Francuzki zaprotestowały w mediach przeciwko znacznie mniejszym wynagrodzeniom niż te, jakie otrzymują mężczyźni za wykonanie tej samej pracy. Organizatorki protestu apelują do kobiet o przyłączenie się do tak zwanego strajku "islandzkiego".
Średnio we Francji różnica w wynagrodzeniu między kobietą a mężczyzną wynosi piętnaście procent, ale może dochodzić także do jednej czwartej pensji, w przypadku na przykład tej samej pracy wykonywanej przez panów i panie w bankach.
Z wielką niechęcią przyjmowane są urlopy macierzyńskie pracowniczek. To pozbawia je możliwości otrzymania premii i stąd tak duża różnica w wynagrodzeniu, co spowodowało, że w poniedziałek Francuzki wezwały do protestu.
Nie chodzi o masowy strajk wzorem kobiet w Islandii, lecz raczej o uświadomienie wszystkim istniejącym dysproporcji w wynagrodzeniach osób o takim samym wykształceniu, takich samych kwalifikacjach, których jedyne, co różni, to płeć.
Jak obliczono, od godziny 16:34 7 listopada do końca roku różnica między ich pensjami i tymi, jakie otrzymują mężczyźni, sprawia, że Francuzki pracują... za darmo. Dane te pochodzą z analiz raportu opracowanego przez ośrodek Eurostat w skali całej Unii.