja powinna zwrócić MFW około 1,6 mld euro, a latem - oddać kolejne 6 mld euro do kasy EBC. Tymczasem Atenom nie tylko brakuje pieniędzy na spłatę raty kredytu, ale również na bieżące wydatki. Szacuje się, że dziura w czerwcowym budżecie wynosi od dwóch do trzech i pół miliarda euro. Nie ma środków, aby wypłacić pełne emerytury i pensje w budżetówce, bo załamały się wpływy z podatków. Grecy oczekując zmian w podatkach przestali płacić. Obecnie prawie nikt już nie odprowadza niepopularnego podatku od nieruchomości. Wpływy podatkowe w grudniu 2014 roku spadły o 7 proc. W styczniu 2015 o kolejne 6 proc. Do tego dochodzi blisko 50 proc. bezrobocie wśród młodych i ogólna stopa bezrobocia na poziomie blisko 25 proc.
Całkowite długi greckie przekraczają 727 mld euro. Jednak od samej nominalnej wielkości długu ważniejsza jest jego relacja do wielkości gospodarki mierzonej wysokością PKB. To właśnie na niej leży ciężar obsługi i spłaty pożyczek. Zadłużenie greckiego sektora finansów publicznych w relacji do PKB jest bardzo wysokie i - jak podaje MFW - na koniec 2014 przekraczało już 174 proc. To najwyższa wartość od 35 lat. Przypomnijmy, że do dziś na obsługę długu Grecja przeznacza 5 proc. PKB.
- Grecja jest bankrutem. Nie dostaje już pieniędzy na rynku finansowym - przekonuje w rozmowie z Money.pl prof. Stanisław Gomułka, były wiceminister finansów oraz jeden z najczęściej cytowanych ekonomistów. Jak przypomina, o niewypłacalności tego kraju możemy mówić właściwie od 28 kwietnia 2010 roku. To właśnie wtedy odsetki od greckich obligacji wzrosły o 38 procent. W reakcji na załamanie się finansów wprowadzone zostały programy ratunkowe i dziś – mówiąc obrazowo - tylko one utrzymują ją przy życiu.
"Niewypłacalność nie oznacza upadku, lecz wyzwolenie"
- Grecja musi upaść – jak mantrę powtarzają ekonomiści. - Najlepiej, aby nastąpiło to już cztery lata temu - dodaje w rozmowie z Money.pl prof. Witold Orłowski, polski ekonomista i Specjalny Doradca Komisji Europejskiej ds. Budżetu. Jak twierdzi, rząd grecki nie jest wiarygodny i nie próbuje nawet konstruktywnie pracować nad zmianą sytuacji. - Grecja dostała się do strefy euro fałszując statystyki. Od tamtej pory było 110 powodów, aby usunąć ten kraj z unii walutowej. Nie było natomiast mechanizmów - tłumaczy prof. Orłowski.
Kraj funkcjonuje już tylko za sprawę pomocy zagranicznej i cyklicznych zastrzyków gotówki dla jej banków, które wciąż jeszcze aplikuje Europejski Bank Centralny. Jednak, jak tłumaczy prof. Gomułka, EBC może to robić tylko wtedy, gdy greckie banki będą wypłacalne. Jeżeli Grecja nie będzie w stanie obsłużyć swych długów, sektor bankowy przestanie otrzymywać pomoc, banki zostaną zamknięte, a rząd będzie musiał wprowadzić kontrolę przepływu kapitałów.
