O takich skutkach rozszerzania unii walutowej pisze w środę "Rzeczpospolita". Jak czytamy, w tej chwili dziewięć krajów UE posługuje się własną walutą. Odpowiadają one za jedną czwartą gospodarki całej Wspólnoty, mieszka w nich też jedna czwartak ludności UE.
Ale po przyjęciu euro przez Rumunię, Bułgarię i Chorwację - a kraje te są już na końcowym etapie przygotowań - znaczenie krajów pozostających poza unią walutową spadnie. Będą one wtedy stanowiły jedną szóstą unijnej gospodarki, a liczba ludności, która je zamieszkuje, to będzie zaledwie 12 proc. całej populacji Unii.
Tym krajom nie pomoże też fakt, że w przyszłym roku Wielka Brytania ma formalnie opuścić UE. A to właśnie to państwo - twardo stojące przy płaceniu funtem szterlingiem - było adwokatem innych krajów spoza unii walutowej. Polska roli adwokata nie przejmie, bo nie ma takiego potencjału - pisze "Rz".
Posiadanie wspólnej waluty oznacza dołączenie do unijnej pierwszej ligi - czytamy. Większość ekonomistów jest zgodna, że w dłuższym okresie wspólny pieniądze się opłaca. Już sama deklaracja, że jesteśmy chętni do przystąpienia do unii walutowej, otworzyłaby nam na przykład możliwość skorzystania z wartych kilkadziesiąt miliardów euro linii budżetowych w nadchodzącej perspektywie finansowej - mówi gazecie ekonomista Janusz Jankowiak.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez * *dziejesie.wp.pl