Komu i ile łapówki wręczyć? Z kim porozmawiać, by otrzymać licencję? Polscy przedsiębiorcy, którzy chcą wchodzić na egzotyczne rynki, muszą znać odpowiedzi na takie pytania. Kto im pomaga zdobyć taką wiedzę? Jak przyznaje money.pl Tomasz Pisula z Polskiej Agencji Inwestycji i Handlu robi to właśnie ta państwowa agenda.
- Już dziś jest tak, że jadąc do najbardziej odległego zakątka Ziemi, spotykamy jedną czy dwie polskie firmy, które mają rozpoznany rynek. Ludzie, którzy prowadzą te biznesy, często ściągają tam swoją konkurencję, bo nie są w stanie obsłużyć rynku. To zwiadowcy polskiej gospodarki, których warto wspierać, bo budują markę "Polska" i otwierają nowe rynki - dodaje.
Ile łapówki, do kogo po koncesję?
Polska Agencja Inwestycji i Handlu, która zastąpiła Polską Agencję Informacji i Inwestycji Zagranicznych oraz Wydziały Promocji i Handlu, odpowiada za wspieranie polskich przedsiębiorstw w zdobywaniu kolejnych rynków oraz ściąganie inwestycji zagranicznych do naszego kraju. Postawiła przy tym na rozwiązania, które nie są oczywiste, gdy myślimy o instytucjach państwowych.
- Wyszukiwarka internetowa nie poinformuje przedsiębiorcy, ile wynosi renta korupcyjna w kraju albo o tym, który generał podejmuje decyzje w kluczowych dla nas obszarach. Wyszukiwarka może pokaże informacje o tym, z jakiej rodziny pochodzi, ale nie powie o tym, jakie ma relacje. Z internetu przedsiębiorca się nie dowie, że konkurencja z innych krajów próbowała wejść na rynek, ale koledzy z lokalnego banku są na nich wyczuleni. Nasi pracownicy mają taką wiedzę. Co więcej, są też w stanie umówić spotkania z partnerami biznesowymi czy decydentami - tłumaczy Pisula.
Oczywiście poza nieformalnymi sprawami, PAIH pomaga też organizacyjnie. Na przykład firmy mogą korzystać z biura agencji, jako miejsca pracy i spotkań.
Rekin biznesu dzięki gorzelni?
Do końca 2019 r. Agencja zamierza oferować wsparcie dla polskich firm w co najmniej siedemdziesięciu, a być może nawet stu Zagranicznych Biurach Handlowych PAIH. Chodzi nie tylko p państwa afrykańskie, azjatyckich czy w Ameryce Łacińskiej, ale także u naszych głównych partnerów gospodarczych. Nacisk kładziony jest jednak na rynki szybkiego wzrostu, czyli tzw. kraje rozwijające się.
- Dużo łatwiej zostać rekinem biznesu w Kenii niż USA. Choć sprzedajemy ten sam towar, to możemy znacznie więcej zarobić. Istnieją rynki, gdzie jest duży popyt na wiele towarów, a konkurencja bywa znikoma. Na nich najczęściej następuje także eksplozja demograficzna. Liczba mieszkańców Afryki podwoi się w ciągu 30 lat. Na tym kontynencie są kraje, w których nie ma nowoczesnej infrastruktury, maszyn czy technologii – dodaje Pisula. Te rynki możemy podbijać nie najdroższymi, najnowszymi rozwiązaniami technicznymi, o których opowiada Mateusz Morawiecki, a tymi, którymi dysponujemy od dłuższego czasu.
- To z jednej strony przechowalnie ziemniaków, cebuli czy kukurydzy, a z drugiej strony technologie budowlane, leki i usługi medyczne, maszyny górnicze, akcesoria motoryzacyjne. Z jednego z krajów przywiozłem pytanie o wyrób opakowań z falowanego kartonu - wylicza prezes PAIH.
- Francuzi, Brytyjczycy, Niemcy czy Włosi - to nasza bezpośrednia konkurencja w krajach afrykańskich - dodaje Pisula. To właśnie w oparciu o doświadczenia największych gospodarek świata, które od wielu dekad prowadzą programy wsparcia ekspansji biznesu.
