Najnowszym akordem jest popularna u naszych południowych sąsiadów polska herbata od Mokate z Ustronia. Tym razem poszło o normy dotyczące alkaloidów: skopolaminy i atropiny oraz rzekomych depresyjnych działaniach. Polski producent broni się i udostępnia badania.
WP money jako pierwsze otrzymało wyniki kontroli zleconej przez polskiego producenta. "Zleciliśmy badania wspomnianych produktów laboratoriom akredytowanym w obszarze Unii Europejskiej: PhytoLab w Niemczech i Eurofins z Pragi. Otrzymane w ostatnich dniach wyniki w pełni potwierdziły, że nasze produkty odpowiadają normom bezpieczeństwa żywnościowego i mogą być sprzedawane" - zapewnia w przesłanym nam komunikacie firma Mokate.
Przypomnijmy, pod koniec 2016 roku Czeska Państwowa Inspekcja Rolno-Spożywcza uznała, że polska herbata może być szkodliwa. Tamtejsze media mówią o działaniach depresyjnych i halucynacjach, a nawet środkach dawniej stosowanych do przesłuchań przez służbę bezpieczeństwa. Winą obarczono zbyt wysoki poziom naturalnych alkaloidów skopolaminy i atropiny w produkowanej na terenie Polski herbacie i dystrybuowanej do wielu sieci handlowych w Czechach.
Jak poinformował w komunikacie rzecznik Państwowej Inspekcji Rolno-Spożywczej Radoslav Pospichal, cytowany przez popularny czeski dziennik "Hospodarske Noviny", polska herbata ma zawierać aż 206 mikrogramów atropiny i 31,7 mikrogramów skopolaminy na kilogram. Zdaniem inspektorów napar o takim stężeniu może wywoływać nawet halucynacje.
Informacja szybko rozeszła się po czeskich mediach i cytowana była przez większość portali internetowych. Media nie omieszkały również przypomnieć Czechom, że obecna w miętowo-żurawinowej herbacie Herbal Tea Loyd skopolamina to alkaloid stosowany podczas przesłuchań przez StB – komunistyczną służbę bezpieczeństwa państwowego w przygotowaniach do procesów politycznych.
Herbata Loyd została wycofana z czeskich sieci sklepów Albert, w których dostępny był polski produkt, a rzeczniczka sieci przepraszała klientów i zapewniła o możliwości zwrotów pieniędzy. Pełzająca wojna handlowa trwa od lat. Problemy z polską herbatą miało również tamtejsze Tesco.
"Przestrzegane przez nas normy ISO, standardy BRC IFS i zalecenia Europejskiego Urzędu ds. Bezpieczeństwa Żywności stanowiły i nadal stanowią dla wszystkich gwarancję właściwej jakości wyrobów. Uznaliśmy, że dobre imię Mokate oraz nasze dalsze relacje z czeskimi odbiorcami wymagają zarówno obiektywnego wyjaśnienia, jak i usunięcia wątpliwości" - czytamy w oświadczeniu. Wyniki badań wraz ze stanowiskiem zostały przedstawione w trakcie spotkania z Czeską Inspekcją.
Nie tylko Loyd, ale też babiczka Jagoda
Wcześniej Czeska Państwowa Inspekcja Rolno-Spożywcza miała również zastrzeżenia do marki Babicka Ruzenka – czyli czeskiego odpowiednika polskiej Babci Jagody, również produkowanej przez firmę Mokate. W tym przypadku chodziło o pestycydy.
W ubiegłym tygodniu Mokate przedstawiła badania na obecność pestycydów w herbacie Babicka Ruzenka. - Pokazują one, że produkt jest całkowicie zdatny do spożycia – przekonywał mec. Janusz Malarz, szef działu prawnego firmy Mokate S.A.
Gdzie leży problem? Mokate wyjaśnia, że to kwestia różnicy w interpretacji norm i przepisów unijnych, bo temat ten jest bardzo złożony. - W pewnym aspekcie inspekcja dokonuje oceny. Odbyło się spotkanie z czeską inspekcją i przedstawiliśmy nasze stanowisko. Przeprowadzone badania dowodzą, że nie ma w tym przypadku jakiegokolwiek zagrożenia i produkt jest bezpieczny – podkreślił mec. Malarz.
