Choć Polska i Węgry solidarnie sprzeciwiły się przyjęciu tzw. dyrektywy o pracownikach delegowanych, przepisy zostały zatwierdzone. Tym samym niekorzystne dla polskich firm transportowych przepisy wejdą w życie od 2020 r.
W trakcie głosowania, w którym uczestniczyli ministrowie zajmujący się w swoich krajach sprawami społecznymi, przeciwko dyrektywie opowiedzieli się Stanisław Szwed z Polski oraz Katlin Novak z Węgier. To jednak nie wystarczyło do zablokowania przepisów przyjętych pod koniec maja przez Parlament Europejski. Od głosu wstrzymały się Łotwa, Litwa, Chorwacja i Wielka Brytania.
Tym samym od 2020 r. polskie firmy po 12 miesiącach delegowania pracowników do innych państw unijnych, będą musiały zrównać ich pensje z płacami oferowanymi na terenie tego kraju. To przede wszystkim problem dla polskiej branży transportowej, która m.in. dzięki niskim cenom zdołała zdominować wspólnotowy rynek. Dotychczas bowiem wymogiem było wypłacanie przynajmniej płacy minimalnej, ale składki wchodzące w skład pensji można było odprowadzać w kraju pochodzenia. Teraz wszystkie składniki pensji mają być identyczne z tymi wypłacanymi pracownikom lokalnym. Pomysł zmiany przepisów zgłosił jeszcze w trakcie kampanii prezydenckiej Emmanuel Macron. Uzasadniał je walką z „dumpingiem socjalnym” stosowanym przez środkowoeuropejskie państwa.
Szansą na uratowanie polskich firm transportowych są trwające negocjacje nad przyjęciem pakietu transportowego, czyli szczegółowych rozwiązań obejmujących pracę kierowców.