Konkurencja z Chinami
Zdobycie afrykańskich rynków wymaga nie tylko pokonania konkurencji z Zachodu. Od kilkunastu lat coraz śmielej poczynają sobie bowiem przedsiębiorcy z Państwa Środka, choć ich polityka "wspiera" Polaków.
- Chińczycy mają raczej "złą renomę" wśród Afrykańczyków. Ich interesy obliczone są jedynie na otwarcie rynków na swoje towary przemysłowe. To nie są partnerzy, którzy sprzedawaliby technologie pozwalające wykarmić rosnącą liczbę ludności. Dlatego to właśnie nasza szansa. My takie technologie sprzedajemy i za to Afrykańczycy cenią markę "Polska". Do tego nie mamy przeszłości kolonialnej, co jest naszą przewagą wobec wielu europejskich krajów - mówi Pisula.
Będą opłaty
I choć afrykański sen o rynkach do zajęcia brzmi pięknie dla wielu przedsiębiorców, to muszą się liczyć z tym, że za pomoc PAIH będą musieli wkrótce płacić.
- Mamy zgodę na wprowadzenie odpłatności za usługi na poziomie rynkowym. Głównym celem tej decyzji będzie ograniczenie zapytań, na które odpowiedzieć może Google - tłumaczy Pisula. Ten ruch ma pozostawić na jedynie silne przedsiębiorstwa, które mogą sobie na ryzyko eksportowe pozwolić.
- Jak mówią Australijczycy: "surfowanie po wysokich falach, to zajęcie dla przekonanych". Tak samo jest z eksportem - łatwo stracić na ryzyku walutowym czy niestabilności, jak np. w Iranie, gdzie zawsze mogą wrócić sankcje - studzi nadmierny optymizm Pisula.
Mimo wprowadzenia opłat, głównym źródłem dochodów PAIH pozostaną środki z budżetu państwa. Sejm zgodził się, by za dwa lata finansowanie osiągnęło poziom 100 mln zł, czyli dokładnie tyle, ile kosztowało utrzymanie Wydziałów Promocji i Handlu, o których prezes PAIH nie ma najlepszego zdania.
"System emerytalny dla Ministerstwa Gospodarki"
- WPH to był pewnego rodzaju „system emerytalny” dla dawnego Ministerstwa Gospodarki. Z kilkoma wyjątkami, na placówki wyjeżdżali najczęściej pracownicy w okolicy wieku emerytalnego. Za 300 pracowników budżet płacił rocznie 100 mln zł i system był raczej powodem wstydu niż dumy - mówi Pisula.
Jak tłumaczy, jeśli wydatki budżetowe na utrzymanie agencji potraktować jako nakłady inwestycyjne, to "stopa zwrotu" byłaby gigantyczna. - W ubiegłym roku mieliśmy budżet na poziomie 12 mln zł i pilotowaliśmy inwestycje zagraniczne o wartości około 9 mld zł - wylicza.
Eksport dzięki rodzinom?
Tomasz Pisula przyznaje równocześnie, że rekordowe wyniki eksportu, są zasługą koniunktury gospodarczej.
- Mamy bardzo dobrze wykształcone kadry. Do tego w bankach są pieniądze na kredyty, złotówka jest stosunkowo słaba, co wspiera eksport - mówi. I choć to właśnie tania złotówka winduje eksport, to w ocenie szefa PAIH, stanowi jest to szansa, a nie zagrożenie. - Dzięki temu eksportujemy coraz więcej, czym budujemy markę Polski, jako dostawcy najwyższej jakości towarów i usług. Z podwykonawcy przeistaczamy się w partnera handlowego - przyznaje.
Prezes PAIH dodaje, że zna niemieckie produkty, które choć wyprodukowane w Polsce, to sprzedawane są z wysoką marżą jako te z metką naszych zachodnich sąsiadów, ponieważ są "konfekcjonowane" z polskich produktów. - To pokazuje, jak bardzo wysoką mamy jakość. Dlatego czas wychodzić z naszymi produktami za granicę i sprzedawać je pod polskimi markami - podsumowuje.