Czy to kolejny akt wojny polsko-czeskiej? - Kulminacja napięcia w kontaktach polsko-czeskich opadła po aferze solnej, ale zła atmosfera wokół polskich produktów i czeskich zastrzeżeniach wciąż jest podgrzewana przez media. Za dużo mówi się o tym konflikcie - stwierdza Magdalena Holeksova, dyrektor Czesko-Polskiej Izby Handlowej w Ostrawie.
Wojna polsko-czeska i czesko-polska
Nie jest tajemnicą, że między Polską a Czechami ten konflikt trwa od co najmniej czterech lat. Na początku 2012 roku wybuchła tzw. afera solna. Czeska izba producentów żywności ostrzegła konsumentów przed kupowaniem jedzenia z Polski ze względu na możliwą zawartość soli przemysłowej, a szef czeskiej Inspekcji Rolnej ostro skrytykował Polskę za niedostarczenie informacji na ten temat.
- Polska żywność jest bardzo silnie obecna na czeskim rynku. Jest jej dużo i jest powszechnie dostępna. Nie powinniśmy się więc dziwić, że przy takiej skali zdarzają się produkty, które są kwestionowane – stwierdza Magdalena Holeksova.
Ale nie tylko sól była solą w oku Czechom. Na cenzurowanym było już polskie mięso, a w listopadzie 2016 roku Czesi zdecydowali o zniszczeniu 5 mln polskich jaj. Chodziło o zagrożenie skażeniem salmonellą z jajek polskiej firmy Fermy Drobiu Woźniak.
Liczbę spraw, nieporozumień i wzajemnych kontroli dyrektor Czesko-Polskiej Izby Handlowe tłumaczy efektem skali. - Polska żywność jest bardzo silnie obecna na czeskim rynku. Jest jej dużo i jest powszechnie dostępna. Nie powinniśmy się więc dziwić, że przy takiej skali zdarzają się produkty, które są kwestionowane – przekonuje Holeksova.
Być może wspomniana skala jest jednym z powodów, ale łączy się z nią nieuczciwa walka w ochronie rynku. Głośnym skandalem skończyła się antypolska kampania, którą rozpoczął jeden z czeskich lokalnych producentów okien. Svet Oken w reklamie przekonywała czeskich konsumentów, że unikną kłopotów, jeśli nie będą kupować polskich okien. Polscy producenci wystosowali wówczas pisma z protestem do czeskiego odpowiednika Urzędu Ochrony Konkurencji i Konsumentów oraz Inspekcji Handlowej.
Jedną z najbardziej absurdalnych potyczek w tej wojnie polsko-czeskiej była szklarnia stojąca po polskiej stronie, ale niedaleko czeskiej granicy. Obiekt, wybudowany przez firmę Citronex, media opisały jako źródło łuny świetlnej, przez którą mieszkańcy okolicznych czeskich miejscowości nie mogą spać. Alarm wszczęło nawet czeskie Towarzystwo Astronomiczne, które twierdziło, że szklarnia świeci jak 100-tysięczne miasto. Citronex odpierał te zarzuty, mówiąc, że budowa odbyła się zgodnie z wszelkimi wymogami prawnymi.
Specjalne poruszenia
- Paliwa do nieporozumień polsko-czeskich dostarczają obie strony. Nie mogę zdradzić szczegółów, ale właśnie zostałam poinformowana o problemach czeskich produktów w Polsce – podkreśla Holeksova.
Trochę inne światło rzuca na sprawę jednak to, co wyszło na jaw w grudniu 2014 roku. Czeskie służby otrzymały specjalną instrukcję, która zaleca szczególnie dokładne kontrolowanie artykułów spożywczych pochodzących z Polski. Dokument zatytułowano: "Nadzwyczajna kontrola bezpieczeństwa i jakości oraz oznaczenia wybranych rodzajów artykułów spożywczych pochodzących z Polski".
Nakaz wydał wówczas dyrektor Departamentu Kontroli Laboratoryjnej i Certyfikatów Państwowej Inspekcji Rolnej i Żywności. Kontrolą miały zostać objęte główniej polskie warzywa i owoce ze szczególnym uwzględnieniem jabłek, mięsa, wyrobów wędliniarskich, mleka, serów, a także ryb. Co istotne ta instrukcja nie obejmowała żywności z innych państw unijnych.
Polscy producenci żywności działający na czeskim rynku głośno mówią o szykanach i czarnym PR czy dodatkowych wymogach dokumentacyjnych i certyfikacyjnych. Składali nawet w tej sprawie skargi w Parlamencie Europejskim.