Zobacz, jak na kryzys grecki reaguje euro src="http://www.money.pl/u/money_chart/graphchart_ns.php?ds=1427034652&de=1434924000&sdx=0&i=&ty=1&ug=1&s%5B0%5D=EUR.n&colors%5B0%5D=%231f5bac&fg=1&fr=1&w=600&h=300&cm=0&lp=1&rl=1"/>
- Kontrolowane bankructwo i opuszczenie strefy euro to najlepsze wyjście – twierdzi prof. Stanisław Gomułka. Zgadza się też ze znanym niemieckim ekonomistą, szefem Instytutu Badań na Gospodarką Ifo w Monachium, Hansem-Wernerem Sinnem, że dotychczasowa strategia walki z kryzysem greckim nie sprawdziła się. - Kluczowa będzie dewaluacja, to ona pozwoliłaby odbudować miejsca pracy, dałby szansę na zwiększenie konkurencyjności i pozwoliła odbudować wewnętrzną produkcję - wyjaśnia polski ekonomista. Dewaluacja oznacza, że towary importowane będą droższe, więc Grecy kupowaliby więcej od rodzimych producentów. - Grexit i bankructwo wcale nie oznacza katastrofy, ale szansę - dodaje prof. Gomułka.
Z badań instytutu Ifo, analizującego sytuację 70 krajów, które ogłosiły niewypłacalność, a potem dewaluowały walutę, wynika, że średnio po dwóch, trzech latach znów odnotowały one wzrost gospodarczy.
Dodatkowo Hellada ma jeszcze jeden atut. Kłopoty Grecji wcale nie wydają się mieć negatywnego wpływu na liczbę odwiedzających ją turystów. Jak sprawdził Money.pl wśród blisko 17 milionów zagranicznych turystów największy udział mają Niemcy (około 2,3 miliona osób) oraz Brytyjczycy (1,8 miliona), którzy zostawiają tu fortunę. Szacuje się, że liczba turystów w najbliższych latach wzrośnie nawet do 19 milionów rocznie, a wpływy z turystyki przekroczą 13 mld euro.
Jak twierdzi prof. Witold Orłowski, nawet bankructwo Grecji nie spowodowałaby spadku atrakcyjności wakacyjnej tego kraju. Wręcz przeciwnie: wzrosłaby turystyka i transport, a po pewnym czasie do Grecji powróciłby prywatny kapitał, wyprowadzany teraz za granicę. Będzie taniej, więc liczba chętnych tylko się powiększy. - Gdyby nawet Grecja zdecydowała się opuścić strefę euro i powrócić do drachmy, dla turystów sytuacja nie zmieni się na gorsze. Sami Grecy o to zadbają, bo turystyka to istotny sektor dla greckiej gospodarki. Zapewnia około 17 proc. PKB Grecji, zatrudniając mniej więcej jedną piątą pracowników - przypomina ekonomista.
Grecki sektor turystyczny w liczbach | |
---|---|
Udział w PKB | 16,40 proc. |
Udział w zatrudnieniu | 18,30 proc. |
Zatrudnienie | 688 tys. |
Liczba turystów zagranicznych rocznie | 16,9 mln |
Wpływy z turystyki rocznie | 10 mld euro |
Średnie wydatki jednego turysty | 618 euro |
Liczba hoteli | 9,7 tys. |
Źródło: Money.pl na podstawie danych Association of Greek Tourism Enterprises.
- Niewypłacalność nie oznacza upadku, lecz raczej wyzwolenie – stwierdza cytowany przez Handelsblatt prof. Hans-Werner Sinn. Jak szacuje, w przypadku Grecji, dewaluacja będzie musiała wynieść co najmniej 20 do 30 procent. Jego zdaniem, jeśli Grecja pozostanie w strefie euro, nie uda się tego przeprowadzić. - Związki zawodowe nie zaakceptują tak dużej obniżki płac. Każdy będzie bronić się przed tym rękami i nogami. To się nie uda. Dlatego łatwiejszą drogą byłoby opuszczenie strefy euro przez Grecję - dodał.
NA DRUGIEJ STRONIE DOWIESZ SIĘ, CZY GRECJA STANIE SIĘ KARAIBAMI EUROPY
Grecja "Karaibami Europy" i przykładem dla innych
Nim jednak Grecja podniesie się z kolan po ewentualnym bankructwie, czeka ją przejście przez ekonomiczno-gospodarcze piekło. - Trzeba się liczyć z falą bankructw nie tylko instytucji finansowych, ale również wielu firm greckich. To spowoduje wzrost bezrobocia. Nieunikniony jest wzrost inflacji - wylicza prof. Gomułka. - Do tego konieczne będzie podniesienie podatków, reforma emerytalna, zamrożenie wzrostu płac i wiele bolesnych reform, które wzmogą niezadowolenie społeczne i protesty.
