Został oczyszczony z zarzutów wyłudzania VAT na francuskim rynku uprawnień do emisji dwutlenku węgla. Teraz będzie domagać się kilkudziesięciu milionów euro odszkodowania od państwa francuskiego. Jarosław Kłapucki spędził rok w ciężkim więzieniu, a jego firma została zniszczona.
Wywiad z Kłapuckim opublikował "Puls Biznesu". Polski biznesmen, którego firma Consus działała na francuskim rynku uprawnień do emisji CO2, padł ofiarą nadgorliwości tamtejszego wymiaru sprawiedliwości.
Sprawa zyskała nad Sekwaną duży rozgłos i została okrzyknięta mianem "afery stulecia". Francuskie władze oszacowały straty budżetu na 1,4 mld euro. Media żyły głównie procesem dwójki głównych oskarżonych, których porównywano do bohaterów filmu "Wilk z Wall Street".
Jak tłumaczy Kłapucki, choć oszustw na podatku VAT dokonywała mała część klientów jego firmy, prokurator uznał, że "jako lider rynku" musiał wiedzieć o całym procederze. Sąd pierwszej instancji wydał wyrok w czasie kampanii wyborczej, bez sprawdzania argumentów firmy Consus.
Jak się okazało, główną przyczyną oszustw na tak wielką skalę okazały się luki we francuskim systemie obrotu uprawnieniami do emisji CO2 oraz brak współpracy pomiędzy najważniejszymi instytucjami.
Dopiero sąd drugiej instancji pochylił się nad merytorycznymi aspektami sprawy i oczyścił Kłapuckiego i jego firmę z zarzutów - jako jedynego ze skazanych. Prokuratura postanowiła nie składać skargi kasacyjnej od wyroku uniewinniającego, przyznając się w ten sposób do błędu.
Biznesmenowi to jednak nie wystarcza. Już w sierpniu złożył skargę do Europejskiego Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu, a teraz szykuje proces o odszkodowanie w wysokości "kilkudziesięciu milionów euro" za straty wizerunkowe i materialne.
- Zniszczona reputacja nie ułatwi powrotu do biznesu, ale na pewno nie usiądę w domu na kanapie - zapewnia Kłapucki w rozmowie z "Pulsem Biznesu". - Za wcześnie jednak na rozmowę o konkretnych planach - zaznacza.