Niemiecka gospodarka ostatnio rozwijała się rachitycznie, ale się rozwijała. W trzecim kwartale 2018 już się jednak skurczyła - o 0,2 proc. w porównaniu do drugiego. Te dane nieco zaskoczyły analityków, którzy w większości spodziewali się hamowania o 0,1 proc. Ostatnio na minusie największa gospodarka Unii była w 2014 roku.
Choć spadek na razie nie jest dramatyczny, eksperci są zaniepokojeni. Dr Aleksander Łaszek z FOR podejrzewa, że może to oznaczać, że cała gospodarka unijna wchodzi w spowolnienie. Zaznacza, że 2017 roku był zapewne szczytem koniunktury na Starym Kontynencie i po kilku latach wzrostów musi przyjść kolejny cykl. Ale niewykluczone, że niemieckie problemy są znacznie głębsze.
Money.pl
- Sytuacja gospodarcza za Odrą może się wiązać też z napięciami w światowym handlu. A nie ma chyba bardziej wrażliwej gospodarki na światowe drgania niż właśnie niemiecka - dodaje dr Łaszek z FOR.
Dr Maria Błaszczyk z Uniwersytetu Łódzkiego wskazuje natomiast, że za Odrą przenikają się problemy ekonomiczne, polityczne i społeczne. - Potrzeba było mnóstwo czasu, by w ogóle uformował się tam rząd, teraz mamy zapowiedź odejścia Angeli Merkel na emeryturę. Do tego od kilku lat wyraźnie obserwujemy, że niemiecka klasa średnia jest coraz uboższa. To ma wpływ na społeczne niepokoje. W siłę rośnie na przykład radykalna partia AfD. Sądzę, że gdyby pojawiła się 10 lat temu, to by była na marginesie. Dziś jednak szybko zyskuje popularność - uważa Błaszczyk.
Dr Łaszek mówi, że jest za wcześnie, by prognozować, czy za kiepskim kwartałem za Odrą pójdzie dalsze spowolnienie. Ale jest przekonany co do jednego - jeśli Niemcy naprawdę zaczynają hamować, to polska gospodarka odczuje to jako jedna z pierwszych.
"Jesteśmy dla Niemców podwykonawcą"
- Niemcy to jedna czwarta naszego eksportu. Pod tym względem są Niemcy i długo, długo nikt. Więc pewne jest, że to odczujemy. Z jakimś spowolnieniem u nas więc trzeba się liczyć - uważa Łaszek. Przypomina, że są branże bardziej odporne na międzynarodowe wahania koniunktury, jak budowlanka czy usługi, ale większość polskich firm jest mocno uzależniona od niemieckiego sąsiada. W 2017 r. wysłaliśmy do Niemiec towary za ponad 242 mld zł - to 27,5 proc. całego eksportu. Kolejna na liście Wielka Brytania kupiła od nas tymczasem produkty za niecałe 57 mld zł.
Zdaniem Łaszka więc trudno będzie polskim firmom znaleźć alternatywę dla niemieckiego rynku, jeśli ten zacznie poważnie hamować. Nie tylko zresztą dlatego, że jest to rynek duży i chłonny.
Eksport towarów w 2017 r., Money.pl
- Nie jest tak, że znajdziemy łatwo inne rynki zbytu, które pozwolą nam ochronić się przed niemieckim spowolnieniem. Powód jest taki, że jesteśmy w dużej mierze poddostawcą dla Niemców, którzy z kolei są silnie powiązani z gospodarką światową. Tamtejsze zakłady korzystając z naszych komponentów tworzą produkty, które trafiają na cały świat, chociażby do Chin - mówi Łaszek.
Nie zawsze jednak niemieckie problemy przekładały się od razu na polską gospodarkę. W 2009 r. niemiecki PKB spadł aż o 5 proc., ale Polska pozostała na plusie. - To był jednak specyficzny kryzys. W dużej mierze pomogło nam to, że nasz system bankowy był bardziej konserwatywny - uważa dr Błaszczyk. I uważa, że obecna zadyszka niemieckiej gospodarki ma dużo bardziej koniunkturalny charakter.
A czy niemieckie hamowanie może mieć pozytywne efekty?. - Nasze uzależnienie od niemieckiej gospodarki trudno uznać za zdrowe. Może więc już teraz powinniśmy szukać innych rynków zbytu i się choć trochę uniezależnić? Moim zdaniem zawsze warto to robić. Podam przykład z jabłkami. Kilka lat temu Rosjanie nałożyli embargo na nasze jabłka. Sadownicy najpierw byli przerażeni, ale potem odkryli nowe rynki - na przykład Arabię Saudyjską czy Singapur. Tylko że tam nie kupuje się jabłek za 50 centów, jak w Rosji, ale na przykład za 3 euro. Podobnych szans jest na pewno więcej. Może więc niemieckie hamowanie pozwoli nam je dostrzec i wykorzystać? - zastanawia się dr Błaszczyk
Aleksander Łaszek sugeruje jednak, by na niemieckie, a więc i unijne problemy przygotować się też w inny sposób. - Możemy się oczywiście chronić przed spowolnieniem, usuwając krajowe bariery dla wzrostu, np. upraszczając system podatkowy czy ograniczając chaos prawny. Taki chaos mogliśmy zaobserwować przy ustalaniu nowego wolnego, 12 listopada. Przedsiębiorcy nie mogą dostosować się do takich zmian, jeśli rządzący ogłaszają je z trzytygodniowym wyprzedzeniem - mówi.
Czytaj też: Podliczyliśmy zarobki w różnych zawodach. Wszędzie zarabiamy kilka razy mniej niż Niemcy
* Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl *