1,98 biliona złotych - tyle wyniósł PKB Polski w 2017 roku - podał w poniedziałek GUS. Przekroczenie dwóch bilionów złotych to już tylko formalność.
Dzięki wzrostowi w ostatnim roku po długiej przerwie wybiliśmy się zresztą ponad przeciętną unijną. W czternastym roku we Wspólnocie (rocznica minęła 1 maja) produkujemy już 3 proc. unijnego PKB - podaje Eurostat w swoim raporcie z 11 maja.
Przez sześć poprzednich lat, tj. od 2011 do 2016, rozwijaliśmy się równo z UE i nasz udział we wspólnotowej gospodarce wynosił stale 2,9 proc.
Oczywiście to dobrze, że nie traciliśmy względem innych krajów - mogło być gorzej. Ale jak na polskie ambicje można to nazwać rozczarowaniem. Mieliśmy przecież nadrabiać dystans do bogatszych, a nie go tylko go nie zwiększać.
Przetrącone skrzydła Polski
Kryzys finansowy wyraźnie przetrącił nam skrzydła. Od oficjalnego dołączenia do UE w 2004 r. jeszcze przez cztery kolejne lata szliśmy jak burza. Udział Polski w unijnym PKB skoczył z 1,9 w 2004 r. do 2,8 proc. w 2008 r.
A potem... wzrost się nagle zatrzymał. To znaczy szliśmy w górę, ale w równym, miarowym, unijnym tempie. Jak widać, rozkręcone do wcześniej niespotykanych poziomów inwestycje infrastrukturalne państwa przez piłkarskimi mistrzostwami Europy w 2012 roku, wbrew pozorom przyśpieszenia gospodarce w ogóle nie dały. Można się pocieszać jedynie tym, że utrzymaliśmy dzięki nim pozycję w Unii.
Być może nie ma więc co rozpaczać nad groźbami o zatrzymaniu środków w kolejnych budżetach? Nawet jak się zmaterializują, to i tak siła gospodarki tkwi gdzie indziej. A konkretnie w prywatnych, a nie publicznych inwestycjach.
Niemcy zyskały najbardziej
Przed utworzeniem wspólnej waluty dużym problemem Niemiec była waluta. Zbyt duża siła niemieckiej marki utrudniała życie silnie proeksportowej gospodarki. Przyjęcie euro poprawiło sytuację. Euro nie rośnie już proporcjonalnie do wzrostów niemieckiego eksportu. Dzięki temu eksporterzy mogą proponować konkurencyjne ceny, mimo że w Niemczech o wiele więcej się eksportuje niż importuje.
Te możliwości z pełną mocą uwidoczniły się po globalnym kryzysie finansowym. W latach 2008-2017 udział Niemiec w PKB całej Unii skoczył z 19,6 do 21,3 proc. W tym czasie Polska przyrosła tylko odrobinę - z 2,8 do 3,0 proc. PKB Unii.
Po Niemczech najlepiej poradziła sobie Irlandia, której gospodarkę wspierają siedziby amerykańskich gigantów informatycznych - udział PKB Zielonej Wyspy w UE wzrósł z 1,4 proc. w 2008 r. do 1,9 proc. w roku ubiegłym. Przed nami oprócz Niemiec i Irlandii jest jeszcze Szwecja, która zwiększyła udział w unijnym PKB o 0,4 pkt. proc.
Polska jest w skali Europy na czwartym miejscu pod względem wzrostu wpływu na gospodarkę kontynentu. Dzielimy to miejsce z dwoma innymi krajami. Podobne do naszych wyniki - czyli wzrost o 0,2 pkt. proc. - miały Belgia i Austria.
A kto ostatnio najszybciej traci znaczenie w Unii? Udział Włoch w wspólnotowym PKB zszedł z poziomu 12,5 w 2008 r. do 11,2 proc. w 2017 r. Wartość tamtejszej gospodarki wzrosła o zaledwie 85 miliardów euro w dziesięć lat, czyli mniej niż wielokrotnie mniejszej gospodarki polskiej (+99 mld euro).
Włochy w spadku w unijnej hierarchii wyprzedziły nawet przeżywającą kryzys wewnętrzny Grecję. Ten znajdujący się od kilku lat na skraju bankructwa kraj obniżył swój udział w PKB Unii do zaledwie 1,2 proc. z 1,9 proc. w 2008 r., a gospodarka zmniejszyła się o 64 mld euro. Był to zresztą jedyny kraj w Unii, którego nominalny PKB spadł w dziesięć lat. W ubiegłym roku zaliczył pierwszy wzrost od dekady.
Słabo wygląda też na tle innych krajów Hiszpania, której udział w gospodarce UE spadł z 8,5 do 7,6 proc.
Polski wzrost na taniej sile roboczej, a nie na inwestycjach
Eurostat w poniedziałek zaprezentował jeszcze raport odnośnie inwestycji w poszczególnych krajach. I tu niepokojąca informacja - w gospodarce unijnej inwestuje się coraz mniej. O ile w 2008 roku poziom inwestycji w Unii wynosił 22,4 proc. PKB, to w 2017 już zaledwie 20,1 proc. To zły prognostyk na przyszły wzrost.
Najwięcej wykłada się na nowe moce wytwórcze w Czechach - 25,2 proc. PKB i w Szwecji - 24,9 proc. PKB. Polska należy niestety do tych krajów, gdzie nakłady są wyjątkowo małe. Inwestycje w 2017 roku dały zaledwie 17,7 proc. PKB, podczas gdy w 2008 było to 23,1 proc. Niższe niż u nas inwestycje są tylko w pięciu krajach Unii, w tym m.in. we Włoszech i Grecji.
Poziom nakładów w latach 2008-2017 wzrósł tylko w Austrii. Najbardziej spadł w Rumunii, Bułgarii i na Łotwie. Jak widać, tania siła robocza sprawia, że inwestycje nie są najważniejszą sprawą. Przy odpowiednio niskich płacach wydatek na zwiększenie mocy wytwórczych najwyraźniej jest zbędny.
To wszystko jednak działa, póki są pracownicy, akceptujący te niskie płace. Bezrobocie w Polsce zeszło ostatnio do bardzo niskich już poziomów i wynagrodzenia powinny iść w górę szybciej niż w ostatnich latach. Tylko czy skłoni to firmy do większych inwestycji?
Na dalszy wzrost trzeba z pewnością wyłożyć pieniądze. Zatrudnianie większej liczby Ukraińców, czy Białorusinów póki co wystarcza, ale oni też już żądają więcej. Zaczyna ich też brakować.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl