Prezydent USA Donald Trump ogłosił decyzję ws. paryskiego porozumienia klimatycznego. USA wycofuje się z podpisanego zaledwie 1,5 roku temu zobowiązania. - Porozumienie paryskie jest "w najwyższym stopniu niekorzystne dla USA, działa natomiast na korzyść innych krajów - stwierdził prezydent USA.
- Poczynając od dzisiaj USA zaprzestaną implementacji porozumień paryskich" - powiedział Donald Trump. Dodał, że "amerykańscy pracownicy, których kocha " płacą cenę za postanowienia wynikające z tego traktatu w postaci kosztów, utraty miejsc pracy i ograniczenia produkcji w niektórych sektorach gospodarki.
O zamiarze wycofania Ameryki z zawartego w grudniu 2015 roku porozumienia paryskiego media huczały już od blisko tygodnia. Axios Media podały w sobotę, powołując się na trzy niezależne źródła w administracji prezydenckiej, że Donald Trump powiadomił już najbardziej zaufanych pracowników o zamiarze wycofania się z podpisanego w grudniu 2015 r. w Paryżu porozumienia ONZ o przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym.
Dziś w Ogrodzie Różanym przy Białym Domu zapadła decyzja, którą zwiastowały niezwykle trudne rozmowy w tej sprawie między Donaldem Trumpem i pozostałymi przywódcami państw wchodzących do grupy G7. Trump bowiem odmówił zobowiązania się do realizacji postanowień przełomowego porozumienia paryskiego o ograniczeniu emisji gazów cieplarnianych.
Zostało podpisane w grudniu 2015 r. przez 195 państw w celu utrzymania wzrostu średniej temperatury światowej poniżej 2 stopni Celsjusza do roku 2100. Wymagało ratyfikacji ze strony co najmniej 55 państw, które łącznie wytarzają 55 proc. globalnych zanieczyszczeń.
Zbyt kosztowne porozumienie
Trump niejednokrotnie wyrażał swój sprzeciw wobec postanowień umowy paryskiej podpisanej w ramach konwencji ONZ o przeciwdziałaniu zmianom klimatycznym, uznając przyjęte w niej założenia za zbyt kosztowne dla USA.
Prezydent USA "uparcie twierdził, że środowisko jest dla niego bardzo, bardzo ważne, ale jednocześnie jasno dał do zrozumienia, że cele dotyczące środowiska zatwierdzone przez poprzednią administrację Baracka Obamy są zbyt kosztowne dla amerykańskiej gospodarki" - napisał w komentarzu po spotkaniu na szczycie w Taorminie dziennik "Financial Times".
Ten argument nie przekonuje m.in. słynnego doradcy prezydenta Trumpa. Decyzji sprzeciwia się Elon Musk. Założyciel PayPala i Tesli oraz jeden z najbogatszych ludzi na świecie powiedział, że jeśli Trump wycofa się z porozumienia klimatycznego, to on przestanie doradzać prezydentowi USA. Informację taką podał na swojej stronie internetowej magazyn "Fortune".
Marek Wąsiński, analityk Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych, przekonuje, że kwestia finansowa, to wyjaśnienie populistyczne.
- Argument finansowy Donalda Trumpa to jedynie retoryka. Paryskie porozumienie klimatyczne bowiem nie jest obligatoryjne. Jego niewypełnienie nie wiąże się z sankcjami - podkreśla.
Dodatkowo, jak zaznacza, jego wypowiedzenie również nie przyniesie specjalnych oszczędności Ameryce.
- To nie pomoże przemysłowi wydobywczemu, o którym Trump tyle mówi. Koszty modernizacji elektrowni już zostały poczynione. Inwestycje w zielone technologie to trend nieodwracalny. Największym wrogiem węgla jest bowiem tani gaz, a nie porozumienie klimatyczne - zaznacza.
Poza tym zielona rewolucja już się rozpoczęła i spora część władz stanowych popiera politykę proekologiczną.
- Wiele stanów, z Kalifornią na czele, nie wycofa się z inwestycji w OZE. Podobnie Teksas, który jest stanem związanym z wydobyciem, coraz silniej działa w zielonych technologiach - zaznaczył ekspert PISM w rozmowie z money.pl.
Oczywiście amerykański wkład finansowy w walkę z globalnym ociepleniem, jeśli wziąć pod uwagę poszczególne kraje, był dotąd największy.
- USA z całą pewnością były największym z darczyńców. Zobowiązały się do wpłaty 3 mld dol. na finansowanie działań klimatycznych. USA za kadencji Baracka Obamy wpłaciły dotąd 1 mld dol. - zauważa Marek Wąsiński.
Warto jednak przypomnieć, że również Rada do Spraw Gospodarczych i Finansowych UE podjęła zobowiązania deklarując wkład w finansowanie działań klimatycznych wysokości 100 mld dol. rocznie z różnych źródeł. Tę kwotę miałyby zadeklarować do 2020 roku kraje rozwinięte w celu transformowania gospodarek, aby stały się zrównoważone, odporne na zmianę klimatu i niskoemisyjne. Ministrowie są zgodni, że aby kraje rozwijające się mogły poradzić sobie z problemem zmiany klimatu, potrzebne będą spore środki.
