Autor komentarza, brukselski korespondent gazety Daniel Broessler, zwraca uwagę na wstępie, że niemiecka polityka na razie reaguje "beztrosko" na zastrzeżenia wobec projektu Nord Stream 2.
"W dyskusji niemiecki rząd argumentuje za pomocą bardzo prostego równania: więcej gazu oznacza większe bezpieczeństwo dostaw" - pisze Broessler zastrzegając, że to równanie "zawiera kilka składników, które nie są wcale takie pewne".
Zdaniem autora należy poważnie potraktować ostrzeżenie Komisji Europejskiej, że trasa przez Bałtyk sprawi, iż istniejące już gazociągi przez Ukrainę i Białoruś staną się "niemal całkowicie zbyteczne".
"Zmieni to i tak już problematyczny układ sił w regionie na niekorzyść tych krajów. Rosja nie miała w przeszłości żadnych skrupułów, by dać odczuć Ukrainie i Białorusi ich zależność od rosyjskich dostaw. Jeżeli kraje te przestaną być krajami tranzytowymi, ton (Rosji) wobec nich stanie się jeszcze bardziej szorstki" - czytamy w "SZ".
Broessler zaznacza, że Nord Stream zmieni także sytuację samej Unii. Przypomina, że UE zapowiadała dywersyfikację źródeł energii. Jak podkreśla, trudno zrozumieć, jak można zbliżyć się do tego celu, pozwalając największemu dostawcy na zwiększenie dostaw. "Gdy rury znajdą się na morskim dnie, stworzone zostaną fakty dokonane, Europejczycy nie będą mieli instrumentów, by przeciwstawić się sile rynkowej rosyjskiego Gazpromu" - ostrzega niemiecki dziennikarz.
Zdaniem Broesslera nie jest to kwestia wyłącznie uczciwej konkurencji. "Rosyjska branża energetyczna jest częścią aparatu władzy i służy oczywiście celom polityki zagranicznej tego państwa" - podkreśla. "Niemcy mogą argumentować, że Rosja, a wcześniej Związek Radziecki, były zawsze solidnymi eksporterami. Nie mogą jednak ignorować faktu, że niektórzy partnerzy w UE mają uzasadnione obawy. Solidarność polega także na tym, że takie obawy traktowane są poważnie" - pisze komentator.
"Niemcy nie powinny się bronić przed wynegocjowaniem przez Komisję Europejską z Rosją warunków dla gazociągu przez Bałtyk" - uważa autor. Być może - zauważa - uda się w ten sposób rozwiać najpoważniejsze zastrzeżenia. "W tym przypadku gazociąg będą musiały zaakceptować także kraje ze Wschodu, które obecnie odrzucają ten projekt" - pisze Broessler.
Jego zdaniem trzeba zaakceptować ryzyko, że nie dojdzie do zgody lub Rosja nie będzie chciała negocjować. Będzie to oznaczało, że Nord Stream 2 nie jest zgodny z europejskimi interesami - konkluduje Broessler.
Z Berlina Jacek Lepiarz