Według Kwiecińskiego jesteśmy na ten moment czwartą diasporą na świecie. Słowa ministra nie znajdują potwierdzenia w raportach, choćby w danych udostępnionych przez Światowe Forum Ekonomiczne. Tam próżno szukać Polski nawet w pierwszej dziesiątce. Królują Indie (blisko 16 mln ludzi poza granicami kraju) i Meksyk (nieco ponad 12 mln).
Ministrowi chodziło więc zapewne także o ludzi polskiego pochodzenia, a więc emigrantów w drugim lub jeszcze wcześniejszym pokoleniu. To zgadzałoby się z danymi polskiego Ministerstwa Spraw Zagranicznych, które właśnie na 15-20 mln ludzi oceniają Polonię na świecie.
Kwieciński mówi, że Polaków z odzysku chciałby przyciągać nie tylko po to, by wypełnili lukę na rynku pracy, lecz także, by przywieźli ze sobą kapitał. Pomysł rządu nie jest nowy. Najbardziej znany na świecie przykład to Irlandia.
Celcie, czy ci nie żal?
To kraj, którego oddziaływanie kulturowe daje mu o wiele większe wpływy niż wynikałoby to z jego rozmiarów czy populacji (ok. 4 mln ludzi). Siła ta wynika z rozmiarów irlandzkiej diaspory. Tamtejsze Ministerstwo do spraw Diaspory i Rozwoju Międzynarodowego ocenia jej wielkość na 70 mln ludzi. I jej sprawy Irlandczycy traktują bardzo poważnie (o Irlandczykach za granicą wspomina się nawet w drugim artykule irlandzkiej konstytucji).
Dedykowanie diasporze jednego urzędu na szczeblu rządowym to jedno. Drugie to szereg stron internetowych, dzięki którym Irlandczycy dowiedzą się, jak mogą wrócić do swojej starej ojczyzny. Rządowa agenda pomaga we wszystkim: uzyskaniu paszportu, mieszkania, pracy, a nawet pomoże tym, którzy na Zielonej Wyspie chcą spędzić swoją emeryturę.
Jest także plan dedykowany tym, którzy po powrocie do kraju przodków chcieliby otworzyć własny biznes (czyli robić to, czego od Polonii oczekuje minister Kwieciński). Obecnie w Irlandii działa pięć rządowych programów wsparcia. Przykładowo jeden z nich - program dla małego biznesu - obejmuje 2 mld dolarów wsparcia dla ludzi, którzy wracają do Irlandii i chcą przejść na swoje.
Efekty? Raczej niewielkie. Z programu Back for Business, zainicjowanego przez resort ds. diaspory w listopadzie 2017 r., korzysta obecnie zaledwie 45 osób, które zdecydowały się wrócić do Irlandii i tam kontynuować swoją karierę w biznesie.
Trochę lepiej idzie z zarządzaniem organizacją The Ireland Funds. Przez ponad 42 lata istnienia fundusz zebrał wśród irlandzkiej diaspory ok. 600 mln euro. Tyle tylko, że to organizacja stricte filantropijna.
Olbrzymia konkurencja
Jak widać, reemigracja to ciężki kawałek chleba. W dodatku w dzisiejszym świecie konkurencja jest olbrzymia. Przykład? Szereg krajów ma np. ułatwienia dla osób, które chcą zakładać start-upy. Firmy z branży IT to jedne z najbardziej kosmopolitycznych przedsiębiorstw, zasysające talenty z całego świata. Czy jeśli ktoś o polskich korzeniach chciałby założyć nowy start-up, to wybrałby Polskę tylko ze względu na sentyment do "starego kraju"? Raczej wątpliwe.
Wątpliwości budzi też pomysł, aby Polacy powracający z Londynu czy USA wypełnili lukę na rynku pracy. Przedsiębiorcy zaraz po braku rąk do płacy narzekają przecież na presję płacową. Trudno oczekiwać, by ktoś chciał wracać do kraju, w którym czekają na niego znacznie cięższy rynek pracy oraz gorszy start niż w kraju zamieszkania. Na terenie samej Unii Europejskiej mieszka niemal 3,5 mln Polaków, co czyni nas europejskimi rekordzistami. Tak wynika z opracowania Pew Research Center na podstawie danych ONZ. Według GUS na koniec 2015 r. liczba ta była o milion mniejsza.
Prędzej można się spodziewać, że nad Wisłą będą osiedlać się cudzoziemcy. Od dwóch lat saldo migracji w Polsce jest dodatnie. Po raz pierwszy w powojennej historii zdarzyło się tak w 2016 roku - o 1,5 tys. osób więcej przybyło do Polski niż z niej wyjechało. Według Ośrodka Badań nad Migracjami ten trend będzie się utrzymywał. W połowie XXI w. możemy się spodziewać, że udział obcokrajowców w populacji Polski wyniesie 12-14 proc.
Już w 2016 r. imigracja zarobkowa do Polski wyniosła niemal 700 tys. osób, co czyni nas liderem wśród krajów OECD. Do Polski ludzie chcą przyjeżdżać, tylko niekoniecznie są to sami Polacy. Pytanie więc, czy nie warto skupić się na programach integracyjnych dla tych, którzy chcą się osiedlać nad Wisłą, czy też czekać na Polaków wracających z emigracji. Ta druga grupa staje się coraz bardziej mityczna.
Masz newsa, zdjęcie lub filmik? Prześlij nam przez dziejesie.wp.pl