Winston Churchill zwykł był mawiać z przekąsem, że Amerykanie zawsze zastosują właściwą politykę, tyle że po wcześniejszym przekonaniu się, że wszystkie inne rozwiązania zawodzą. Czytając analizy, komentarze prasowe i uczestnicząc w konferencjach nt. kryzysu w strefie euro, mam wrażenie, że ów opisany przez Churchilla model polityki obserwujemy w niekończącej się debacie na temat środków zaradczych w kryzysie strefy euro.
Proponowane rozwiązania, takie jak _ ściana ognia _ (fundusze interwencyjne, chroniące kraje strefy przed bankructwem po wpadnięciu w kłopoty z rynkami finansowymi), euroobligacje (w różnych wariantach) i inne przedsięwzięcia mają jedną zaletę. Dają szansę uspokojenia rynków finansowych w krótkim okresie od paru miesięcy do roku-dwóch. I to jest właśnie cecha takich _ dojutrkowych _ rozwiązań, czy choćby tylko zapowiedzi ich wdrożenia w przyszłości.
Większość polityków kocha takie rozwiązania. Odsuwają one bowiem konieczność powzięcia trudnych decyzji. Trudnych, to znaczy takich, które wymagają zaciśnięcia pasa, czyli cięć wydatków. A także trudnych posunięć deregulacyjnych. Trudnych, bo narażających się różnym środowiskom, które ze swojego monopolu, czy lokalnego _ monopoliku _ mają jakieś korzyści.
Co zapewne zaskoczy niektórych, podobnie myślą banki i inne firmy sektora finansowego. Wystarczy poczytać np. entuzjastyczne komentarze ich przedstawicieli na temat _ poluzowania monetarnego _, czyli po prostu dodrukowywania pieniędzy, czy - bliżej strefy euro - wspólnych obligacji.
To nic, że inflacja w jakimś momencie pokaże swoją brzydką i groźną twarz. To nic, że jeśli nawiesza się na Niemczech za dużo zobowiązań, które multilateralizują koszty, a indywidualizują korzyści, to agencje ratingowe obniżą ostro oceny Niemiec i cały ten mechanizm euroobligacji okaże się kosztowo nie do utrzymania. Ważne, że można będzie odbić straty inwestując tanio pożyczony pieniądz w jakieś kontrakty surowcowe, obiecujące wysokie zyski. Albo można będzie pozbyć się jakichś brzydko pachnących aktywów z krajów mających _ eurokłopoty _. Aby do jesieni (do zimy, wiosny...), a potem się zobaczy...
Piszę to nie dlatego, by pokpić sobie trochę z krótkowzroczności polityków, czy finansistów. Chcę tylko wyjaśnić Czytelnikom, dlaczego można oczekiwać - jak w churchillowskim komentarzu - długiej listy prób nic nie znaczących, nieudanych, czy wręcz szkodliwych dla średnio i długookresowych interesów krajów, ich gospodarek i ich społeczeństw.
I proszę Czytelników, by nie martwili się, że w związku z powyższym kryzys potrwa dłużej. Kryzys i tak potrwa dłużej, bo kryzys strefy euro, czy szerzej globalny kryzys finansowy są częścią większej całości. Tej całości, którą nazywam kryzysem demokratycznego państwa opiekuńczego i polityki ekonomicznej, którą niemiecki filozof Peter Sloterdijk (niegdyś lewicowiec, dziś chyba już libertarianin) nazywa _ zorganizowaną grabieżą przyszłości przez teraźniejszość _. Im więcej _ dojutrkowych _ rozwiązań dzisiaj, tym większy ciężar zrzucony na barki tych, którzy jutro będą tworzyć bogactwo, czyli nasz swojski PKB. I tym głębszy kryzys jutrzejszego państwa opiekuńczego.
Czytaj więcej o kryzysie w strefie euro w Money.pl | |
---|---|
Rostowski: Wtedy wejdziemy do strefy euro - _ Do strefy euro przystąpimy w momencie, kiedy będzie ona na tyle naprawiona, że będziemy uważali, że takie przystąpienie Polski byłoby bezpieczne _ - powiedział dziennikarzom w Luksemburgu Jacek Rostowski. | |
To pewne. Hiszpania zwróci się o pomoc Hiszpański sektor bankowy nie przetrwa bez zewnętrznego wsparcia. Zobacz, ile pieniędzy potrzebują. | |
Polska powinna wejść do strefy euro, kiedy... Mario Monti uważa, że możemy mieć większy wpływ na losy Europy. |