Trzeba za wszelką cenę uniknąć wojny celnej z USA – apelują firmy motoryzacyjne zza Odry.
Chodzi o słowa prezydenta Donalda Trumpa, który zagroził, że USA mogą wprowadzić cła na samochody z Europy. Byłby to odwet, jeśli Unia Europejska wprowadziłaby taryfy w ramach reperkusji za cła na import stali i aluminium do Ameryki. Biały Dom po raz pierwszy o takie możliwości powiedział pod koniec zeszłego tygodnia.
Cła miałyby pomóc amerykańskim firmom i ich pracownikom. Według Donalda Trumpa cierpią oni z powodu „niesprawiedliwych umów handlowych”, które obowiązują USA.
- W takiej wojnie handlowej byliby sami przegrani – piszą niemieccy przemysłowcy w wydanym wspólnie oświadczeniu.
Niemieckie firmy produkują w Stanach Zjednoczonych ponad 800 tys. samochodów rocznie. Dodatkowo blisko pół miliona pojazdów produkowanych w Niemczech trafia na eksport za ocean. Dla niemieckich samochodów Stany są drugim rynkiem zbytu na świecie po Chinach.
Niemcy podkreślają także, że ich fabryki w USA zatrudniają 36,5 tys. osób, a połowa z produkowanych przez nie pojazdów trafia na eksport. Tym samym przyczyniają się do pozytywnego bilansu amerykańskiej gospodarki. Wojna handlowa między Europą a Ameryką sprawiłaby, że ich przyszłość stanęłaby pod znakiem zapytania.
W tej sytuacji nie dziwi postawa choćby senator Lindsey Graham, reprezentantki Republikanów ze stanu Karolina Południowa. Sprzeciwiła się ona zapowiedzią Donalda Trumpa, mimo iż to właśnie z ramienia Republikanów miliarder startował w wyścigu o prezydencki fotel. Ale w mateczniku Graham znajduje się fabryka BMW, która zatrudnia 9 tys. osób. A kwestia miejsc pracy w przemyśle jest szczególnie delikatna w debacie publicznej, zresztą nie tylko w USA.
Analitycy uważają, że wojna celna między UE a USA oznaczałaby obcięcie niemieckiego wzrostu o jeden procent.