- Grecja cofnie się w czasie o jakieś 10-15 lat - prognozuje Rafał Antczak, ekonomista Deloitte Business Consulting. - Straci przy tym znacznie na arenie międzynarodowej. Będzie taką wyspą karaibską Europy, gdzie będzie tanio i ciepło, a tamtejszy rząd będzie się zajmował jedynie wewnętrznymi problemami kraju.
- Za cenę jednorazowego, a i tak nieuniknionego spadku poziomu życia Greków, którego nie sposób dłużej utrzymać, w dłuższej perspektywie, bankructwo się opłaca - przekonuje prof. Orłowski. - Grecy dzięki temu mieliby szansę na powrót do normalności, a w przyszłości również do dobrobytu.
Populistyczny rząd Grecji z oczywistych względów nie chce jednak do tego dopuścić. Dla rządzącej ekipy oznaczałoby to katastrofę zwłaszcza w wymiarze politycznym. W końcu Syriza wygrała wybory głosząc koniec polityki zaciskania pasa i obietnicami poprawy sytuacji ekonomicznej najuboższych. - Cipras straszy i szantażuje więc Europę skutkami upadku Grecji. Podkreśla to, że Grexit byłby ciosem dla całej strefy euro. Ale Europa zdążyła się już przygotować na taki scenariusz i żadnej katastrofy finansowej czy politycznej nie będzie - zapewnia prof. Orłowski. Europejski sektor finansowy jest również bezpieczny. Większość toksycznych obligacji zostało wykupionych z rąk banków przez MFW EBC i państwa - to one poniosą ciężar niewypłacalności Grecji. Jednak koszty rozłożone na obywateli Unii będą niższe niż te, które ponoszą wciąż zasypując grecką studnię bez dna – zapewniają ekonomiści.
A co z Polską? - To nas specjalnie nie dotknie. Oczywiście, jako członkowie europejskiego funduszu ratunkowego EMS, który najwięcej zainwestował w Grecji, poniesiemy pewne straty, ale o marginalnym znaczeniu - zapewnia prof. Gomułka. Bardziej dotyczy to Niemiec, Francji, Włoch i Hiszpanii. Jak zapewniają eksperci, dla nas ewentualny Grexit i niewypłacalność Aten, oznaczałyby w rzeczywistości kilkudniowe osłabienie złotówki i spadki na giełdach.
Czytaj więcej [ ( http://static1.money.pl/i/h/201/m357833.jpg ) ] (http://www.money.pl/gospodarka/wiadomosci/artykul/ft-bankructwo-grecji-to-prezent-dla-rosji,142,0,1835918.html) *Grecja bankrutem? Putin zaciera ręce * W sensie geopolitycznym byłby to prezent dla Rosji - zauważa Sebastian Mallaby z think tanku Rada Stosunków Zagranicznych (CFR).
Zdaniem ekonomistów Grexit i bankructwo mogłoby okazać się jednak doskonałą lekcją pokazową dla innych lewicujących, czy prawicujących rządów, które coraz głośniej mówią o zatrzymaniu reform i polityki oszczędności oraz powrotu do krajowej waluty. - Straty wynikające z bankructwa poniesie przede wszystkim gospodarka Grecji, a nie Unia - dodaje Rafał Antczak. - Cipras o tym wie, dlatego moim zdaniem w końcu będzie musiał ustąpić, jeśli liczy na dalsze finansowanie. Gra jednak w tę grę, bo wciąż nie ma woli politycznej w państwach Zachodu, aby pozwolić Grecji upaść.