Trump uderza w UE?
Czy wycofanie się USA z porozumienia paryskiego rzeczywiście jest ciosem wymierzonym w Europę? Dla eksperta PISM nie jest to takie oczywiste.
- Dla samego porozumienia klimatycznego wycofanie się USA nie jest zagrożeniem. Nie oznacza, że przestanie ono funkcjonować - tłumaczy Marek Wąsiński. - Spada jednak jego znaczenie. Siłą porozumienia było to, że deklarację podjęły 195 państw wyłączając jedynie Syrię i Nikaraguę, a obejmowało największych emiterów CO2 – Chiny czy USA.
Jak zauważają inni komentatorzy, Trump zamiast uderzyć w Unię, może jej pomóc. "Antyeuropejskość prezydenta USA Donalda Trumpa paradoksalnie może zmobilizować Europę i pomóc w scementowaniu europejskiej jedności" - oceniają w czwartek komentatorzy francuskich gazet.
W podobnym tonie wypowiada się analityk PISM, który przekonuje, że wycofanie się USA z porozumienia niewiele zmienia też w polityce klimatycznej Unii.
- Możemy się spodziewać, że Bruksela przejmie przewodnią rolą w kontaktach z Pekinem. Weźmie też na siebie ciężar negocjacyjny, co wzmocni jej pozycję - podkreśla.
Chiny zapewniły, że będą realizować porozumienie paryskie, nawet jeśli USA wycofają się z tej międzynarodowej umowy. Rzeczniczka MSZ w Pekinie Hua Chunying powiedziała, że Państwo Środka będzie współpracować z Unią Europejską na rzecz utrzymania porozumienia.
Z kolei komentator prawicowego dziennika "Le Figaro" Arnaud de la Grange pisze, że Trump wkrótce uważany będzie za duchowego syna jednego z "ojców założycieli" Unii Europejskiej, Jeana Monneta, za "najlepszego od dziesięcioleci budowniczego Europy".
Zdaniem de la Grange'a stanie się tak wbrew życzeniom amerykańskiego prezydenta, jeśli naprawdę "pragnie on końca (UE), tego mięczakowatego tworu, którym gardzi". Komentator "Le Figaro" dopuszcza jednak możliwość, że Trumpowi może tylko chodzić o to, by "Europejczycy wzięli się za siebie i nieco zapomnieli o wielkim amerykańskim bracie". "Jedno jest pewne - w kilka dni przepaść między brzegami Atlantyku bardzo się pogłębiła" - zaznacza komentator.
Według Laurenta Joffrina, redaktora lewicowego dziennika "Liberation", "Europa traktowana (przez Trumpa) per noga staje wobec wyzwania i musi wziąć się do roboty". "Zło przemienić się może w dobro", jeśli "Europa pokaże ludziom pracy, że potrafi ich chronić (...)" - ocenia Joffrin.
Co to oznacza dla Polski?
Czy decyzja USA będzie miała jakieś konsekwencje dla Polski? Jak przyznaje ekspert, nie bezpośrednio, ale nie może być dla nas obojętna. Polska będzie bowiem po raz trzeci gospodarzem szczytu klimatycznego, a Polak po raz czwarty będzie przewodniczył obradom.
- Dla Polski rejterada USA oznacza przede wszystkim mobilizację i większą pracę. To cios dla starań w polityce klimatycznej. Jako gospodarz przyszłorocznego szczytu w Katowicach będziemy musieli zrobić wszystko, aby wzmocnić globalną współpracę na rzecz klimatu, tak by przykład USA się nie powtórzył - mówi Marek Wąsiński.
Decyzję o tym, że Katowice będą miastem organizującym szczyt, ogłosił w czwartek Jan Szyszko wraz z sekretarz wykonawczą konwencji klimatycznej Patricia Espinosa.
- Ogłosiliśmy konkurs na organizację szczytu klimatycznego w Polsce. Wpłynęły propozycje z dwóch miast - Gdańska i Katowic. Przyjechała komisja ONZ, oceniła dwa miasta. Po wnikliwej analizie wszystkich "za" i "przeciw", wszelkich plusów i minusów, podjąłem dziś decyzję, że ta konferencja odbędzie się w Katowicach - powiedział minister Szyszko.
Sekretarz zaznaczyła, że Polska była nominowana przez Grupę Wschodnioeuropejską Narodów Zjednoczonych, na którą przypadało tym razem nominowanie gospodarza szczytu.
- W istocie może okazać się, że Polska jest najbardziej doświadczonym organizatorem szczytu klimatycznego ONZ. Jestem przekonana, że razem możemy przygotować konferencję w sposób bardzo udany i dzięki temu podniesie się poziom ochrony klimatu.
Szczyty klimatyczne ONZ, czyli tzw. COP (Conference of the Parties) to doroczne globalne konferencje, podczas których negocjowane są działania na rzecz polityki klimatycznej. Polska już dwukrotnie była ich organizatorem - w 2008 r. w Poznaniu i w 2013 r. w Warszawie. Polacy trzykrotnie przewodniczyli Ramowej konwencji NZ w sprawie zmian klimatu: w latach 1999-2000 - Jan Szyszko, 2008-2009 - Maciej Nowicki i 2013-2014 - Marcin Korolec.