Według prognoz raportu analitycznego BofA Merrill Lynch "Euro Area Economic Viewpoint" w razie bankructwa Grecji EBC pełniłby kluczową rolę w zapobieganiu przed rozprzestrzenianiem się problemów na inne kraje peryferyjne strefy euro, ale w przypadku głębszego i dłuższego kryzysu, część ciężaru mogą być zmuszone ponieść kraje członkowskie. "Jeśli powyższe scenariusze się sprawdzą, UE może chcieć zreformować Strefę euro tak, żeby Bruksela miała silniejszą władzę nad polityką krajów członkowskich" - czytamy w raporcie. "Jeśli nie uda się porozumieć w sprawie długu Grecji, wierzymy, że, mimo bankructwa, Unia Europejska może chcieć szukać rozwiązań, które zapobiegną Grexitowi".
Pod kroplówką Zachodu
Sytuacja Grecji jest trudna. System finansowy się chwieje, rozpoczął się tak zwany run na banki, które już pustoszeją. Tylko w ubiegłym tygodniu Grecy wypłacili z bankomatów w sumie ponad 4 mld euro. Jak przewiduje ekonomista Deloitte Business Consulting, Rafał Antczak, ewentualne bankructwo Grecji nastąpi jednak nie wcześniej niż po wakacjach. - Nie należy się wcześniej spodziewać ostatecznego rozwiązania sytuacji. To mocowanie może celowo zostać przeciągnięte na okres kolejnych miesięcy, aby dać czas Grecji na "podpompowanie" budżetu za sprawą wpływów z turystyki i zwrot przynajmniej części długu - tłumaczy.
Finansowa kroplówka unijnych instytucji, na której do tej pory była utrzymywana Grecja, kosztuje Europę coraz więcej. A co za tym idzie, co raz głośniej mówi się o nieadekwatności tych nakładów. Już w tej chwili pomoc dla Grecji, w przeliczeniu, jest około 35 razy większa, niż wsparcie, które otrzymały np. Niemcy w ramach amerykańskiego planu Marshalla po II wojnie światowej. Na ratowanie greckiej gospodarki unijni podatnicy wydali już 256 mld euro. To absolutny rekord, jak dotąd jeszcze żaden kraj nie dostał tak dużego wsparcia.
Znaczna część zadłużenia Grecji pochodzi z dwóch programów pomocowych finansowanych przez Międzynarodowy Fundusz Walutowy oraz pozostałe państwa strefy euro. Wspólna pomoc pierwszego programu wynosiła w sumie 70 mld euro, z czego 52,9 mld przekazały kraje wspólnoty europejskiej, a 20,1 mld dołożył Międzynarodowy Fundusz Walutowy. Większość pieniędzy pochodzi z Europejskiego Instrumentu Stabilności Finansowej (EFSF), który w grecką gospodarkę wpompował do tej pory 141,9 mld euro. W praktyce za tą pomocą stoją państwa członkowskie strefy euro, które gwarantują EFSF. Dodatkowo Grecja otrzymała jeszcze 12 mld euro z MFW.
Zagraniczne zadłużenie Grecji | |
---|---|
Źródło: Bank of Greece/FOR | |
Zadłużenia sektora finansów publicznych | 273 mld EUR |
Zadłużenia banku centralnego | 35 mld EUR |
Zadłużenia sektora bankowego | 76 mld EUR |
Zadłużenia pozostałych sektorów. | 20 mld EUR |
Całkowite zadłużenie zagraniczne Grecji | 412 mld EUR |
To jednak nie jedyne długi Grecji. Oprócz zadłużenia sektora publicznego, Greków obciążają jeszcze długi zaciągnięte przez ich rząd, bank centralny, firmy oraz obywateli za granicą. Jak wynika z danych publikowanych przez Bank Grecji, na koniec trzeciego kwartału 2014 r. zagraniczne zobowiązania sięgały 412 mld euro.
CZY BANKRUCTWO KRAJU TO COŚ NIESPOTYKANEGO? Jak je się tuszuje, czytaj na następnej stronie
Grecja jak Islandia? Raczej jak Cypr
Bankructwo kraju, wbrew pozorom nie jest czymś niespotykanym, ani nowym. Zwykle jego niewypłacalność bywa tuszowana poprzez: dalsze zadłużanie, sztuczki walutowe w postaci dodrukowywania pieniędzy, albo dewaluację oraz redukowanie długu kosztem własnych obywateli. Często więc za bankructwo uznaje się moment, w którym państwo zaprzestaje spłat swojego zadłużenia. W ten właśnie sposób tylko w ostatnich dwóch dekadach zbankrutowało wiele krajów. Tylko spośród 15 byłych republik ZSRR, aż 10 stało się niewypłacalne. Najbardziej spektakularne bankructwa miały miejsce na przełomie drugiego millenium. Według danych agencji ratingowej Moody's w 1998 r. Rosja przestała spłacać dług w wysokości 73 mld dol., a cztery lata później z długiem 82 mld dol. nie poradziła sobie Argentyna. Również Polska w podobny sposób ratowała się aż dwukrotnie - pierwszy raz w latach 80., a późnej także w 90.
Źródło: Agencja Moody's
Grecja ma w czym wybierać, jeśli chodzi o model wychodzenia z długów. Za wzorcowy przykład stawiana jest Islandia, która na drodze referendum w 2008 r. zdecydowała się nie spłacać 5 mld dol. długów znacjonalizowanych banków wobec holenderskich i brytyjskich wierzycieli. I ogłosiła kontrolowane bankructwo. W pierwszych dwóch latach doszło do załamania gospodarki. Nastąpiła dewaluacja korony o 70 proc., bezrobocie skoczyło do 8 proc., inflacja w 2009 sięgnęła 18 proc. w skali roku. Do tego fala upadków firm i banków, podwyżki podatków i reformy. Apokalipsa? Być może, ale to tąpnięcie było konieczne i się opłaciło. Dziś wyspiarze z północy spłacili większość swoich długów, część przed terminem. Gospodarka się rozwija się dynamicznie, a działania rządu w Reykjaviku określa się mianem islandzkiego cudu gospodarczego, który chwali nawet noblista Paul Krugman.
- Sytuacja Grecji jest jednak trochę inna. Po pierwsze Islandia wpadła w kłopoty przez system finansowy i banki. Grecki problem łączy się z rozdętymi wydatkami publicznymi i socjalnymi - wylicza prof. Gomułka. - Jeśli Ateny chciałby realizować scenariusz islandzki, musiałyby zdecydować się na daleko idące cięcia. Rząd w Reykjaviku wdrożył program cięć oszczędnościowych - 10 proc. PKB w trzy lata, zwiększył podatki, zmniejszył płace budżetówki i subwencje rolne, zrestrukturyzował system wydatków społecznych.
- Własna waluta, jaką posiada Islandia, ułatwia kontrolowane bankructwo - komentuje Rafał Antczak. Jego zdaniem grecka tragedia bliższa jest sytuacji w jakiej znalazł się Cypr, który również jest w strefie euro. - W tym kraju wprowadzona została kontrola kapitału, która ograniczyła wypłaty z banków i częściowo powstrzymała kompletne załamanie finansowe. Dopiero po 2 latach realizowania trudnych reform ta kontrola została zdjęta - wyjaśnia. Warto zaznaczyć, że Islandii ten proces uwalniania spod kontroli kapitału zajął aż siedem lat. Cypryjski scenariusz to pozostanie w strefie euro, ale jednoczesne bardzo radykalne cięcia, prywatyzacja czy indeksowane pensje sektora publicznego.
- Grecja musi jednak szybko zdecydować, w którą stronę pójść. Czas się kurczy, a pieniądze się już się skończyły - przypomina Antczak. 30 czerwca wygasa program pomocowy dla Grecji i ostateczny termin spłaty długu. Jeśli mimo tego 1 lipca EBC wciąż będzie kredytował greckie banki to kraj stanie się – jak to określił szef EBC Mario Draghi - "niezbadanym terytorium". Grecka gospodarka zostanie sparaliżowana przez kontrolę kapitału, a rząd z Ciprasem na czele nie będzie miał pieniędzy na funkcjonowanie. Sektor bankowy czeka walka o przetrwanie. Jak prognozuje Financial Times, to doprowadzi do fali protestów i upadku rządu Syrizy. Co dalej? Zdecydują już sami Grecy.
Czytaj więcej w Money.pl